Twórczość Mai Lidii Kossakowskiej znam i lubię od lat. To jedna z tych autorek, po której książki sięgam bez zastanowienia, w końcu wiem, że się nie zawiodę. Aczkolwiek muszę zaznaczyć, iż nie zawsze dany tytuł w stu procentach przypada mi do gustu. Czy tak było w przypadku Zakonu Krańca Świata? Przekonajcie się, czytając niniejszą recenzję.
Końska Czaszka
Wychodzę z założenia, że blurby umieszczone na okładkach książek bardzo często zamiast zachęcać do czytania, zniechęcają. No bo co sobie myślicie, czytając: „Kossakowska podrzuciła swojemu bohaterowi cały arsenał przekleństw, uzbroiła w zestaw cech typowego samca, przydała pierwiastek żeński przy boku i wypuściła na głęboką wodę: idź, walcz, obrywaj po gębie, ale podnoś się i goń do przodu”? Ja to odbieram jako całkowite spłycenie postaci Larsa Bergersona i przedstawienie go jako szowinisty, którego w życiu obchodzi tylko to, kogo za chwilę zleje na kwaśne jabłko.
Berg – zwany też Końską Czaszką ze względu na swój gildiowy tatuaż – może i został obdarzony dużą ilością testosteronu, jednak absolutnie nie jest to typowy mięśniak! A te wszystkie przekleństwa, bójki i agresywne zachowania mają sens, ponieważ owy bohater pała się bardzo niebezpiecznym zajęciem. Mianowicie jest grabieżcą, lub inaczej mówiąc –pozyskiwaczem. Ze względu na wrodzony talent mężczyzna potrafi przenosić się do innego wymiaru i – już za pomocą specjalistycznej aparatury – wynosić stamtąd bezcenne pryzy (w wolnym tłumaczeniu to takie stalkerowe artefakty).
Swoją drogą, inspirowanie się przez autorkę Piknikiem na skraju drogi jest dość widoczne. Aczkolwiek nic w tym dziwnego, w końcu to jedna z najważniejszych książek fantastycznych, która natchnęła całe pokolenia młodych pisarzy! Chcecie dowodów? Sięgnijcie po książki z Fabrycznej Zony.
Mistrzowie Blasku
Wyobraźcie sobie, że przywódcy kilkunastu sekt zdobywają wiedzę, która pozwala im na zmianę rzeczywistości. Tworzą zatem osobny wymiar dla siebie i swoich wyznawców, gdzie ich słowo jest prawem. Całości nadają charakter religijny, jakoby tylko godni mogli przejść wraz z nimi do raju, a ci, którzy pozostali, to niegodziwcy i szubrawcy, zasługujący na śmierć w męczarniach. Wszak, jak powszechnie wiadomo, homo homini lupus.
Owych przywódców z racji na poziom wykształcenia, jaki reprezentują, nazwano Mistrzami Blasku. To właśnie oni nauczali swoich akolitów i podwładnych, co przełożyło się na rozwój technologiczny wymiaru, w którym żyli. Nie dajcie się jednak zwieźć na pokuszenie, ich dominium wcale nie jest tak wspaniałe, jak mogłoby się wydawać. Surowi i okrutni liderzy nie znają litości dla wrogów. W związku z tym zastawiają pułapki na pozyskiwaczy, które bardzo przypominają anomalie występujące w zonie.
Jak po grudzie?
Muszę przyznać, że przez pierwszą część dosłownie przefrunęłam ze względu na tempo akcji, a podczas lektury drugiej ugrzęzłam w błocie, przez które zresztą musiał przejść główny bohater. Aczkolwiek nie jest to wynikiem słabej jakości prozy Kossakowskiej. Po prostu tom numer jeden o wiele bardziej przypadł mi do gustu. Mistyka kolejnej odsłony przygód Berga jest bardzo ciekawa, aczkolwiek nieco przytłaczająca. Choć z drugiej strony czegóż ja się spodziewałam? U tej autorki książki nigdy nie są lekkie i przyjemne, ponieważ traktują o rzeczach ważnych, często wstrząsających czy kontrowersyjnych.
Podsumowanie
Maja Lidia Kossakowska pisze niezwykle po męsku, jej styl jest bardzo bezpośredni i po prostu rewelacyjny. Jeśli macie ochotę na prawdziwą przygodę zakorzenioną w mitologii i zainspirowaną uniwersum S.T.A.L.K.E.R.-a, koniecznie przeczytajcie Zakon Krańca Świata. Ponadto autorka jest jednym z najważniejszych polskich twórców fantastyki, a recenzowana właśnie książka to tytuł już moim zdaniem kultowy. W końcu doczekał się trzeciego wydania, a to wiele mówi o popularności. A jeśli jeszcze nie czujecie się przekonani, to dodam, że występuje tu motyw drogi, zatem jeśli przeczytancie Zakon Krańca Świata, będziecie mogli odhaczyć jedno z czytelniczych wyzwań Ostatniej Tawerny na 2018 rok!