Marvel wielokrotnie w swoich komiksach opowiadał o starciach superbohaterów z łotrami wszelkiej maści. W Marvel Noir twórcy mogli pójść zupełnie w inną stronę, popuścić wodze fantazji i znanych bohaterów przenieść do świata mafijnych porachunków. Czy z połączenia Marvela z klimatem gangsterskim wyszedł dobry komiks?
Dardevil w czasie prohibicji
Marvel Noir jest potężną cegłą, która nie tak łatwo mi ocenić. Głównie dlatego, że na całość składają się cztery historie, a każda złożona z czterech zeszytów. Pierwsza poświęcona została Dardevilowi, kolejna Luke’owi Cage’owi, następna Tony’emu Starkowi, a ostatnia Punisherowi. Każda trzyma inny poziom, więc zaczniemy od najsłabszej. Opowieść o zamaskowanym obrońcy z Hell’s Kitchen wypada mocno przeciętnie. Czuć tutaj klimat noir, nie chodzi tylko o oprawę graficzną (wiecznie padający deszcz, mocno ciemne kadry, momentami trochę nieczytelne, gangsterzy rodem z czasów prohibicji), ale też protagonistę i jego bogate życie wewnętrzne (tych jego przemyśleń na poszczególnych kadrach jest wręcz za dużo). Dużo gorzej wygląda to pod względem fabularnym, bo to jest po prostu kolejna opowieść o starciu Dardevila z Kingpinem. Mamy tu intrygę, niespodziewane zwroty akcji i mnóstwo scen walki, ale nie przemówiło to do mnie. Komiks do przeczytania i zapomnienia. Był to dla mnie spory zawód, bo po serii Noir spodziewałem się, jakiś ciekawszych zmian względem głównego nurtu komiksów superbohaterskich od Marvela.
Krótka opowieść o amerykańskim rasizmie
Historia poświęcona Luke’owi Cage’owi zawiera już kilka ciekawych elementów. Cage wychodzi z więzienia po dłuższej odsiadce i wplątuje się od razu w grubszą intrygę. Należy on zdecydowanie do gości, którzy najpierw biją, a potem zadają pytania. Prawdziwy twardziel, który bardziej przypomina gangstera niż bohatera. Ciekawa historia, choć przewidywalna, ale dostaje ode mnie plusa za bardzo dobre i zaskakujące zakończenie. Najbardziej spodobał mi się tutaj motyw budowy mitu o protagoniście w lokalnej społeczności. Opowieść o Punishrze jest podobna do tej poświęconej Cage’owi. Mamy identyczne gangsterskie klimaty, motyw porachunków, ale też zemsty, choć w przypadku tego komiksu, ten element odgrywa pierwszorzędne znaczenie. Pierwszy rozdział według mnie był genialny, bo pokazywał Franka zmęczonego życiem, który walczył na wojnie, stracił żonę, a teraz opiekuje się synem i musi mierzyć się z gangsterami wymuszającymi haracz. Ale im bliżej było finału, tym historia robiła się coraz głupsza, a powrót jednej z postaci, był według mnie kompletnie absurdalny. Po naprawdę obiecującym początku rozczarowałem się tą opowieścią, ale to nadal solidny akcyjniak. Przez co wkręciłem się w tę historię i podobała mi się bardziej niż komiks o Dardevilu.
Filmowa przygoda!
O dziwo, wisienką na torcie okazał się Iron Man Noir. Bo to opowieść odmienna od pozostałych trzech. W tamtych mamy do czynienia z gęstym klimatem noir. Natomiast historia poświęcona Iron Manowi, to nic innego, jak kolejna wypasiona przygoda Indiany Jonesa. Tony Stark wyrusza na poszukiwanie mitycznej Atlantydy, a za nim w pogoń podążają naziści! Myślę, że nie ma sensu bardziej rozwijać tego tematu. Choć na pierwszy rzut oka brzmi to mało ciekawie, to przyznaję, że Scott Snyder stworzył porządny komiks akcji, momentami miałem wrażenie, że zamiast Tony’ego widzę Harrisona Forda w swojej ikonicznej roli! Bawiłem się po prostu wyśmienicie w czasie lektury!
Komiks piękny, jak film noir
Do wydania mam jedno poważniejsze zastrzeżenie. Jakość pozostawia wiele do życzenia. Już w czasie lektury grzbiet zaczął się ruszać, a po zakończeniu lektury wystarczy wziąć tę cegłę do ręki, aby wiedzieć, że to używka, która była kilka razy czytana. Mam też drobne obiekcje względem okładki, ale jak mówiłem opowieść o Dardevilu najmniej mi się spodobało, może więc z tego względu o wiele chętniej zobaczyłbym na niej Iron Mana czy Punishera. Jeśli zaś idzie o oprawę graficzną, to ogólnie artyści podołali zadaniu. Historie poświęcone Daerdevilowi, Cage’owi i Punisherowi są rysowane w klimacie noir i mogą się podobać. Natomiast kreska w Iron Manie w wielu miejscach jest bardzo spektakularna, ale tak jak mówiłem, to kolejna przygoda genialnego archeologa… a nie wróć Tony’ego Starka.
Czy warto cofnąć się w czasie i dołączyć do superbohaterów w międzywojniu?
Zastanawiam się, czy mogę polecić z czystym sumieniem Marvel Noir… Z jednej strony jakościowo nie powala, choć strony barwione na czarno wzmacniają pozytywne doznania estetyczne. Z drugiej strony artyści sprawnie przenieśli superbohaterów do czasów międzywojnia, do okresu prohibicji i gangsterskich porachunków. Jednocześnie jednak opowieści nie należą do wybitnych, ale nie da się ukryć, że dostarczają po prostu mnóstwo frajdy. To jest jak oglądanie kolejnego filmu akcji z Bruce’em Wilisem czy Sylvestrem Stallonem. Niby niczym cię nie zaskoczą, ale bawisz się wyśmienicie i nie żałujesz poświęconego czasu. Pewnym mankamentem może być też wysoka cena, ale jednak jest, to coś więcej niż kolejny typowy superbohaterski komiks Marvela. Koniec końców, ja nie żałuję spędzonego czasu przy Marvel Noir, chętnie postawię go na półce i jeszcze do niego wrócę. Pomimo wymienionych wad, to po prostu kawał solidnej rozrywki.