Kto czytał moją recenzję dwóch pierwszych tomów Ikigami, ten wie, jak bardzo manga ta przypadła mi do gustu. Dystopia napisana przez Motorō Mase skłania do refleksji i nie pozwala o sobie zapomnieć. Czy kolejne tomy opisujące pracę Kengo Fujimoto są równie dobre, co pierwszy i drugi?
Kilka słów przypomnienia
Na mocy Dekretu o Nieustannym Rozwoju Kraju – znanego też jako roz-kraj – co tysięcznemu dziecku podczas pierwszego dnia szkoły wstrzykuje się nanokapsułkę, która wybucha między dziewiętnastym, a dwudziestym czwartym rokiem życia, wywołując zgon. Oczywiście prawie nikt nie wie, który z uczniów otrzymuje śmiercionośny zastrzyk. Dzięki temu ludzie mają przede wszystkim zdawać sobie sprawę z nieuchronności śmierci i kruchości ludzkiego życia (co w teorii powinno przełożyć się na to, że obywatele staną się jak najlepszą wersją siebie). Kolejnym powodem wprowadzenia roz-kraju jest chęć obniżenia odsetka przestępczości.
Tytułowe ikigami to zawiadomienie o śmierci dostarczane do delikwenta przez urzędnika mianowanego do tego trudnego zadania. Od momentu otrzymania tejże legitymacji od pracownika Ministerstwa Zdrowia człowiekowi pozostają równo dwadzieścia cztery godziny życia. Główny protagonista mangi, Fujimoto, pełni funkcję dostarczyciela złej wiadomości. Charakter wykonywanego zawodu ciąży mu na barkach i skłania do refleksji nad sensem życia i śmierci.
Nie ludzie, a świnie
Tak jak poprzednio, tomy Ikigami podzielone są na epizody. Każdy z nich opowiada o innej osobie. Motorō Mase dogłębnie porusza czytelnika, sięgając po tematy trudne – często będące tabu. Głównie dlatego lektura tej mangi wymaga od odbiorcy wrażliwości i doświadczenia. Obawiam się, że w przeciwnym razie Ikigami może zostać niesłusznie odebrane jako zbiór tragicznych, wpędzających w głęboką depresję historii.
Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak autor pokazuje nam bądź co bądź to samo zagadnienie w coraz to nowej aranżacji w każdym rozdziale. Niby wszystkie historie opowiadają o osobie, która otrzymała ikigami, jednak za każdym razem Motorō Mase porusza inny problem społeczny. Nieszczęśliwcy przeżywający ostatnie dwadzieścia cztery godziny życia diametralnie się od siebie różnią, mają całkowicie inne problemy. Czy wszyscy staną na wysokości zadania i odejdą z godnością? Czy w ostatnich chwilach uda im się dokonać czegoś niezwykłego? Autor nie oszczędza swoich czytelników i raz za razem łamie im serca, opisując brutalną – i niestety bardzo realistyczną – rzeczywistość.
Kengo Fujimoto i jego rozterki
Jak się z pewnością domyślacie, dostarczanie wyroku nie pozostaje bez znaczenia dla zwiastuna śmierci. Zawód ten obciąża psychicznie urzędników, którzy – co jest naturalne – zaczynają prędzej czy później zastanawiać się nad sensem i użytecznością programu roz-kraj. Fujimoto kwestionuje zasadność Dekretu o Nieustannym Rozwoju Kraju i to, czy rzeczywiście wpływa on na zmniejszenie odsetka przestępczości. Wreszcie protagonista zadaje sobie pytanie, czy to, w jaki sposób dostarcza ikigami, może wpłynąć na zachowanie nieszczęśnika?
Podsumowanie
Ikigami zdecydowanie wybija się spośród innych tytułów tego typu. Przyznam szczerze, że nawet Dawca nie wywołał we mnie tylu skrajnych emocji. Choć obecnie od kilku już lat panuje moda na dystopie – przez co rynek zaczyna być przesycony – polecam serię autorstwa Motorō Mase każdemu świadomemu czytelnikowi. Jeśli kiedykolwiek usłyszeliście od jakiegoś ignoranta, że komiksy są dla dzieci, wciśnijcie mu w ręce Ikigami.