Lata pięćdziesiąte XX wieku, Stany Zjednoczone podzielone na lepszych i gorszych. Białych i czarnych. Ci pierwsi mogą robić, co chcą, łącznie z samowolnym wymierzaniem sprawiedliwości, atakowaniem, upadlaniem i gnębieniem. Kogo? Oczywiście, że ciemnoskórych, którzy wyłącznie przez odmienny kolor skóry traktowani są zaraza. A tę przecież należy tępić.
W tych czasach przyszło żyć i starać się fukcjonować Atticusowi Turnerowi, dwudziestodwuletniemu byłemu żołnierzowi i fanowi literatury fantastycznonaukowej. Nie jest mu łatwo – dla nienawidzącego go kraju walczył na froncie, więc tym bardziej kłuje go w oczy panująca niesprawiedliwość społeczna. Jeszcze trudniej jest jednak wpasować się w owe realia jego ojcu Montroseowi, upartemu mężczyźnie, fanatycznie poszukującemu informacji o przeszłości matki Atticusa. Właśnie teraz wpadł on na trop z nią związany i listownie ściągnął syna w rodzinne strony tylko po to, by po raz kolejny udowodnić swoje racje.
Atticus nie spodziewa się, że wyprawa śladem opiekuna przerodzi się w niebezpieczną rozgrywkę z wyższymi siłami, w którą zaangażowane zostanie całe jego najbliższe grono.
Przewodnik Bezpiecznego Murzyna
W opisanych przygodach Atticusa oraz osób z jego grona dominuje wątek rasizmu, który początkowo może czytającego wręcz przytłoczyć. Bohaterowie muszą się kryć, uciekać i uważać na każde używane przez siebie słowo. Podpaść białym mogą bowiem za wszystko, łącznie z tym, że mają samochód, jedzą banana czy też proszą o zostanie obsłużonym w konkretnej restauracji. Ciężko mi się o tym czytało, gdyż mój poziom empatii powodował, że zbyt mocno wczuwałam się w położenie przedstawianych postaci. Pisarz doskonale przedstawił jak krótkowzroczni, egoistyczni i niesprawiedliwi potrafią być ludzie, jakimi potworami potrafimy być tylko dlatego, że ktoś się od nas różni.
Przepraszam, czy chciałby Pan porozmawiać o Przedwiecznych?
Książka Matta Ruffa nie jest horrorem. Opisałabym ją bardziej jako przygodową z elementami fantastyki. Są tutaj oczywiście sceny wywołujące lekki dreszczyk, ale nie na tyle, bym osobiście zaklasyfikowała tę publikację jako wspomniany horror.
Ruff opisał dla nas 8 przygód, w których Zakon Prastarego Świtu robi, co może, by dotrzeć do Atticusa i wykorzystać go do swoich celów. W opowiadaniach główną rolę odgrywa jednak nie tylko wspomniany były żołnierz, lecz – zależnie od historii – do głosu dochodzą również jego ojciec i wuj, ciotka, a nawet przyjaciółka z młodości. Niestety teksty prezentują różny poziom i kilka z nich, mimo iż stylistycznie napisanych całkiem zgrabnie, wynudziło mnie okrutnie swoją fabułą. Zdecydowanie na plus zasługują jednak wykreowane przez autora postacie. Inteligentni, zaradni i podejmujący w większości świadome i rozsądne decyzje bohaterowie są mocną stroną tejże powieści. Ciekawą zagrywką było również zestawienie akurat nawiązań do twórczości będącego rasistą Lovecrafta właśnie z postaciami czarnoskórymi, którym mimo licznych problemów udaje się przetrwać. Wspominając od razu o samym twórcy Cthulhu, warto zaznaczyć, iż lektura tej książki nie wymaga od czytelnika szczegółowej znajomości twórczości tego pisarza. Nawiązań jest niewiele i są one raczej dość lekkie, więc z jednej strony osoby z nim nieobeznane nie poczują się przytłoczone (a może nawet coś nowego się dowiedzą), z drugiej zaangażowani fani mogą być rozczarowani.
Co jest straszniejsze: prawa Jima Crowa czy tajemnicze paranormalne siły?
Kraina Lovecrafta była dla mnie ciężką lekturą. Nie żałuję poświęconego na nią czasu, jednak równocześnie cieszę się, iż jest już za mną. Zmęczył mnie ten okrutny świat, więc uprzedzę szczerzę, że nie jest to książka dla wszystkich i warto spojrzeć również na inne opinie na jej temat zanim się po nią sięgnie. Serial na jej podstawie zdecydowanie sobie odpuszczę.