Nie sądziłem, że parę miesięcy po premierze pierwszego tomu najwcześniejszych przygód Deadpoola nasz gaduła (Ja niby jestem gadułą? A Ty to co? - Deadpool), znaczy nasz przyjemniaczek w czerwieni, zawita do mnie powtórnie. Jakże się zdziwiłem, kiedy otworzyłem drzwi, a tam stał ON. Ubrany jak dostawca pizzy (A jak miałem się ubrać? Jak torreador? - D.), trzymając w ręku drugi tom swoich przygód, wprosił się od razu do pokoju i kazał pisać ten wstęp. Panie i panowie, przed wami Deadpool, który znowu opowie wam coś ze swych najwcześniejszych przygód, a ja tymczasem podumam nad oceną zawartości tego, co mi przyniósł.
Deadpoolowe opowieści
Czołem, ludziska! Pamiętacie może incydent z Sasquatchem i reaktorem gamma? No od tego wszystko się zaczęło. Najpierw jacyś zamaskowani ninja porwali Weasela (ratując go, straciłem palec, i to środkowy, mój ulubiony), a potem okazało się, że mój czynnik gojący pojechał na wakacje. Gdyby nie Teresa (Siren, jakby ktoś nie wiedział) i niejaki doktor Killbrew (*&%$# mnie stworzył w programie Weapon X, zatłukę gnoja kiedyś przy okazji), to już wąchałbym kwiatki od spodu. Uratowali mnie za pomocą juchy tego zielonego wielkiego faceta. Powiem, że jego imię zaczyna się na „h“, a kończy na „ulk“. I tak, to ja miałem z niego spuścić krew. Potem Siren obiecała, że może kiedyś będziemy razem (co za dziewczyna, a wszystko za to, że nie zabiłem tego starego pryka). W międzyczasie zaczęła się akcja z T-Rayem, ale o tym kiedy indziej. Najważniejsze, że poznałem Mary, uroczą damulkę z rozszczepem osobowości. Wkręciła mnie w niezłą drakę ze ślepym diablątkiem (Daredevilem, wy tłumoki), a potem wzbudziła najgorsze instynkty (cała terapia Siren poszła się *&%#@$!). Co było dalej, pytacie? A o tym to innym razem. Ten pisarzyna znowu chce oderwać mnie od klawiatury, a że wyjął mi katanę i przezornie trzyma przy tętnicy, to nie mam wyjścia. Narka, ludziska!
Autorskie opowieści
No to teraz moja kolej. Jak już pan Pool wspominał, w komiksie wiele się dzieje. Akcja rzeczywiście jest dynamiczna, a opisywane wypadki wciągają. Najbardziej (przynajmniej mnie) rodzący się romans z Siren. Najlepszym elementem jest zaś pojedynek z Taskmasterem, w którym Deadpool pokazuje, jak silnie dominuje w nim szaleństwo (Sam jesteś szalony – D.) Nie ukrywam, że niezwykle przyjemnie czytało mi się ten tom przygód najemnika z nawijką, a gościnne występy innych postaci z uniwersum Marvela okazały się naprawdę fajne.
Graficznie bez szału (Ja ci dam bez szału – D.)
Graficznie widać, że niestety kreska plansz mocno odbiega od tego, do czego przyzwyczaiły nas najnowsze komiksy. Kolorystycznie jednak wypada bardzo korzystnie, bowiem barwy są stonowane i nie biją po oczach. Wydanie zostało znowu dopracowane do perfekcji. Twarda oprawa i dobrej jakości papier oraz obłędni Deadpool i Hulk na okładce robią robotę.
Podsumowując, warto zapoznać się z tym komiksem, by jeszcze lepiej zrozumieć narodziny naszego najemnika. Specyfika opowieści, czyli praktycznie monolog ze strony pana D., nie każdemu może się spodobać, tym niemniej warto w nią zainwestować, zwłaszcza że kontynuuje wątki z pierwszego tomu. Polecam.