To zawsze ktoś, kogo znasz
Niepozorne miasteczko Woodsboro nie może zaznać spokoju. Kiedy już wydaje się, że mieszkańcy powoli zaczynają dochodzić do siebie po następnej serii ataków, kolejny naśladowca przywdziewa charakterystyczną maskę ducha, naciąga na plecy czarną pelerynę, chwyta za nóż i rusza na łowy. Nie inaczej jest tym razem; zbliżony jest też pierwszy cel anonimowego nożownika – nastoletnia Tara (Jenna Ortega), spędzająca samotny wieczór w pustym domu. Na wiadomość o ataku do miasteczka wraca siostra dziewczyny, Samantha (Melissa Barrera). Grupa znajomych nastolatki jednoczy się, by opracować plan działania i spróbować odkryć, kto ukrywa się pod maską, zanim będzie za późno. Pomocy szukać będą u weterana ataków z Woodsboro – policjanta Deweya (David Arquette). Ten jednak nie pała entuzjazmem, by ponownie rozdrapywać dawne rany… kłute.
Gdzieś już to chyba widziałem
Śledząc premiery kinowe, można ostatnimi czasy odnieść wrażenie, że tęgim głowom Hollywoodu udało się wynaleźć sprawny wehikuł czasu. Machina ta, zasilana po równo chciwością i sentymentem, każe wytwórniom raz za razem wypluwać kolejne części serii i marek sprzed lat. Żeby wymienić tylko te z kilku ostatnich miesięcy: Kosmiczny mecz, kolejna próba odświeżenia Pogromców duchów, nieśmiertelne Halloween, a w końcu wykopany z grobu Matrix. Raz na jakiś czas znajdzie się jednak w tym zalewie twór tak bezpretensjonalny i szczerze zauroczony własną materią, że trudno doszukiwać się w nim cynizmu czy chłodnej kalkulacji. Takim właśnie tworem jest Krzyk w reżyserii Matta Betinellego-Olpina i Tylera Gilletta.
Choć jest to już piąta odsłona filmowa serii (nie licząc serialu zrealizowanego na zamówienie MTV), tytuł celowo unika jakiejkolwiek numeracji. Twórcy sięgają bowiem do samych źródeł zabójstw w Woodsboro, poniekąd odtwarzając – fabularnie, estetycznie i ideowo – przebieg pierwszego Krzyku. Zanim żachniecie się, że przecież widzieliście już ten film, uprzedzę – macie całkowitą rację, ale twórcy również są tego świadomi. Nie silą się więc na wymuszoną oryginalność, udziwnienie czy obudowywanie historii płaszczem społecznego komentarza. Współczesne trendy dominujące w kinie grozy pozostawiają (wymienionym z nazwisk i tytułów) Jordanowi Peele’owi oraz studiom A24 i Blumhouse, w zamian skupiając się na aspektach, które uczyniły rewolucyjny film Wesa Cravena ogólnoświatowym fenomenem. U podstaw scenariusza Krzyku autorstwa Jamesa Vanderbilta i Guya Busicka leży przede wszystkim klasyczne, choć krwawe whodunit ubrane w szatę samoświadomego, autotematycznego komentarza. Twórcy garściami czerpią z niepisanego elementarza stylistycznego pozostawionego przez nieodżałowanego innowatora, z jednej strony dumnie wypruwając „flaki” gatunku, triumfalnie prezentując szwy schematów i wypowiadając na głos zasady, jakimi rządzi się świat, z drugiej – przełamując je i bawiąc się z oczekiwaniami widzów, celowo wprowadzając ich w ślepe zaułki i myląc tropy. Dzięki temu historia, choć sprawia wrażenie znajomej, wciąż angażuje i bawi.
Dla Wesa
Metatekstowa warstwa Krzyku mierzy się tymczasem nie tylko z dziedzictwem serii, ale i współczesnym krajobrazem kina grozy. Ten drastycznie zmienił się w ciągu ostatnich dwóch i pół dekady, jakie minęły od premiery przełomowego dzieła Cravena. Czy w dobie posthorroru, arthorroru i horroru socjologicznego – przestrzeni autorskiej ekspresji i wymiany idei – jest jeszcze miejsce dla poczciwego nożownika w masce za piątaka? To pytanie powraca wielokrotnie, pomiędzy kolejnym przypomnieniem zasad przetrwania w slasherze, ironicznymi uwagami dotyczącymi m.in. toksycznych fandomów i radykalizacji dyskursu na forach internetowych, a w końcu samej idei obsesyjnego recyklingu kolejnych marek. Kwestionowany jest również status obecnej odsłony serii (ukrywającej się w świecie przedstawionym pod fikcyjnym tytułem Nóż, ang. Stab) – ni to rebootu, ni sequela. Pewnym novum okazują się wplecione pomiędzy straszno-śmieszne sekwencje elementy małomiasteczkowego dramatu obyczajowego, związanego z postaciami sióstr Carpenter – Sam i Tary, pogłębiające lore fikcyjnej miejscowości.
Ostatecznie jednak najnowszy Krzyk to przede wszystkim czuły, sentymentalny hołd dla świętującego istotny jubileusz filmu, który wychował pokolenie miłośników horroru i nieodżałowanego wizjonera, który zasady rządzące kinem grozy niejednokrotnie pisał na nowo. Sami twórcy nie ukrywają zresztą, jak wielki wpływ wywarł na nich tytuł i że swoją interpretację kierują przede wszystkim dla podobnych sobie fanów. A Wes? Wes prawdopodobnie byłby dumny.
Za możliwość obejrzenia filmu Krzyk dziękujemy wydawcy – Forum Film Poland!