Dzięki JSA. Złotej Erze miłośnicy komiksów superbohaterskich mogą poznać bohaterów, którzy po raz pierwszy pojawili się w czasie II wojny światowej, albo tuż po niej. Pytanie tylko, czy faktycznie warto ich poznać?
Superbohaterowie w czasie II wojny światowej
Względem JSA. Złotej ery nie miałem żadnych oczekiwań. Chciałem tylko zobaczyć, jak wyglądali superbohaterowie ze złotej ery komiksu. Spodziewałem się, że będzie to opowieść na jeden raz, ot typowe superhero, do przeczytania i zapomnienia. Tymczasem Złota era okazała się dla mnie sporym zaskoczeniem, ponieważ podchodzi zupełnie inaczej do tego gatunku. Fabuła nie koncentruje się na rozdawaniu soczystych kopniaków czy przechodzenia od jednego starcia do drugiego. Właśnie o dziwo, o wiele tu więcej głębi i ciekawych dialogów. Ponieważ Złota era opowiada o superbohaterach, którzy można powiedzieć, że przeszli na emeryturę. Po drugiej wojnie światowej większość z nich odwiesiła pelerynę i zajęła się własnym życiem. Niektórzy stworzyli swoje firmy, a inni próbowali założyć rodziny. A taki Starman wylądował w sanatorium, dręczony poczuciem winy. Albowiem przyczynił się do stworzenia bomby atomowej. W tym samym czasie w mediach bryluje niejaki Tex Thompson, czyli Mister America, który to zabił Hitlera i jego nadludzi. Powoli pnie się po szczeblach kariery i tworzy własne superbohaterskie stowarzyszenie, na czele, którego staje niezniszczalny Dynaman.
Intryga, dyskryminacja, emerytura…
Zupełnie nie kojarzyłem postaci wchodzących w skład JSA. Dlatego też w czasie lektury przytłoczyła mnie ich ilość. Z jednej strony James Robinson dość dużo miejsca poświęcił każdemu z bohaterów, więc mamy możliwość poznania z bliska wszystkich członków JSA. Nawet dowiadujemy się, jak wygląda ich życie na superbohaterskiej emeryturze, a także w epilogu widzimy co w ich codzienności zmieniły wydarzenia, o których opowiada właśnie Złota Era. A z drugiej, te ciągłe przeskoki między postaciami powodowały, że czasami się gubiłem, kto jest kim. Łatwiej byłoby się zorientować, gdyby nosili swoje superbohaterskie stroje, ale do tego dochodzi dopiero na koniec. Niestety finałowa walka, która powinna być niezwykle epicka, trochę mnie rozczarowała. Spodziewałem się czegoś ciekawszego, a także, że bohaterowie mają w zanadrzu jakieś ciekawe sztuczki, a koniec końców finałowe starcie to było przede wszystkim typowe mordobicie. Za to wszystkie wątki obyczajowe, a także polityczne zostały znakomicie poprowadzone. Nie myślałem, że komiks o superbohaterach prawie pozbawiony typowej „superbohaterszczyzny” będzie taki wyśmienity.
Piękno atomowej eksplozji
Oprawa graficzna ma niepowtarzalny urok komiksów z wcześniejszych lat – pierwotnie Złota era ukazała się w 1993 roku. Szczególną uwagę zwracają strony przedstawiające szalone koszmary Manhuntera. Nie dość, że są płynne, tych fantastycznych wizji nie ograniczają żadne ramki, to na dodatek są dość makabryczne. Nie dziwię się, że Paul Kirk za każdym razem budził się z krzykiem na ustach. Trochę gorzej wygląda sprawa z twarzami postaci. Może to z powodu natłoku bohaterów, ale czasami po prostu nie wiedziałem, kto pojawia się w kadrze. Dopiero w toku rozmowy rozpoznawałem daną postać. Ponadto trochę nie podoba mi się brak konsekwencji w pisaniu tekstów będących przemyśleniami Manhuntera. Często wyraz czy zdanie zaczyna się małą literą i trochę mnie to raziło w czasie czytania. Wydanie, jak to DC Deluxe prezentuje się przyzwoicie. Poza komiksem, na końcu zamieszczono posłowie Howarda Chaykina oraz Kamila Śmiałkowskiego.
Warto poznać bohaterów złotej ery?
Nie miałem wielkich oczekiwań względem tego komiksu, raczej spodziewałem się, że to będzie jedna ze słabszych pozycji z uniwersum DC. Tymczasem JSA. Złota Era jest wciągającą i intrygującą pozycją. Okazuje się, że pierwsi bohaterowie ze stajni DC mogą być równie ciekawi, jak ci najbardziej znani. Największa zasługa w tym scenarzysty, który przedstawił ich przede wszystkim jako ludzi, a nie osobników obdarzonych supermocami. Przez to widzimy, jak zmagają się z codziennością i jak wiele ich kosztowała kariera herosa. Sama zaś intryga, która przez prawie cały komiks raczej znajduje się w tle była dla mnie dość zaskakująca. Niby spodziewałem się, że to pójdzie w tym kierunku, a mimo to autorzy mnie zszokowali. Cieszę się, że poznałem tę historię i z przyjemnością wrócę do tego komiksu, bo ma pewne miejsce na mojej półce. Szczególnie doceniam komiksy, które w jakiś sposób wychodzą poza superbohaterskie ramy, a Złota era jak najbardziej do tej kategorii się zalicza.