Oglądając zwiastun Dory i Miasta Złota, nie wiedziałem do końca, czego się spodziewać po tym projekcie i czy ma on w ogóle szansę wypalić. No bo jak to przecież na podstawie edukacyjnej kreskówki robić kino przygodowe, które przypomina origin story młodej Lary Croft? Czy efekt finalny okazał się pozytywnym zaskoczeniem?
Z telewizji do kin
Na początek warto poświęcić kilka słów materiałowi źródłowemu, gdyż nieco starsi czytelnicy mogą nie wiedzieć, skąd właściwie wzięła się filmowa Dora. Produkcja oparta jest o kultową w pewnych kręgach animację Dora poznaje świat emitowaną przez Nickelodeon w latach 2000-2014. Serial był zrealizowany w formule programu edukacyjnego, a więc przygody sympatycznej dziewczynki stanowiły pretekst do zasypania kilkuletniego widza ciekawostkami przyrodniczymi i nowymi, niebanalnymi słowami. Wydaje się, iż nie jest to najlepszy materiał do przerobienia na kino przygodowe. Tym bardziej jestem zdumiony, że twórcy filmu Dora i Miasto Złota wyszli z tego zadania obronną ręką.

Źródło: es.web.img3.acsta.net
Trudy dorastania
Produkcja skupia się na losach nastoletniej Dory, która podróżuje po świecie z rodzicami szukającymi zaginionego miasta Parapata. Jednak gdy rodzina jest coraz bliżej odkrycia, dorośli dochodzą do wniosku, że prowadzony przez nich tryb życia jest zbyt niebezpieczny dla młodej dziewczyny. Tym samym bohaterka zostaje odesłana do krewnych żyjących w większym mieście. Choć teoretycznie opuszcza dżunglę i powinna poczuć się pewnie w cywilizowanym świecie, trafia do zupełnie nowego miejsca, w którym musi się odnaleźć i nauczyć się wchodzić w relacje z rówieśnikami. Można by oczekiwać, że otrzymamy klasyczną historię o dojrzewaniu i przystosowaniu się do otoczenia.
Po części faktycznie się tak dzieje, bo w filmie nie brakuje wątków zawierających lekcje dla młodych odbiorców, ale główne przesłanie tkwi gdzie indziej. Nieco aspołeczna Dora wcale nie próbuje się dostosować do szkolnych realiów. Najtrafniej sytuację oddaje scena, gdzie protagonistka wprost mówi, że nie potrafi zachowywać się inaczej. Twórcy zwracają uwagę na nieuleganie konformizmowi i zachowanie własnej osobowości, niebędącej przecież niczym niewłaściwym, o ile nie stanowi zagrożenia dla innych. Okazuje się wręcz, że warto być po prostu sobą.

Źródło: denofgeek.com
Czas na przygodę
Niecodzienne podejście do życia Dory okazuje się bardzo użyteczne, gdyż sceny w szkole to tak naprawdę krótki, przejściowy etap filmu, a akcja szybko wraca tam, gdzie powinna, czyli do dżungli. W wyniku pewnego splotu wydarzeń grupa bohaterów zarysowana w zwiastunach musi sama odnaleźć miasto Parapata. Od tej chwili miałem faktyczną okazję, by skonfrontować materiały promocyjne z samym filmem. Czy animacja rzeczywiście została przerobiona na przygodowego blockbustera? Cóż, i tak, i nie. Na pewno są tu obecne liczne tropy z kina nowej przygody, zwłaszcza w zakończeniu mocno kojarzącym się z Ostatnią krucjatą. Jednak twórcy cały czas są świadomi materiału źródłowego, na jakim pracują i wcale się tego nie wstydzą. Wręcz przeciwnie, podchodzą to scenariusza na poważnie, nigdzie nie ironizując. Dora i Miasto Złota to po prostu szczere kino dla dzieci. Nikt nie próbuje wprowadzać dodatkowego humoru pod starszego odbiorcę. Mamy za to przypadki burzenia czwartej ściany, kiedy to Dora nagle zwraca się do widza i zaczyna edukować. Wzorem animacji towarzyszy jej sympatyczna małpka, a antagoniści korzystają z usług Lisa Rabusia. Niestety CGI tych zwierzątek pozostawia sporo do życzenia.

Źródło: static3.srcdn.com
Pochwała niewinności
Wracając do humoru, w pewien sposób imponuje mi, jak bardzo film jest uczciwy w stosunku do odbiorcy. Nie natknąłem się na nachalne żarty. Tu nawet piosenka o robieniu kupki w środku dżungli potrafi rozbawić, właśnie dlatego, że jest prawdziwa i zrobiona z sercem. Mamy również nawiązania do oryginału, choćby w postaci gadającego plecaka. Największym zaskoczeniem była chyba scena halucynacji pod wpływem pewnych substancji. O dziwo to jedna z najbardziej pomysłowych i zabawnych scen tego typu, jakie w ogóle widziałem w filmach.
Na uznanie zasługuje kreacja głównej bohaterki. Dora (Isabela Mosner) rozbraja swoim antycynizmem i jest autentycznie sympatyczną dziewczyną, której nie sposób nie polubić, a młodemu widzowi przedstawia pozytywne postawy. Skojarzenia z Tomb Raiderem przed premierą były o tyle abstrakcyjne, że Dora nie ma w sobie krzty hipokryzji Lary Croft, która rujnuje i grabi stare świątynie, by ci gorsi tego nie zrobili. Już na początku Miasta Złota sprawę stawia się jasno – odkrywcy są prawi, a łowcy skarbów źli. Dlatego też dziewczyna nigdy nie myśli o wyniesieniu czegoś dla siebie.

Źródło: blacknerdproblems.com
Wyprawa czeka!
Podsumowując, seans Dory i Miasta Złota okazał się zaskakująco udany. To lekka i bardzo samoświadoma przygodówka, która ma trafić przede wszystkim do najmłodszych i na pewno trafi, bo została skrojona naprawdę porządnie. Film zawiera pozytywne postawy, przedstawiając je w przyjemny sposób, a szczery humor tylko dodaje uroku. Starsi widzowie zabierający do kina swoje pociechy czy też rodzeństwo nie będą przy tym czuć, że mają do czynienia wyłącznie z wykalkulowanym produktem. Twórcy ewidentnie włożyli serce w swoje dzieło.
Za możliwość obejrzenia filmu dziękujemy sieci kin Cinema City.