Wszechstronni twórcy
Twórczość José Ortiza i Antoniego Segury podbiła moje serducho. Na pierwszy ogień poszedł genialny Hombre. Zakochałem się w ich wizji postapokaliptycznego świata. Dla mnie to nadal najlepszy komiks z tego gatunku, jaki czytałem. Nie tylko zachwyciłem się fabułą, ale przede wszystkim rysunkami Ortiza. Miał on unikalny i bardzo rozpoznawalny styl. Później miałem jeszcze przyjemność czytać prześmiesznego Burtona i Cyba. Zagłębić się w mroki Londynu w Tysiącu twarzy Kuby rozpruwacza, czy ponownie podążyć za Hombre w drugim tomie jego przygód. Na półce stoi także potężna cegła, jaką jest Morgan. Czekam tylko na dłuższy urlop, abym mógł w pełni rozkoszować się kolejnym dziełem tych wybitnych twórców. I oto w 2025 roku Lost in Time wydało jeszcze ostatni już komiks tego zdolnego duetu, czyli Długiego Juana.
Standardowe przygody pirackiej zgrai
Długi Juan, jest w sumie unikalnym komiksem w dorobku Ortiza i Segury. Podobnie, jak poprzednie dzieła, tak i omawiana pozycja jest zbiorem opowiadań. Tylko że tutaj wszystkie te rozdziały dość mocno się łączą. Drugoplanowe postacie z jednej historii już w kolejnej opowieści potrafią wrócić. Mało tego, konsekwencje jednego wydarzenia są opowiadane już w kolejnym rozdziale. Przyznaję, że była to dla mnie bardzo miła odmiana. Z tego powodu Długiego Juana, bardzo szybko przerobiłem, bo po zakończeniu jednego rozdziału od razu chciałem czytać następny, aby dowiedzieć się, jak bohaterowie wykaraskają się z tarapatów. Aczkolwiek pomimo tej łączliwości nie da się ukryć, że nie ma tutaj aż takiej oryginalności, jak w pozostałych komiksach tego duetu. Powiedziałbym, że sama historia jest mocno zachowawcza. Jakby nie patrzeć, jest to sztampowa piracka opowieść. Mamy tutaj bitwy morskie, niewolników z Afryki, ukryte skarby, spektakularną ucieczkę przed więzieniem/stryczkiem czy też walki z Indianami. Jestem naprawdę pełen podziwu, że Segurze udało się upchnąć tyle ciekawych motywów i wątków w tak krótkiej historii. Trochę gorzej wygląda sytuacja z bohaterami. Mamy garstkę piratów, ale połowa z nich jest jednowymiarowa. Można mówić raptem o jednej, no góra dwóch charakterystycznych cechach. Natomiast tytułowemu bohaterowi, przywódcy pirackiej zgrai, brakuje charyzmy. Do pięt nie dorasta Hombre czy też Sylli z Republiki Czaszki (inna piracka pozycja od LiT). Sytuacja ratuje najstarszy członek załogi, czyli Matuzalem. Niepozorny pokurcz, który potrafi się odgryźć, a do tego porządnie przyłożyć.
Brać Ortiza w kolorze, czy w czerni i bieli? Oto jest pytanie!
Cóż po raz kolejny mam możliwość zachwycać się stylem i kreską José Ortiza. I tutaj, zamiast zachwalać rysunki wolę zastanowić się nad kwestią kolorów. Część komiksów (Hombre t. 2, Morgan, Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza) była wydana w czerni i bieli. Natomiast recenzowana pozycja, Burton i Cyb oraz pierwszy tom Hombre w kolorze. I po zastanowieniu ciężko mi powiedzieć, w jakiej formie wolę Ortiza. Bo jego komiksy pozbawione kolorów mają w sobie więcej mroku i powagi, natomiast te barwne, po prostu zachwycają żywymi kolorami. Wydaje mi się, że rysownik miał tutaj doskonałe wyczucie, które historie potrzebują barw, a w których czerń i biel jeszcze bardziej spotęguje nastrój. Żeby jednak nie było tak różowo pora trochę ponarzekać. Po pierwsze niektóre plansze straciły trochę na jakości w druku – są lekko rozmazane. Możliwe, że to kwestia materiałów źródłowych, ale nadal psuje to trochę doznania estetyczne. A po drugie, to pierwszy komiks tego wybitnego duetu, w którym na końcu nie zamieszczono nawet dodatkowych okładek – wielka szkoda.
Czy warto zostać piratem?
Pomimo że opowieści w Długim Juanie płynnie się ze sobą łączą, to Segura nie uniknął jednego błędu. Mianowicie jedna postać na przestrzeni rozdziałów znika. Nie bardzo wiemy, jakim cudem dany bohater, będąc w punkcie A, zniknął, a potem z dialogów bohaterów dowiadujemy się, że jest w punkcie B. To właśnie był ten jeden jedyny moment, gdy pomyślałem, że jednak pomiędzy jedną opowieścią, a druga wydarzyło się coś, o czym Segura nie wspomniał nam czytelnikom. Ile bym jednak nie narzekał, to nadal świetny komiks. Bardzo przyjemny w odbiorze, przy którym czas płynie zaskakująco szybko. Może to i truizm, bo wiele jest takich komiksów, ale przy Długim Juanie, po prostu bawiłem się dobrze, a może wręcz wyśmienicie. Te historie sprawiły mi mnóstwo frajdy, może nie były tak poruszające i zaskakujące jak te w Hombre, czy tak zabawne, jak te w Burtonie i Cybie, ale nadal napisane z klasą i przepięknie zilustrowane. Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Lost in Time sięgnęło po twórczość José Ortiza i Antoniego Segury. Wszystkie ich komiksy to są perełki, które nigdy nie znikną z mojej półki. Żałuję, że nie doczekam się już żadnego innego ich dzieła. Ale pocieszam się myślą, że odłożyłem sobie Morgana na później, zatem jeszcze czeka mnie prawdziwa uczta dla zmysłów. Polecam Wam drodzy czytelnicy sięgnąć nie tylko po ten, ale po wszystkie komiksy tego wybitnego duetu.
Komiks do recenzji dostarczyło wydawnictwo Lost in Time, za co bardzo dziękujemy, ale nie wpływa to na ocenę końcową produktu.