Świat Akwilonu stale się rozwija, do tej pory Egmont wypuścił cztery serie komiksowe z tego uniwersum, teraz przyszła pora na piątą. Czy początek cyklu pt. Ziemie Ogona, okaże się równie dobrym wstępem, jak pierwsze tomy Elfów i Krasnoludów?
Nowy kontynent
Świat Akwilonu stale się rozwija. Do tej pory mogliśmy poznać perypetie przedstawicieli czterech ras znanych z klasycznych światów fantasy. Ponadto wypuszczono cykl poświęcony magom parającym się rozmaitymi sztukami magicznymi. Teraz natomiast w Ziemiach Ogona przyszła pora na odkrycie nowego kontynentu! Tytułowy ląd jest gigantyczny – jak się patrzy na mapę zamieszczoną na końcu tomu, wygląda na rozleglejsze od Ziem Arrana, na których do tej pory toczyła się akcja wszystkich poprzednich tomów. Co jednak ważniejsze, nowy obszar to zupełnie nowe ludy. Dla Jeana-Luca Istina inspiracją zapewne była Ameryka Południowa i Środkowa. Widać to już na okładce, na której znajduje się piramida schodkowa. I faktycznie Togowie (wielkie małpy) zarówno ze względu na architekturę, jak i zachowanie przypominają Majów z filmu Apocalypto. Ale za to główny bohater z plemienia Kulu kojarzy się raczej z jakimś afrykańskim ludem. Nie tylko ze względu na kolor skóry, ale także na ozdoby, które nosi. Poza tymi dwoma nacjami, mamy także tytułowych Zul Kassajów. Są oni dla plemienia Kulu bogami, a najprościej opisać ich, jako czerwonych elfów. Pod tym względem Ziemie Ogona są fascynujące – to dzikie, nieujarzmione tereny, które skrywają wiele tajemnic. Choć sama fabuła nie jest przesadnie odkrywcza, ponieważ po raz kolejny mamy już opowieść o zemście – głównemu bohaterowi Togi zabiły rodzinę, więc udaje się do Zul Kassajów po pomoc w wymierzeniu kary oprawcom.
Czerwone elfy
Pierwszy tom Ziem Ogona nie wywarł na mnie takiego wrażenia, jak początki opowieści poświęconych krasnoludom, elfom czy orkom i goblinom, ale za to o wiele ciekawiej wypada niż komiksy związane z magami. Najciekawszą rzeczą w niniejszej pozycji, jest oczywiście odkrywanie nowych terenów. Pierwsze co zrobiłem, gdy dostałem ten komiks, to spojrzałem na mapę umieszczoną na samym końcu. Poza tym raczej jest to przeciętna pozycja. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, bo ani fabuła nie jest przesadnie angażująca, ani bohaterowie jakoś mocno ciekawi. Pewnie, protagonista wzbudza dozę sympatii, bo sporo przeszedł i pomimo tych trudności prze do celu i się nie poddaję. Niemniej, nie jest to poziom Redwina (Krasnoludy t. 1), Falla (Elfy t. 3), Oorama (Krasnoludy t. 4) czy też Mytha (Orkowie i gobliny t. 2). Za to pod względem graficznym seria trzyma cały czas równy poziom. Jest momentami, na czym zawiesić oko, bo Ziemie Ogona, są przepięknym miejscem. Wydanie trzyma równie dobry poziom. Jak za tę cenę, można śmiało sprawdzić, z czym to się je.
Czy warto odkryć Ziemie Ogona?
Świat Akwilonu jest bogaty, powstało mnóstwo historii, a my otrzymaliśmy raptem niewielki wycinek tego uniwersum. Co jakiś czas nachodzą mnie wątpliwości, czy nadal chcę ciągnąć wszystkie serie. W teorii nie są to drogie komiksy, dużo miejsca też nie zajmują, ale stale i sukcesywnie ich przybywa. Ziemie Ogona bardzo chciałem przeczytać, bo liczyłem na coś nowego, świeżego. I o ile pod względem rozbudowy uniwersum, jest to świetna pozycja, o tyle, jako samodzielna historia wypada przeciętnie i schematycznie. Ale dość narzekanie, bo co bym nie powiedział i jaką ocenę nie wystawił, nie da się ukryć, że każdy tom Świata Akwilonu oferuje przyjemną opowieść, która po prostu wciąga, ponieważ uniwersum zapoczątkowane przez Jeana-Luca Istina jest niesamowicie magiczne i intrygujące.