Gdy uznacie za nic nie znaczący fakt, że klaun Pennywise nie porywa i nie zabija żadnego z głównych bohaterów, a tylko ich straszy i znika, to możecie nieźle bawić się na nowym filmie Muschiettiego. Jeżeli od początku uważaliście powieść Stephena Kinga To za głupotę, to nawet świetne kreacje aktorskie, atmosfera grozy i wiarygodne efekty was nie przekonają.
W scenie otwierającej film ginie mały chłopiec. Podczas ulewnego deszczu zostaje wciągnięty do kanałów przez klauna, który proponuje mu balon. Brzmi to tak absurdalnie, że właściwie można zacząć w ten sposób film i po prostu dać widzowi się z tym pogodzić.

„To” – kadr z filmu
Ekranizacje twórczości Stephena Kinga zdają się nie mieć złotego środka. Albo wypadają świetnie, jak Misery, Carrie z 1976 roku, Skazani na Shawshank i Lśnienie w reżyserii Stanleya Kubricka, albo stanowią przykład jak nie robić filmów lub seriali. Ta druga lista jest dosyć długa: Łowca snów, Maglownica, Komórka, Maksymalne przyspieszenie, Worek kości, serial Pod kopułą, a całkiem niedawno Mroczna wieża. Skoro zatem dostaliśmy już w tym roku jeden zły film oparty na książce Kinga, to może nowa wersja To będzie dobra?
Na całe szczęście, tak. Równowaga została w 2017 roku zachowana. I to niekoniecznie dzięki strachom i potworom.
Jak dołączyć do Klubu Frajerów?
Najmocniejszym aspektem filmu jest obsada. A skoro nie ma w nim dorosłego głównego bohatera, cała uwaga skupia się na młodych aktorach, którzy świetnie sprostali zadaniu dźwignięcia produkcji. Na największe pochwały zasługuje Sophia Lillis, wcielająca się w Beverly. Przykuwa uwagę w każdej scenie — i to nie dlatego, że jest jedyną dziewczyną wśród grupy nastolatków. Gra aktorska przychodzi jej bez trudu, a to może wróżyć wielką karierę. Nie znaczy to, oczywiście, że resztę zespołu łatwo dało się przyćmić.
Jaeden Lieberher jako jąkający się przywódca Klubu, znany ze Stranger Things Finn Wolfhard, Jeremy Ray Taylor, Wyatt Oleff, Chosen Jacobs i Jack Dylan Grazer – wszyscy dali popis naturalności i czegoś nowego w rolach, a właściwie w typach bohaterów, które znamy od lat. Świetnie wypadł także Nicholas Hamilton, czyli Henry Bowers, który regularnie zmieniał życie głównych bohaterów w piekło. Kiedy okrutny chłopak w końcu uległ mrocznemu wpływowi Pennywise’a, stał się niemal tak samo straszny, jak sam klaun.
Każdy z dzieciaków ma do opowiedzenia własną historię dręczenia, wykorzystywania, odtrącenia lub wielkiej straty. Jest coś okropnego w scenie, gdy ojciec wącha włosy swojej nastoletniej córki, a nadopiekuńcza matka wydaje się równie groźna dla swojego syna, jak nastolatkowie, którzy biją go gdy nadarzy się okazja. Bohaterowie są alienowani nie tylko przez rówieśników, ale także przez resztę społeczeństwa. Tylko oni bowiem widzą, co dzieje się z zaginionymi dziećmi i postanawiają działać, ryzykując życie.

„To” – kadr z filmu
Kiedy musisz sprawić, żeby balon stał się straszny
Porównywanie kreacji Billa Skarsgårda do tego, co prawie trzy dekady temu zrobił z tą rolą Tim Curry, kojarzy mi się trochę z porównywaniem Heatha Ledgera do Jacka Nicholsona przed premierą Mrocznego rycerza. I to głównie dlatego, że tak samo wtedy, jak i teraz, większość widzów od razu zaopiniowała, że młodszy aktor nie podoła wyzwaniu. A jednak!
Pennywise Skarsgårda to nie klaun, który jest straszny właściwie tylko dlatego, że nim jest. To starożytna, zmiennokształtna istota, która próbuje ukrywać się pod taką postacią, ale nie do końca rozumie koncepcję pomalowanego faceta w dziwacznym kostiumie. Trochę jak Więzień Zero w pierwszym odcinku piątej serii Doctor Who, który przyjmował formę ludzi myśląc, że ich ubrania, dzieci i zwierzęta, są ich częściami.
Poza samym klaunem i rzeczami, w które się zmienia, nie ma tu żadnych bytów z kosmosu, wielkich pająków, dziwnych rytuałów, czyli rzeczy, które w książce nie do końca się sprawdziły. Musiały one wylecieć, by ustąpić miejsca o wiele lepszej historii grupy wyrzutków, którzy są dla siebie oparciem w trudnych chwilach.

„To” – kadr z filmu
Dlatego ten film jest w pierwszej kolejności dramatem, filmem o dorastaniu w świecie, który jest wrogi dla dziecka z powodu jego inności. Dopiero później To Muschiettiego jest horrorem o nadnaturalnej mrocznej sile, która czyha na dzieci. I trochę kojarzy mi się z innym filmem opartym na prozie Kinga – Stań przy mnie z 1986 roku.
A gdzie te strachy w To? Czy warto zachęcać znajomych, by wybrali się z wami do kina obiecując festiwal grozy i spełnienie najgorszych koszmarów? Wielbicielom gatunku może czegoś brakować, bo film nie zaskakuje innowacyjnymi metodami straszenia widza i bywa, że zbyt mocno operuje efektami komputerowymi. Ale czasami nie trzeba dokonywać cudów, by zbudować odpowiednią atmosferę – tak niepokojącą, że widz będzie w każdym kącie oczekiwał czającego się Pennywise’a. Muschietti decyduje jednak, że niektóre ciemne kąty pozostaną nimi, zamiast wciskać klauna w każdą możliwą scenę.
Tim Curry na emeryturę
To można uznać za bardzo dobrą adaptację. A porównywanie jej z wcześniejszą miniserią należałoby rozpocząć od przypomnienia sobie tamtej produkcji. Po prawie trzydziestu latach nie trzyma ona takiego poziomu, jaki możemy pamiętać z czasów młodzieńczych. Tim Curry w białym makijażu nadal będzie dla wielu najstraszliwszą rzeczą na świecie – przez którą boją się klaunów, prysznicy i balonów –- ale to głównie ze względu na niego produkcja z 1990 roku jest uważana za kultową. Nowa wersja ma nie tylko świetnego Pennywise’a, ale też mocne kreacje dziecięce, niepokojącą atmosferę i dobre efekty. A wszystko nakręcone jest w taki sposób, że czuje się także satysfakcję z obejrzenia dobrze zrealizowanego filmu.
I może nie będziecie podskakiwać na każdym strasznym momencie. Ale kiedy podczas powrotu do domu zgaśnie przed wami latarnia uliczna, obraz Pennywise’a, który tkwił gdzieś z tyłu głowy od zakończenia seansu, powróci i pomacha z cienia.
Świetny film, aktorzy dziecięcy wymiatają, klimat, muzyka, scenografia, dialogi.Można już obejrzeć na tej stronie http://5k-player.pl/48368
Bardzo udany film – przede wszystkjm dzieki idealnemu castingowi. Bardzo trudno jest wybrać dobrych aktorów do ról dziecięcych a tu spisano się perfekcyjnie – aktorka grająca Beverly kojarzy mi się dodatkowo z młodszą wersją Amy Adams. Scena w łazience zrealizowana super, podobnie wygląd małego miasteczka, wnętrza domów i ta muzyka. Polecam 😀