Niezniszczalny zabójca, nieśmiertelny wróg z piekła rodem czy tajemniczy wojownik z przeszłości. Brzmi znajomo? Prawdopodobnie tak, lecz tym razem przed Wami zupełnie nowi trykociarze.
Jeszcze do niedawna mało kto słyszał o wydawnictwie Valiant. Co prawda w ostatnim czasie pojawiały się pewne informacje o rzekomym powstaniu nowego filmowego świata superbohaterów tworzonego przez scenarzystów z Chińskiej Republiki Ludowej na podstawie mało znanych w Polsce komiksów amerykańskich czy też nieistniejące już wydawnictwo Fantasmagorie próbowało przedstawić nam lekko „śmieszkowy” duet Quantum i Woody. Tym razem jednak wydawnictwo KBOOM ruszyło pełną parą i chce nas wprowadzić już całkiem serio w świat Valianta, co może wyjść nam na dobre, zwłaszcza że Sony planuje ekranizację kilku tytułów tego komiksowego gracza.
Mroczniejsza wersja superbohaterskiej drużyny
Pierwszym dziełem, z jakim przyszło mi się zetknąć, był tytuł Waleczni. Jest to swoiste wprowadzenie do całkiem nowego uniwersum, które, jak już wcześniej wspomniałem, może być dla polskich miłośników komiksu nieznane. Sam Valiant istnieje od 1992 roku, niemniej jednak w 2014 dokonało się coś, co znane jest fanom Marvela i DC – restart, choć w tym przypadku moglibyśmy mówić raczej o lekkiej zmianie mającej przyciągnąć nowych czytelników. Recenzowany przeze mnie tytuł jest jakby wprowadzeniem do nowo zastałej rzeczywistości komiksowej.
To, co zasługuje na słowa uznania, to z pewnością obecna na samym początku wkładka prezentująca głównych bohaterów. Dzięki temu nie czujemy się skonfundowani i śmiało możemy stawiać pierwsze kroki w przedstawionej historii, jaka opowiada o jednym z najpotężniejszych antagonistów tego uniwersum – Nieśmiertelnym Wrogu – powracającym co kilka lat, by zaprowadzić na Ziemi erę chaosu. Sama historia ma swoje wady i zalety. Po pierwsze, fabuła jest spójna, logiczna, prawie pozbawiona humoru i co może ucieszyć niektórych – tak poważna, że samo DC powinno się uczyć od swojego młodszego „brata”. Z drugiej strony mała liczba scen akcji i walki zniechęcała mnie miejscami do dalszego czytania, a nazbyt filozoficzne dialogi usypiały. Warstwa graficzna to z pewnością majstersztyk rysunkowy. Joe i Paolo Riverowie zadbali o każdy najmniejszy detal, bowiem możemy dostrzec nie tylko ruch otwierających się drzwi, ale też falujące na wietrze włosy. Talent rodziny Riverów i sposób, w jaki prezentują za pomocą kresek świat, to istny diament godny podziwu.
Waleczni to całkiem prosta w odbiorze historia, lecz warto dodać, że miłośnicy popularnych trykociarskich opowieści mogą być lekko rozczarowani brakiem intensywnej akcji. Wypada jednak podkreślić, że jeżeli zamierzacie czytać kolejne recenzowane przeze mnie tomy od Valianta, to musicie zapoznać się także i z tym.
Trochę Punishera, trochę Wolverine’a
Kolejna recenzowana przeze mnie pozycja to Bloodshot Odrodzenie: Kolorado. W pewnym sensie jest to kontynuacja przygód jednego z protagonistów Walecznych, która opowiada o losach żołnierza na usługach władz amerykańskich i brytyjskich do wykonywania misji, jakich mało który śmiałek by się podjął. Jednak z wykonywaniem niewdzięcznych zadań wiąże się też okropne przekleństwo, a mianowicie tytułowy bohater za pomocą nanitów zmienia się w istnego nadczłowieka, który powstał w wyniku projektu „Duch” prywatnej firmy zajmującej się misjami wymagającymi sporej dozy przemocy.
Tak było jednak tylko do momentu walki z Nieśmiertelnym Wrogiem, bowiem w wyniku starcia z tym potężnym bytem Bloodshot traci nanity i pozostaje zwykłym śmiertelnikiem. Niestety na horyzoncie pojawią się zabójcy łudząco podobni do jego poprzedniej „superwersji”, co wywołuje wyrzuty sumienia u tytułowego bohatera, który postanawia powstrzymać swoje klony. Cała historia jest może zlepkiem utartych już motywów, znanych głównie z komiksów Marvela, niemniej jednak skala brutalności i wszechobecnej krwi robi piorunujące wrażenie. Z całą pewnością nie jest to komiks dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Po raz kolejny na pochwałę zasługuje też warstwa graficzna. Tym razem Raúl Allén i Mico Suayan postawili na rysowanie w duchu fotorealizmu. Prawie każdy kadr wypełniony jest po brzegi tak skrupulatnie oddanymi detalami, że ma się wrażenie, jakbyśmy obcowali z bardzo dobrym obrazem jakości Ultra HD. Coś niesamowitego, kiedy rysownik potrafi oddać najmniejszą zmarszczkę, kropelkę czy linię na korze.
Reasumując, przygody strapionego żołnierza to na pewno nie wybitna epopeja, niemniej jednak potrafi zaskoczyć kilkoma zwrotami akcji. Jeśli macie ochotę poznać dalsze losy Bloodshota, to ten tom stanowi swoisty must-have.
Starożytność w kosmosie i inne rewelacje…
Ostatni tytuł od Valianta, który został wydany przez KBOOM to X-O Manowar: Żołnierz charakteryzujący się najbardziej wartką akcją, ale też przy tym najbardziej banalną historią. Warto zacząć jednak od podkreślenia istotnego faktu, że również i tutaj mamy do czynienia z kolejną postacią zaprezentowaną w komiksie Waleczni, lecz tym razem nie jest to kontynuacja wątków rozpoczętych w historii z Nieśmiertelnym Wrogiem.
Główny bohater – Aric – to Wizygot pochodzący z IV wieku, który po śmierci rodziców z rąk rzymskich legionistów poprzysiągł zemstę na Imperium Romanum. Złożona obietnica prawie została spełniona, niemniej jednak podczas ataku tajemniczych istot na jego wioskę Aric został porwany w kosmos, gdzie zaczął odkrywać zupełnie obcy sobie wszechświat. Po kilku latach zdołał zbiec i wykraść jedną z najbardziej zaawansowanych technologicznie zbroi w historii świata – X-O Manowar. Po kilku tysiącleciach i przebyciu niezliczonych parseków w końcu powraca na Ziemię kilka stuleci później. Cóż, Aric zdołał jednak wrócić też do swoich czasów, czyli IV wieku n.e.
To wszystko, co zostało przeze mnie wcześniej opisane, to tylko wstęp, jaki powinniście przeczytać, zanim sięgnięcie po Żołnierza. Dlaczego? Bowiem nie ma niczego, co wyjaśniałoby nam genezę lub choć trochę przedstawiało wcześniejsze historie tego starożytnego superbohatera. Dostajemy zupełnie nową opowieść, którą ciężko przyswoić, jeśli zostajemy rzuceni na głęboką wodę bez znajomości wcześniejszych tytułów. Upatruję tu winy polskiego wydawcy. Dobrze by było, gdyby do komiksu załączono jakąś wkładkę przedstawiającą chociaż skrót tego, co wydarzyło się wcześniej, zwłaszcza, że postać Arica jest kompletnie nieznana. Dostajemy za to komiks o kolejnych wojennych zmaganiach Wizygota z Dacji w kosmosie, który jest co prawda ciekawy, ale dla nowicjusza może stanowić ciężką przeprawę.
Samo wydanie nie jest złe. W tomie znajdziemy trzy zeszyty, wywiad z 2017 z autorami serii oraz grafiki koncepcyjne. Jak zwykle grafiki i warstwa wizualna ratują pozycję Valianta. Poza wszechobecnym realizmem graficznym Tomas Giorello stara się tworzyć nieprzewidywalne zwroty akcji nadające tempo walkom poprzez losowe rozmieszczenie kadrów. Ten artystyczny chaos tylko zwiększa doznania wojenne, jakie możemy czerpać z Żołnierza.
Daj szansę Valiantowi
Pozycje Valianta wydane przez KBOOM posiadają swoje wady i zalety, ale warto się z nimi zapoznać, aby zrozumieć, że USA to nie tylko Avengers i Liga Sprawiedliwości. Proszę, niech Was nie zraża, że czasami nie wiadomo, o co chodzi, gdyż jeśli zaczniecie czytać wspomniane tomy w takiej kolejności, jaką opisałem, to na pewno będzie łatwiej zrozumieć kolejne wątki. Z całą pewnością mogę polecić recenzowane przeze mnie pozycje, ale oczekuję, że wydawca będzie wprowadzał do kolejnych tomów pewne dodatki umożliwiające zrozumienie mitologii komiksów, które zapoczątkował Jim Shooter.