W alternatywnym świecie grupa X-Men ponownie musi zewrzeć szyki i stawić czoła Magneto. To jednak nie jest ich jedyne zmartwienie. A prócz nadnaturalnych zagrożeń dochodzą także problemy miłosne! Jak w tej sytuacji poradzą sobie homo superiors?
Mutant też człowiek
W 6 tomie z serii Ultimate X-Men otrzymujemy kilka różnych historii będących w większości kontynuacją wątków rozpoczętych w poprzednich zeszytach. Dostajemy ciąg dalszy losów duetu Wolverine i Storm, na których drodze staje Lady Deathstrike, chcąca zemścić się za krzywdy z przeszłości. Także para Rogue i Gambit musi radzić sobie z nowym zagrożeniem, którym jest Juggernaut. Wreszcie poznajemy władającą magnetycznymi mocami Polaris. To właśnie ją Magneto zamierza wykorzystać, aby wydostać się z więzienia. To zagrożenie okazuje się na tyle poważne, że do akcji wkroczyć muszą sami Avengers.
Byle nic nie popsuć
Scenariusz do wspomnianego zeszytu napisał dobrze znany fanom komiksów scenarzysta Brian K. Vaughan. To on był autorem poprzedniego tomu i teraz ma okazję dokończyć rozpoczęte przez siebie opowieści. Zwłaszcza że jest to dla niego pożegnanie z serią. Jak ono wypada? Mogę od razu stwierdzić, że nieźle, choć jest kilka „ale”. Zacznijmy od tego, co dobre. Pisarz, tak jak jego poprzednicy, dobrze bawi się w tym alternatywnym świecie, a wraz z nim także i odbiorca. Wprowadzenie Lady Deathstrike czy Polaris, niby podobnych, ale całkiem innych niż w oryginale to zdecydowany plus tytułu. Jak to w przypadku X-Men nie brakuje tu akcji, ale jest też czas by przyjrzeć się codziennym problemom bohaterów. Miłostki, kłopoty w szkole, problemy wychowawcze – to wszystko sprawia, że mutanci stają się bardziej ludzcy. Z drugiej strony, kiedy już wyruszają na misję, stają się prawdziwymi superbohaterami, których nawet Kapitan Ameryka nie zatrzyma. Na słowa uznania zasługuje tu „Magnetyczna północ”, czyli nowy wątek dla Ultimate X-Men. Dobrze wyważone intrygi i bijatyki sprawiają, że czytelnik zostaje porwany w wir przygody.
I gdzie w tym wszystkim wspomniane „ale”? Cóż, Vaughan podszedł do tematu zdecydowanie bezpiecznie. Wszystko jest dobre, ale nie wybitne. Brakuje jakiegoś totalnego zaskoczenia, efektu „wow!”. Wiele wydarzeń da się przewidzieć wcześniej. Nadal czyta się przyjemnie, lecz momentami aż prosi się o inne rozwiązania i jakiś moment przełomowy dla cyklu. Scenarzysta nie chciał jednak zaryzykować, a szkoda.
Zgodnie z planem
Za oprawę graficzną szóstego tomu Ultimate X-Men odpowiada kilku rysowników. Na wstępie dostajemy krótką historię z profesorem Xavierem, do której kadry stworzył Steve Dillon. Miłośnicy komiksów zapewne doskonale znają go z serii Kaznodzieja i Punisher. Jego styl jest zdecydowanie niepodrabialny i rozpoznawalny. I choć mogłoby się wydawać, że bardziej pasuje do krwawych opowieści, to również w przypadku mutantów sprawdził się całkiem nieźle. Ponadto dostajemy także kilka stron narysowanych przez Toma Raneya. To przygoda naładowana akcją, w której Rogue i Gambit mierzą się z Juggernautem. Artysta świetnie pokazuje brutalność tego ostatniego, a sam pojedynek wypada bardzo dobrze. Najwięcej pracy miał przy tym tytule Stuart Immonen i wywiązał się ze swojego zadnia w sposób zadowalający. Potrafił pokazać nam bohaterów w taki sposób, byśmy ich od razu rozpoznali, ale dać im też coś charakterystycznego, podkreślającego, że pochodzą ze świata alternatywnego. Bez problemu podążał też za fabułą nakreśloną przez Vaughana. Dzięki temu całość czyta się przyjemnie, a poszczególne kadry przyciągają wzrok i zachęcają, by poświęcić im nieco więcej czasu.
Ciąg dalszy komiksu
Najnowsza część przygód mutantów z Ziemi-1610 została wydana tak jak i wszystkie poprzednie tomy, w twardej oprawie. Będzie więc pasować do całej serii ustawionej na półce. Na jednej z pierwszych stron wydawcy umieścili dla nas krótkie streszczenie wcześniejszych wydarzeń, dzięki czemu łatwiej będzie nam powrócić do przygody. Wewnątrz znajdziemy także okładki poprzednich tomów, jednak ci, którzy lubią galerie zamieszczane na końcu, będą rozczarowani, gdyż w tym przypadku niestety ich zabrakło.
Średniak?
Ultimate X-Men jest serią bardzo nierówną. Pierwsze tomy zachwycały i dawały powiew świeżości. Mogli się nią cieszyć zarówno sami fani mutantów, jak i ci, którzy nie znali ich zbyt dobrze, ale nie chcieli poznawać ich zagmatwanych losów z Ziemi-616. Później poziom zdecydowanie spadł, a historie stały się mniej ciekawe i bardziej oklepane, by wreszcie powrócić na właściwie tory. Tom szósty plasuje się gdzieś pomiędzy tym wszystkim. Przygoda jest ciekawa, wciągająca, kolejne strony czyta się dobrze, a i oprawa graficzna zasługuje na pochwałę. Czegoś jednak tu brakuje. Jak już wcześniej wspomniałem, autor bał się zaryzykować i wolał w sposób bezpieczny zakończyć kilka wątków. Fakt, można było coś popsuć, ale i sporo zyskać. Ostatecznie jednak nie jest źle, a zeszyt warto przeczytać.