Fabuła serialu oparta jest na pierwszym tomie Trylogii Grisza autorstwa amerykańskiej pisarki Leigh Bardugo. Cały Grishaverse natomiast obejmuje dodatkowo duologię Szóstka Wron, trzy dodatkowe powieści poszerzające lore, oraz kilka krótkich opowiadań. Filmowy potencjał tego uniwersum dostrzeżono krótko po premierze pierwszej części cyklu, ale dopiero teraz historię Aliny Starkov udało się przenieść na ekran.
Takie zabezpieczenie materiału źródłowego dziwnym nie jest, bo stworzony przez Bardugo świat jest interesujący w swojej różnorodności kultur i posiada dosyć ciekawie skonstruowany system magii. Co prawda książkowa historia ociera się o pewne schematy gatunku young adult, ale potrafi zaangażować czytelnika na tyle, by sięgnął po kolejny tom i dowiedział się, co będzie dalej z bohaterami. A tych do ulokowania swoich sympatii jest cały wachlarz.
Ale przejdźmy może do samego serialu. Osiem godzinnych odcinków epickiej opowieści o przyjaźni, magii i potędze ma szansę wciągnąć nas bez reszty, prawda?
Kraj rozdarty na dwoje
Królestwo Ravki to państwo wewnętrznie podzielone. I to dosłownie, bo przez jego środek ciągnie się Fałda Cienia, spowity nieprzeniknioną ciemnością obszar zamieszkany przez krwiożercze potwory zwane volcra. Fałdę przed setkami lat stworzył Czarny Heretyk, potężny magik, który tym samym ściągnął na królestwo nieszczęście, śmierć i wojnę.
To w wiecznie górującym nad krajem zagrożeniu ze strony Fałdy wychowują się osierocona w dzieciństwie Alina Starkov i jej najlepszy przyjaciel, Malyen Orecev. Nabór do armii w Ravce jest obowiązkowy, więc ona zostaje kartografką, a on wojskowym tropicielem w Pierwszej Armii. Mają – tak jak wszyscy młodzi ludzie w Ravce – przysłużyć się królowi w walce z tym, co czyha w Fałdzie, jak i z wrogo nastawionymi do nich sąsiednimi krajami.
Armia Królestwa Ravki to nie tylko słabo wyposażeni żołnierze z terenów za Fałdą, ale też elitarne jednostki Drugiej Armii składające się z Griszów, czyli ludzi potrafiących posługiwać się magią. Griszowie, podobnie jak zwykli żołnierze, mają obowiązek służby, ale są jednocześnie uprzywilejowaną grupą, która jest lepiej karmiona, ubierana i edukowana. Przez to dorastają w poczuciu wyższości, większość z nich staje się arogancka i nie zjednuje sobie sympatii w szeregach żołnierzy, ani wśród ich dowódców Pierwszej Armii.
Kiedy Alina w chwili zagrożenia ujawnia swą moc przywoływania słońca i trafia do Małego Pałacu, gdzie szkolą się Griszowie, to poznajemy z nią ten inny świat, ociekający bogactwem i zapewniający wybrańcom wygodne życie. Dziewczyna momentalnie staje się gwiazdą, świętą za życia i obiektem zainteresowania wszystkich. Ściąga też uwagę kilku potężnych graczy z kryminalnego półświatka, więc zaczyna jej grozić niebezpieczeństwo. I chwała za tych gangsterów i ich opryszków, bo bez tego wątku Cień i kość byłby dosyć jednotorową – a przez to nudną – produkcją.
Gangster, czarownica i Mateczka Ravka
Oprócz historii Aliny i Mala, Cień i kość to trochę heist show. Wschodząca gwiazda półświatka, Kaz Brekker, dostaje ważne zlecenie, zbiera drużynę złożoną z utalentowanych i zarazem barwnych postaci i rusza w drogę z wyspy Kerch przez Fałdę aż do Ravki. U jego boku podróżuje cicha i niebezpieczna Inej oraz impulsywny strzelec wyborowy Jesper. Są szajką o ciekawej dynamice i całkiem nieźle współpracują ze sobą, nawet gdy muszą dokonywać szybkich zmian w swoim Wielkim Planie.
Świat poza Ravką oglądamy właśnie dzięki nim oraz griszy o imieniu Nina, której przypadł w udziale zalążek wątku dotyczącego polowań na czarownice – czyli kolejnego niebezpieczeństwa czyhającego na naszych bohaterów. Świat ten, kosmopolityczny i wielokulturowy z założenia, przypomina wiktoriański Londyn i ma w sobie dużo elementów stylistyki, którą mogliśmy wcześniej oglądać chociażby w serialu Carnival Row.
Królestwo Ravki za to do złudzenia przypomina carską Rosję – zaczynając od mundurów i czapek uszatych, a kończąc na ociekające złotem pałace arystokratów. Ten właśnie wizualny tzarpunk, jest najlepszym elementem całej produkcji. Niestety, na tym jednocześnie kończy się oryginalność Cienia i kości.
Mary Sue jak każda inna
Główna bohaterka, Alina Starkov, ma wiele cech typowej bohaterki gatunku young adult. Brakuje jej co prawda niezdarności, która cechuje często takie heroiny, nie jest tak wygadana, jak niektóre z nich, ale to jedyne różnice między nią, a każdą inną Wybraną. Jest to postać, niestety, nieco nudna i przewidywalna. Nawet jej zachowania, które mają uchodzić za impulsywne i nierozsądne, dosyć łatwo przewidzieć. Tym samym pasuje idealnie do swojego najlepszego przyjaciela Mala, który został napisany tak, jakby nie miał nic innego w życiu do roboty, tylko opiekować się Aliną, i gdzieś w tym pochłaniającym mnóstwo czasu zajęciu zgubił swoje ja.
Przez cały serial obserwujemy nie tylko zażyłość między Aliną i Malem, ale też jej rosnące przywiązanie do generała Kirigana, który postanawia wprowadzić ją w tak obcy i fascynujący w świat magii, nazywanej tu Małą Nauką. I jeżeli jest w tym serialu postać, której potencjał został zmarnowany, to jest to właśnie Kirigan. Ben Barnes może i stał się przez lata twarzą kilku dużych produkcji i wcielał się w mniej lub bardziej sympatycznych bohaterów, ale tutaj zdecydowanie zabrakło mu charyzmy. A właśnie nią powinien emanować władający mroczną magią generał, którego rozkazy griszowie wykonują bez mrugnięcia okiem. Nie pomaga fakt, że absolutnie nie czuć chemii między nim, a Aliną. Szkoda, bo na przestrzeni całego sezonu żywią do siebie cały wachlarz uczuć, które trudno dostrzec, dopóki nie zostaną podane nam na tacy.
To naprawdę zmarnowany potencjał, bo z tej dwójki nie udało się twórcom i aktorom stworzyć mocnej podstawy tego serialu. Ich dynamika, zmieniająca się między sezonami – ba! Odcinkami nawet – mogłaby przyciągać widzów i emocjonować tych, co znają książki na wylot, a tak wypadła słabo.
Po cieniu przychodzi słońce
Trzeba jednak pochwalić twórców za pewne zmiany wprowadzone względem literackiego pierwowzoru. Pierwszą jest połączenie wątków z Trylogii Grisza oraz duologii Szóstki Wron. To właśnie dzięki temu zabiegowi mogliśmy wcześniej poznać między innymi Kaza, Inej i Jespera, i nie umarliśmy z nudów jedząc kawior z Aliną.
Drugą rzeczą, którą zrobili dobrze, była drobna, ale istotna zmiana w osobie samej Aliny. W serialu otrzymała mieszane pochodzenie (jej matka pochodziła z wrogiego kraju Shu Han), a przez to całe życie była obiektem uprzedzeń i wrogości ze strony tych, którzy mogli uważać się za obywateli Ravki. Dzięki temu wrogość niektórych bohaterów drugoplanowych jest zrozumiała, a nie wynika z tego, że główna bohaterka musi mieć wiecznie pod górę.
Obsada serialu pełna jest nowych twarzy, co także należy liczyć na plus, bo nie kojarzą się z żadną większą produkcją i mogą być bardziej wiarygodni. Właściwie najbardziej znanymi nazwiskami w Cieniu i kości są wspomniany wcześniej Ben Barnes oraz Zoë Wannamaker, którą widzowie najbardziej kojarzą z panią Hooch z filmów o Harrym Potterze oraz z kilku odcinków Doctor Who.
Czy opowieść będzie trwała?
Gdyby w 2012 roku, wtedy, gdy pospiesznie wykupiono prawa do ekranizacji pierwszej powieści Bardugo, ktoś próbował przełożyć Trylogię Grisza na filmy kinowe, to prawdopodobnie podzieliła by ona los Złotego kompasu czy Niezgodnej jako serii niedokończonej lub zapomnianej przez widzów. Wystarczyło jednak kilka lat, by książki i serialowe produkcje skierowane do młodzieży zainteresowały Netflixa i inne platformy streamingowe, które tchnęły w ten gatunek nowe życie i sypnęły groszem.
Cień i kość będzie na pewno ważną pozycją dla fanów prozy Leigh Bardugo, ma duże szanse na drugi (i może nawet trzeci) sezon. Może będzie też testem wyobrażeń, jak to bywa w przypadku ekranizacji ukochanego przez jakiś fandom cyklu książek. Może też być dla młodych fanów fantasy miłą odmianą po niezbyt udanej Przeklętej i krokiem w stronę kolejnych ekranizacji. Jednocześnie jednak dla starszych wielbicieli seriali fantastycznych będzie produkcją, która raczej nie zostanie z nimi na dłużej.
Premiera serialu już 23 kwietnia na Netflix.