Historia jest prosta. Ona skacze z dachu i przed uderzeniem w ziemię trafia w niego. Oboje giną na miejscu. I tu w zasadzie całość by się skończyła, gdyby nie boska interwencja. Dostają jeszcze tydzień życia. Siedem dni by zdecydować, które z nich będzie mogło żyć dalej. Ale to nie będzie zwykłe siedem dni…
Nic nie jest proste
Bóg, który przywrócił bohaterom życie, zmienił także jedną rzecz względem tego co ma miejsce w prawdziwym świecie. Shin’ichi i Yuuki zachowali swoje ciała, jednak po pierwsze muszą być cały czas blisko siebie, a do tego mają wszystko dzielić. Jak się okazuje, wraz z rozwojem fabuły „wszystko” obejmuje odczucia fizyczne oraz uczucia. To co im zostało na własność to jedynie myśli – no chyba, że wiążą się z silnymi emocjami…
Pomysł fabularny nie jest niczym specjalnym. I po pierwszych kilku stronach komiksu wydaje się, że nie będzie to najlepszy tytuł. Kolejne wydarzenia nie są specjalnie zaskakujące ani odkrywcze. Od samego początku wiadomo, że dzieląc odczucia fizyczne i uczucia bohaterowie będą musieli albo się pokochać albo znienawidzić. Jednak z przewracaniem kolejnych stron historia porywa nas coraz bardziej, aż na końcu ciężko się od niej oderwać.
Niewielkim zgrzytem pozostaje dla mnie początkowa reakcja Shin’ichiego. Stoi ona nieco w sprzeczności z tym, jak chłopak zachowuje się w dalszej części opowieści. Być może należy pierwotną reakcję zrzucić na karb stresu i dość niecodziennej sytuacji, ale wydaje mi się, że to jedna z rzeczy, które w fabule można by poprawić.
Grubaśny tom
Manga w Polsce ukazała się w serii Jednotomówek Waneko, jednak oryginalnie wydana była w dwóch tomikach. Stąd też Polska edycja jest dość gruba i przez to może nieco mniej poręczna, niż bardziej standardowe wydania. Na szczęście mangę można bez problemu czytać bez konieczności łamania jej grzbietu. Tomik wydany jest ładnie, a fioletowa okładka obłożona jest kolorową obwolutą.
We wnętrzu każdy z oryginalnych tomów zaczyna się czarno białą „okładką” oraz spisem treści. W części pierwszej, pomiędzy rozdziałami, umieszczone są pobieżne (i niewiele mówiące) porównania wersji finalnej z pierwotną historią, którą twórca – Kouji Seo – wygrał kiedyś konkurs dla debiutujących autorów. Z porównań wynikają tak naprawdę dwie rzeczy – po pierwsze, na przestrzeni lat mangaka zdecydowanie polepszył styl rysowania, a po drugie, historia przedstawiona mocno się różni, pomimo bazowania na zbliżonym pomyśle.
Z tyłu okładki zauważyć można oznaczenie 18+. Half & half zdecydowanie nie jest tytułem dla dzieci. Komiks dość swobodnie operuje erotyką. Na szczęście daleko mu do gatunku hentai. Osobiście zaliczyłbym go do nurtu dość lekkiego ecchi.
Uczta dla oczu
Autor zdecydowanie potrafi rysować. Jego kreska jest bardzo przyjemna dla oka i mangę zwyczajnie przyjemnie się przegląda. Rzecz jasna, style rysowania używane przez japońskich artystów nie muszą wszystkim pasować, ale jeśli tylko kogoś nie zniechęcają, to pozycja Koujiego Seo zasługuje na uwagę.
Sporą wadą, jeśli chodzi o aspekt graficzny, jest niestety brak kolorów. Rzecz jasna jest to typowe dla mang, niemniej niektóre z nich zawierają kilka kolorowych stron. Tu niestety kolor widzimy tylko na obwolucie, a wielka szkoda, bo patrząc po jakości pierwszej strony obwoluty warto by było dostać jeszcze kilka takich prac.