Mass Effect: Sercowe rozterki na pokładzie Normandii
Autor: Krzysiek Płociński
Oryginalna trylogia Mass Effect jest znana m.in. ze świetnej fabuły, pełnej akcji rozgrywki oraz nawiązywania bardzo bliskich znajomości z członkami załogi statku Normandia. Studio BioWare w tej ostatniej kwestii dało graczom naprawdę dużo opcji (zwłaszcza od drugiej części). Kto zatem jest najlepszym partnerem/partnerką dla komandora Sheparda/Pani komandor Shepard? Ashley? Kaidan? Jack? Tali? Garrus? Odpowiedź na to pytanie jest raczej podchwytliwa. Tak naprawdę nie ma tu złej odpowiedzi, bo wszystko jest zależne od gustu osoby grającej. Ja osobiście najczęściej zaczynałem playthrough trylogii od związku z Ashley, a potem wybierałem Jack.
Tak jak zaznaczyłem wcześniej, w tej kwestii nie ma złych wyborów… może z wyjątkiem Morinth. Żeby jednak nie kończyć tekstu zbyt wcześnie stwierdzeniem “każdy ma rację”, to spróbuję określić, która opcja związku ma najwięcej sensu z perspektywy fabuły. Mój wybór pada na Liarę i już śpieszę wytłumaczyć dlaczego. Zacznijmy od tego, że jest to jedyna postać z jaką możemy utrzymać związek przez wszystkie trzy gry i to niezależnie od tego czy gramy żeńską czy męską wersją protagonisty. Co prawda w Mass Effect 2 był do tego potrzebny dodatek Kryjówka Handlarza Cieni, ale wciąż było to możliwe. Poza tym Liara odgrywała kluczową rolę w przywróceniu Shepard/a do życia. Była gotowa zaryzykować własne życie by odzyskać ciało dawnej/go dowódcy i (zależnie od wyborów gracza) ukochanej/go. Jej starania rzecz jasna nie poszły na marne. Liara jest też postacią, która przeszła prawdopodobnie największą przemianę ze wszystkich członków załogi Normandii. Od nieśmiałej i introwertycznej pani archeolog, przez pewną siebie handlarkę informacji, aż po zostanie nowym Handlarzem Cieni. Całkiem niezły rozwój przez około trzy lata historii (zwłaszcza, że Asari dożywają mniej więcej tysiąca ludzkich lat).
Jej podejście do związku także zmieniało się z czasem. Gdy za pierwszym razem zdecydowałem się w jedynce wybrać właśnie ją, to praktycznie do ostatnich chwil przed finałową misją nie byłem pewien czy dobrze poprowadziłem dialogi. Liara przez cały czas się wahała tłumacząc swoje podejście ciężarem misji. W przypadku Ashley wszystko było bardziej bezpośrednie. W drugiej części początkowo też trzymała Shepard/a na dystans, lecz jasne było, że chce kontynuować związek. W trójce praktycznie od początku do końca można być z Liarą. Całkiem ciekawe budowanie związku. Nie zapominajmy też o przyszłości Mass Effecta. Jeśli plany BioWare się nie zmienią, to nasza niebieska twardzielka będzie odgrywała znaczącą rolę w piątej odsłonie serii. Fani już spekulują, że może spróbuje znowu przywrócić Shepard/a do życia. Podsumowując, Liara jako druga połówka dla protagonisty/ki ma najwięcej sensu i podłoża fabularnego. Czy jest to moja ulubiona opcja? Nie. W tej kwestii zawsze odpowiem: Jack.