To do czego by tu zacząć?
Cóż, najlepiej od początku, jak mawiał klasyk. Avowed zaczyna się od momentu, kiedy jako przepełniony magicznymi mocami Boski (o tym zaraz), a także wysłannik imperatora Aedyru przybywamy na tzw. Żywe Ziemie, gdzie mamy rozwikłać zagadkę tajemniczej plagi szaleństwa zwanej Senną Zarazą. W tym miejscu szybko dodam, że chociaż akcja rozgrywa się w świecie Eora, tym samym, który możemy zwiedzać w ramach gier z serii Pillars of Eternity, to nie musimy grać w te gry, aby zrozumieć, co dzieje się tutaj (chociaż jest kilka nawiązań). No ale wracając… Teren, po którym będziemy się poruszać, z pewnością nie jest przyjazny. Niby mamy ciepłe słońce, zatoki z czystą wodą, rozpadające się pomosty i miasta – cudownie tropikalny krajobraz, z pewnym, ale… Z bujną roślinnością napędzaną grzybami, która wygina drzewa i nasyca wszystko kalejdoskopowymi kolorami.
Reckę chciałem zacząć od plusów i to jeden z nich, bo gra korzysta z palety różów, fioletów oraz pomarańczy w taki sposób, jakby świat wybierał się na podwodny bal w stylu koralowym, i jest z tego powodu bezczelnie wyjątkowy. Nie ma tu żadnego realizmu, jedynie niczym nieskrepowana fantazja, ale za to piękna fantazja. Gracz, jako wspomniany Boski, wybrany przez bóstwo, które odcisnęło na nim piętno przy narodzinach – grzybowo krzykliwą cechę twarzy możliwą do wybrania podczas tworzenia postaci (jeśli komuś to przeszkadza, to spieszę z informacją, że można opcję tą wyłączyć – jako gracz nie widzimy na naszej postaci grzybów, chociaż NPC zdają sobie sprawę z ich obecności). Boscy czasem bywali czczeni, a czasem mordowani. Mówię o tym, bo w grze mamy możliwość wybrać również historię pochodzenia naszej postaci, co przekłada się na inne (unikatowe) opcję dialogowe w czasie rozgrywki.
Nie chcę zbyt dużo mówić o fabule, by nie psuć nikomu zabawy, ale przyznam, że jest całkiem dobrze. Nawet zadania poboczne potrafią wciągnąć, a tych jest tutaj sporo – możemy pomagać każdej osobie na ulicy, która nas o to poprosi, w jakimkolwiek osobistym problemie, jaki może mieć. Możemy spędzić wiele godzin, zagłębiając się w zrujnowane, ale piękne jaskinie, kanały i zapomniane miejsca w poszukiwaniu łupów oraz punktów doświadczenia, jednocześnie wykorzystując każdą okazję, aby polować na bestie i bandytów za pomocą mieczy, zaklęć, a nawet broni palnej. Avowed jest RPG-em akcji i chociaż nie ma w nim niczego, czego nie moglibyśmy zobaczyć w innych grach z ostatnich kilku dekad, to formuła, której trzyma się recenzowany tytuł, działa niezawodnie.
Eksploracja, eksploracja i jeszcze raz… walka?
Nadszedł czas, aby porozmawiać sobie na temat dwóch najważniejszych elementów tej gry, a mianowicie eksploracji i walce. W rzeczywistości nie mamy tutaj w pełni otwartego świata, tylko szereg różnorodnych lokacji o otwartej strukturze – przejdziemy z zalesionego miasta portowego do przerażającej, zepsutej wsi, a następnie do niebezpiecznej pustyni i popielatego pustkowia z aktywnym wulkanem tryskającym lawą w każdą stronę. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z oddzielnymi mapkami, z których żadna nie jest szczególnie duża, ale świetnie wykorzystują dostępną przestrzeń, będąc kolorowymi i pełnymi charakteru. To mile widziana odmiana od czasami ponurych i nudnych miejsc, które eksplorujemy w innych grach RPG.
Każda z tych map, czy też regionów, jest po brzegi wypełniona treścią – masą sekretów wydarzeń, unikalnych przedmiotów, ukrytych jaskiń i grot, a nawet dość długimi opcjonalnymi obszarami przypominającymi lochy. Podczas gdy wiele gier RPG ma sporą mapę świata, z różnymi miastami i lokacjami, z wieloma rzeczami do odkrycia, często jest na niej sporo martwej strefy. Chodzi mi o to, że świat bywa duży, bo… tak i już, ale jest jednocześnie fragmentami nudny. W Avowed jest inaczej, bo tutaj nie można czasem przejść kilku kroków bez znalezienia czegoś, co przyciągnie naszą uwagę, szczególnie w dwóch pierwszych lokacjach. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę to, że twórcy wykorzystali standardowy efekt „mgły wojny” na swoich mapach, gdzie niezbadane obszary są przedstawiane jako biała mgiełka, a te zbadane i odkryte ujawniają się nam po przejściu przez nie – nawet maleńki skrawek pozostałej mgły na mapie prawdopodobnie ukrywa coś, na co jeszcze się nie natknęliśmy. A no i zapomniałbym – elementy platformowe! Cała budowa świata pozwala nam na wchodzenie na miejsca, które są na pierwszy rzut oka niedostępne. W grze nie ma bowiem niewidzialnych ścian, więc jeśli chcemy to bez problemu możemy wejść na dachy budynków, czy budowli (i znaleźć tam różne sekrety).
W czasie eksploracji gracz będzie miał okazję (nie raz i nie dwa) do walki czy to w ramach zwyczajnego posuwania fabuły do przodu, czy to w ramach zlecenia na ubicie jakiegoś minibossa, których jest kilkunastu w każdym regionie. Na naszej drodze stanie cała paleta przeciwników, od typowych fantastycznych stworzeń i zwierząt, po antropomorficzne grzyby i ludzi doprowadzonych do szaleństwa przez Senną Zarazę. Starcia z nimi są dynamiczne, a walka bronią w grze fantasy z widoku FPP (gra pozwala na rozgrywkę z widoku TPP, ale ten jej raczej nie służy), przywodzi na myśl Dark Messiah Might and Magic (moim zdaniem bardzo niedoceniony tytuł z dawnych lat). Walka na miecze, topory, broń dwuręczną, blokowanie tarczą, czary, różdżki, dzidy, włócznie, łuki, prosta broń palna jak pistolet, garłacz czy arkebuz. Dodatkowo uniki, bloki, przełamania, a nawet kopnięcia. Wszystko to podbite dodatkowymi perkami, które wprowadzają nowe umiejętności. I nic nie stoi na przeszkodzie, aby to wszystko mieszać ze sobą – możemy więc stworzyć maga, który łączy zaklęcia, by zamrozić i roztrzaskać nieumarłe szkielety, ale zaraz chowa różdżkę oraz grimuar, by wyciągnąć miecz, tarczę i popędzić wprost na wrogów. Gdyby tylko wszystko to było, tak piękne, jak wynika z opisu…
Towarzyszu, mój towarzyszu
No ale nie uprzedzajmy faktów, bo w Avowed mamy jeszcze jeden, wydaje się, że ważny element, a mianowicie towarzysze – możemy ich mieć czterech, z czego jednocześnie poruszamy się z dwoma: wojownik Kai, zwiadowca krasnolud Marius, czarodziejka Yatzli i animantka Giatta. Każdy z nich ma swoje własne opinie, osobiste problemy do rozwikłania i fajne umiejętności walki oraz rozwiązywania zagadek, na których można polegać podczas eksploracji Żywych Ziem. To, że nie możemy zabrać ich wszystkich ze sobą, powoduje, że zaczynamy eksperymentować z różnymi parami, czy to w kontekście mechaniki gry, czy po prostu po to, by słuchać, jak… krytykują nasze decyzje? Jako że jest to gra od Obsidian, to prędzej czy później, zostaniemy postawieni przed wyborem, który będzie miał konsekwencje dla przedstawianej historii (fabuła Avowed może się rozgałęziać, prowadząc do wielu zakończeń). Nigdy też nie ma jednego prawidłowego wyniku, tychże wyborów, co mi się podoba. Ktoś zawsze się z nami nie zgodzi, a potem skonfrontuje nas z tym, zmuszając do wyjaśnienia, zastanowienia się, uzasadnienia. Dzięki temu też zawsze jest o czym rozmawiać, a towarzysze są o wiele bardziej zżyci, niż myślałem.
Chociaż wspólne stanie przy ognisku z członkami własnej drużyny, aby wymienić się mrocznymi historiami i nierozwiązanymi traumami z przeszłości jest fajne i buduje klimat, to czegoś mi tutaj brakowało. Z żadną z postaci nie można romansować, co wydaje się to dość dużym niedopatrzeniem, ponieważ świetnie nadaje się do budowania głębszych relacji z tą, bądź co bądź, nietuzinkową zgrają. Z drugiej strony, może to i przyjemnie nowatorskie w dzisiejszych czasach? Na pewno na plus za to jest odblokowywanie rozmaitych umiejętności oraz ulepszanie już posiadanych, nie tylko w przypadku głównego bohatera, ale również jego pomocników. Dzięki temu z czasem możemy stawiać czoła coraz większym wyzwaniom. A przynajmniej powinniśmy, bo w końcu docieramy do momentu, w którym będziemy mogli odpowiedzieć sobie na jedno zasadnicze pytanie:
To jakie są te Żywe Ziemie?
Na pierwszy rzut oka? Oprawa graficzna momentami potrafi zachwycić i przyznam bez bicia, że zdarzało mi się przystanąć, żeby popatrzeć na krajobraz. Niestety ta sama grafika czasami kuleje, kiedy zauważy się, jak niskiej jakości użyto tekstur. Oczywiście nie jest to grafika rodem z ery XBOX-a 360 czy PS3, ale mamy obecnie ładniejsze tytuły. Mimo wszystko całość jako styl artystyczny prezentuje się bardzo dobrze. Zasięgi rysowania są aż po przysłowiowy horyzont, a wszystkie widoczne miejsca są dostępne do zwiedzenia. Dodam, że grę ogrywałem na PC oraz XBOX-ie SERIES S i całość jest zaskakująco stabilna technicznie, chociaż wentylatory w moim pececie musiały się pomęczyć (słyszałem jednak, że niektóre osoby miały inne, gorsze, doświadczenia, ale to pewnie zależy od specyfikacji sprzętu). Pochwalić muszę również ścieżkę dźwiękową, która wpada w ucho i stoi na bardzo wysokim poziomie tak samo jak dubbing. Niezależnie od tego, gdzie byłem, muzyka pasowała do otoczenia i podkreślała klimat eksploracji jak i rozmowy.
Dobra, dobra, ale gdzie wady? Stają się widoczne z biegiem rozgrywki – te same elementy, które omówiłem wcześniej, mają swoje własne hmm, problemy. No, ale po kolei. Chociaż dobrze bawiłem się ruszając na przygodę i gubiąc w świecie przedstawionym, to przyjemność z eksploracji zaczęła maleć, gdy uświadomiłem sobie, że poza widokami i postaciami rzadko znajduję coś interesującego. Jeśli na mojej drodze pojawi się jakaś kusząca skrzynia, to jest duże prawdopodobieństwo, że będzie pełna monet, kawałków żelaza i kilku skór. Z kolei, jeśli natknę się na potężnego wroga, mogę być zbyt słaby do walki. No to chyba normalne, prawda? Cóż, mimo że w Avowed oręża nie brakuje, to szybko zauważymy, że te wszystkie grimuary i różdżki do zaklęć, gigantyczne dwuręczne topory, łuki i pistolety, buławy i tarcze, są w pewnym momencie… bezużyteczne. Dlatego, że szanse na sukces zależą od liczb, a nie umiejętności.
Kiedy na naszej drodze stanie wróg o wyższym poziomie, nie będzie miało znaczenia, jak dobrze unikamy ciosów lub jak sprytnie połączymy efekty magiczne, by zamrozić i roztrzaskać oponenta. Liczy się jakość naszego ekwipunku, który musi być nieustannie i mozolnie ulepszany o materiały, które losowo znajdujemy w każdej skrzyni i skrytce. Biorąc pod uwagę, że nasi towarzysze nie są zbyt pomocni w bitwach, gra wymusza na nas eksploracje i tak w kółko, co po jakimś czasie może być nużące. Nie pomaga również mała różnorodność przeciwników – przez większość czasu walczymy z tą samą garstką wrogów, a prawie żaden z nich nie jest interesujący ani wyjątkowy w swoim zachowaniu. Mimo wszystko, to jak ich ciała reagowały na uderzenia, było… satysfakcjonujące. Niestety mechaniki gry z czasem tracą na znaczeniu i np. takie jedzenie, które początkowo odgrywa kluczową rolę, lecząc lub wzmacniając (przez co nosi się go całkiem sporo w ekwipunku), gdy docieramy do etapu, w którym panuje głód, nie może zostać przez naszą postać komuś podarowane, co wydaje się dziwne. Podobnie jest z zachowaniami postaci, które mogą się z nami ostro pokłócić, by po chwili o tym zapomnieć.
Czy są to duże wady? Dla jednych tak, dla drugich pewnie nie. Słyszałem jeszcze narzekania jakby to Avowed było grą, której brakuje „życia” – NPC nie reagują, jak powinni, stoją w miejscu, a całość przypomina być może kolorową, ale makietę. Cóż, całkiem szczerze nie zauważyłem, żeby pod kątem „zachowań postaci niezależnych”, omawiany tytuł wypadał gorzej niż choćby taki Cyberpunk 2077, bo tam też postaci kręcą się bez sensu. Poza tym nie każda gra musi realistycznie symulować życie. Najważniejsze, czy daje nam przyjemność z grania, a mnie finalnie Avowed wciągnęło w przyjemną przygodę, rodem ze świata fantasy – nie zawiodło mnie ani nie rozczarowało. Zaoferowało za to solidną rozgrywkę, być może dlatego, że podszedłem do tego tytułu z otwartą głową, czego życzę i Wam.
Grę do recenzji otrzymaliśmy od polskiego oddziału Xbox, za co bardzo dziękujemy, ale nie wpływa to na ocenę końcową produktu.