To już siódmy zbiorczy tom Usagiego Yojimbo. Czy i tym razem przygody długouchego ronina będą równie wciągające?
Czerwone skorpiony kontra Usagi
Nie będzie chyba żadnej niespodzianki, jeśli napiszę, że siódmy tom – podobnie jak poprzednie, które recenzowałem – bardzo przypadł mi do gustu. Choć początkowo miałem poczucie pewnej wtórności. W końcu w prawie każdym opowiadaniu mamy podobną formułę, a Usagi dobywa miecz o wiele częściej niż płatny zabójca czy najemnik. Zatem co powoduje, że każdy tom o przygodach długouchego ronina jest unikatowy? Intrygujące, niesamowite i oryginalne historie, a do tego barwna plejada bohaterów. Co prawda Usagi powalający dziesiątki przeciwników nie robi już takiego wrażenia jak za pierwszym razem, ale Stan Sakai ma po prostu masę świetnych pomysłów.
Tam, gdzie zjawi się Władca Sów, pojawia się śmierć…
Przyjrzyjmy się zatem, co takiego wyjątkowego jest w tomie siódmym. Pierwsza opowieść pod tytułem Zdrajcy Ziemi wprowadza w ten niezwykły świat nieumarłych, co jest niewątpliwie zaskakującym i ciekawym pomysłem. Następnie przeskakujemy do kluczowego opowiadania o jakże intrygującym tytule. Każdy miłośnik przygód długouchego ronina powinien wręcz dostać dreszczy na myśl o tym, co może się wydarzyć. Chodzi mi o opowieść zatytułowaną Śmierć pana Hikijiego. Koncentruje się ona na zamachu wymierzonym w zabójcę pana Mifune, któremu służył Usagi!
Wśród nowych bohaterów niewątpliwie najciekawszą postacią jest Kato, który po raz pierwszy spotyka się z protagonistą w opowiadaniu Miasto zwane piekłem. Co ciekawe, to chyba jedna z niewielu postaci, które od samego początku kreowany jest na szermierza, dorównującego Usagiemu, a kto wie, czy nawet go nie przewyższa. Akcent humorystyczny odnajdujemy natomiast w Nukekubi. Tym razem długouchy ronin mierzy się z dziwacznym demonem, choć bardziej wymagające okazuje się towarzystwo pewnej staruszki. Inne monstrum debiutuje w Teru teru bozu, ale ono dla odmiany jest zaiste przerażające, a na dodatek niezwykle silne. W tym zbiorze najbardziej poruszyła mnie historia o wytwórcy bębnów (Taiko). Jest to doskonałe wprowadzenie do kolejnych opowiadań, bo we wszystkich przewijają się bandyci spod znaku Czerwonych Skorpionów. Terroryzują oni mieszkańców, a władze nie są w stanie sobie z nimi w żaden sposób poradzić. Na szczęście w pobliżu zjawia się długouchy ronin, który zawsze chętnie udziela pomocy potrzebującym.
Monumentalny bęben!
Stan Sakai jest niebywale uzdolnionym rysownikiem. Poprzednio zachwycałem się scenami w deszczu, również i w tym tomie wypadają one genialnie. Podoba mi się wygląd demonów czy nieumarłych. Nie sposób tu przyczepić się do czegokolwiek. Zresztą wydanie też prezentuje wysoki poziom. Za niecałe dziewięćdziesiąt złotych (a może je nabyć i o wiele taniej) otrzymujemy ponad pięćset stron doskonałej rozrywki. Podobnie jak miało to miejsce wcześniej, tak i w tomie siódmym jest parę dodatków: Notatki Stana Sakaia – ciekawostki z Kraju Kwitnącej Wiśni, a także galeria okładek. Najlepiej zaś prezentuje się plakat na 25-lecie, na którym zobaczymy wszystkich najważniejszych bohaterów całej serii.
Czy warto nadal podążać za królikiem samurajem?
Na tom siódmy składają się same dobre opowieści, a kilka z nich (między innymi Taiko, Miasto zwane piekłem czy Nukekubi) to perełki. Prócz tego dochodzą nowi genialni bohaterowie pokroju Kato, a ponadto powracają też starzy znajomi Usagiego, czyli na przykład przebiegła Kitsune. Co jednak najważniejsze nie zabrakło momentów zabawnych, ale i poruszających. Myślę, że starczy tych zachwytów, ponieważ nie starczyłoby mi miejsca na wymienienie wszystkich pozytywów całej serii, jak i tego konkretnego tomu. Dlaczego zatem nie ma dychy? Bo wierzę, że Stan Sakai jest w stanie stworzyć jeszcze lepsze opowiadania!
Brawo!