Gdy w snach Panoramiksa pojawił się jego dawny znajomy po fachu – Akiedystrava – druid od razu spakował manatki i wraz z małym Galem oraz jego najlepszym przyjacielem ruszyli w drogę. Na miejscu okazało się, iż sprawa rzeczywiście wymaga interwencji. Rzymianie pojmali siostrzenicę szamana i zdecydowali się ruszyć do Sarmatów, by wykraść im ich święte zwierzę – gryfa. Wysłannicy Cezara nie wiedzą jednak, że do stwora doprowadzić ich może wyłącznie Akiedystrava, dlatego Asteriks, Obeliks oraz niezwykle waleczne kobiety z sarmackiej wioski postanawiają wykorzystać posiadaną przewagę i podejść przeciwników podstępem. Po drodze oczywiście napotykają na kilka nieprzewidzianych sytuacji, łącznie z tą, iż jedna z wojowniczek postanawia wybrać nosiciela menhirów na swojego partnera. Koniec końców, jak to bywa w przygodach o sprytnych Galach, wszystko kończy się szczęśliwie (…tylko niekoniecznie dla Rzymian).
Fantastyczne imiona rzymskich legionistów
Komiksy Goscinnego i Uderzo bawią mnie nieustannie już od wielu lat. Nie zawsze prezentują one jednak tego samego poziomu humor czy też atrakcyjność przedstawianej historii. W przypadku trzydziestego dziewiątego zeszytu odniosłam wrażenie, że wydarzenia toczą się dość leniwie i niewiele w nich akcji. Całość oparta jest z jednej strony na przedstawieniu wędrówek w poszukiwaniu gryfa, z drugiej – powstrzymaniu zakusów legionistów. Nie otrzymałam zbyt wielu bitew z Rzymianami ani spektakularnych wyczynów galijskiego duetu. Od samego początku zmagali się oni również z wieloma trudnościami – a to magiczny napój zamarzł, a to Idefiks uciekł, a na dokładkę Obeliks cierpiał z powodu popijania lokalnego specjału. Dodatkowo pojmana siostrzenica szamana rozbiła porządek w oddziałach swoją wyjątkową urodą i obfitymi krągłościami (gdyż każdy chciał jej pilnować). Komiks miał wiele krótkich zabawnych scenek, jednak jako całość trochę nużył niskim tempem akcji. Na uwagę zasługuje jednak fantastyczne tłumaczenie Marka Puszczewicza, które dodaje wielu momentom aktualnego charakteru. Nie szukając daleko: legionista, który szerzy błędne informacje otrzymał imię Fakenius, a Scytowie przyznają się, iż czytają Wikicytaty z Tacyta.
Duch mistrza został oddany
Asteriks i gryf to piąty komiks stworzony przez duet Jean-Yves Ferri i Dider Conrad, jednak równocześnie pierwszy, którego nie nadzorował Uderzo. W takiej sytuacji jako fanka tytułu obawiałam się, czy duch Asteriksa i Obeliksa zostanie wystarczająco oddany, a formuła ich przygód zachowana. Na szczęście nic złego się nie zadziało. Z jednej strony nie był to może najlepszy komiks o moich ukochanych Gallach, z drugiej – nie odstawał aż tak od innych, w moim odczuciu słabszych, zeszytów. Styl rysowania nadal jest fantastycznie pełen detali i momentami zabawnych wydarzeń na drugim planie, więc do niego też nie można się przyczepić.
Czym jeszcze nas w przyszłości zaskoczą?
O ile fanom tytułu nowa część galijskich przygód może się podobać, o tyle nie polecałabym zaczynać swoich przygód z ową serią od tego właśnie albumu. Komiks z pewnością nie jest wybitny, mimo to warto się z nim zapoznać. Są śmieszne sytuacje, poznajemy również Idefiksa od jego bardziej nieokiełznanej strony, a radosny chichot pod nosem wywołują imiona legionistów, co w ogólnym rozrachunku daje całkiem okej publikację.