Jak wszystkie dzieci wiedzą, zabawki mogą być w pełni świadome i czujące. Mają też swój własny świat, do którego odchodzą, gdy ich opiekun/podopieczny, zależy jak patrzeć, dorasta i przestaje ich potrzebować. Niestety, zazwyczaj po osiągnięciu pewnego wieku i poziomu dojrzałości raczej nie mamy szans zetknąć się z takim fenomenem jak mówiąca lalka, chyba że jest się pewnym krakowskim lalkarzem.
Z deszczu pod rynnę…
Akcja książki rozgrywa się w dwóch miejscach: w Krakowie podczas II wojny światowej oraz opisanej w retrospekcjach Krainie Lalek, najechanej przez szczury. To właśnie po tej inwazji lalka o imieniu Karolina obdarzona wybitnym talentem krawieckim trafiła do świata ludzi – a dokładniej do Cyryla Brzezika, właściciela sklepu z zabawkami. Szybko się z nim zaprzyjaźnia i pomaga uporać się z bolesnymi wspomnieniami. Poznają też żydowskiego muzyka i jego córkę, w których również odnajdują bratnie dusze.
Świat jak z bajki, ale nie do końca
Jak można się spodziewać po tym, w jakiej epoce mają miejsce opisane wydarzenia, zdarzają się w tej książce sytuacje oraz postawy, wobec których trudno przejść obojętnie. Wystarczy zresztą spędzić parę minut w sieci, nad prasą czy literaturą by natrafić na mniej lub bardziej żywiołową i merytoryczną (niestety w tym drugim wypadku – częściej mniej) dyskusją na temat samej wojny czy Holocaustu. Autorka postawiła sobie trudne, moim zdaniem, zadanie opisania tych dylematów dziecku i z perspektywy dziecka. Uważam, że poradziła sobie znakomicie – bez zbytniej cukierkowości oraz nadmiernej brutalności. Cały czas zachowała styl znany z klasycznych baśni, co szczególnie widać w retrospekcjach.
Praca domowa – odrobiona
Przez pracę domową rozumiem w tym wypadku, rzecz jasna, poznanie realiów tamtych czasów. Romero podjęła się wyszukania informacji odnośnie wyglądu Krakowa z połowy XX wieku oraz chronologii przynajmniej najważniejszych wydarzeń historycznych. Nie pominęła też kwestii codziennego życia w stolicy ówczesnego Generalnego Gubernatorstwa. Uwzględniła przy tym i Polaków, i Żydów, a także ludzi takich jak Cyryl – o korzeniach po części niemieckich.
Wzory, wzorki…
Na tle innych czytanych przez mnie książek – także czytanych za wczesnego młodu – Lalkarz wyróżnia się bogatą warstwą graficzną. Strony rozdziałów poświęconych Krainie Lalek mają zdobione marginesy – znaleźć tam można bohaterów danego fragmentu, czyli głównie lalki i szczury oraz motywy roślinne. Części „krakowskie” z kolei otwierają czarne ilustracje zwiastujące nadchodzące wydarzenia, ponadto występują abstrakcyjne wzory na nad oraz pod tekstem. Wygląda to naprawdę ładnie, za co można podziękować Tomislavovi Tomićiowi.
Jedyny dostrzegany przez mnie mankament to ilość miejsca zajmowana przez zdobienia na marginesach fragmentów dotyczących retrospekcji Karoliny – węższe o jakąś jedną czwartą również robiłyby wrażenie, a nie przytłaczałyby czytelnika.
A tak w skrócie…
Zapewne wiele osób oglądało albo przynajmniej kojarzy animację Toy Story, pokazującą sekretne życie zabawek. Kiedy zabrałam się za Lalkarza, takie było właśnie moje pierwsze skojarzenie, chociaż wiedziałam, że treść zawarta w książce jest o rząd wielkości poważniejsza niż w filmie. I chociaż nie odkrywa przed czytelnikiem najgłębszych sekretów historii czy arkanów filozofii i etyki, to pozwala młodym odbiorcom na poznanie trudnych i nieprzyjemnych epizodów dziejów ludzkości w sposób możliwie najłagodniejszy, a starszym – na lekkie odświeżenie swojego spojrzenia na znane fakty.