Guy nie zrezygnował oczywiście z okraszenia produkcji szczyptą humoru, choć po prawdzie „szczypta” nie oddaje ilości zabawnych gagów i dialogów pojawiających się w filmie. Nie da się ukryć, że Ritchie doskonale wiedział, jak podkomizować swój nowy film, dodać do niego humorystyczne sytuacje i postaci, w końcu komizm stanowi jego modus operandi. Bo właśnie o to chodzi w tym obrazie – o przedstawienie swojej wizji znanej legendy.
Wprawdzie momentami rozwiązania wydają się nierealne i widać logiczne błędy czy nieścisłości, zwłaszcza historycznie, jednak Król Artur z założenia miał być produkcją rozrywkową. I taką właśnie jest. Mnóstwo akcji, scen potyczek, mamy także motyw poszukiwania przez protagonistę własnej drogi. Może i przekoloryzowano, momentami przekombinowano, ale w ogólnym rozrachunku Legenda miecza wcale nie jest taka zła. Dobrze się na niej bawiłam. Po produkcjach Guya nie oczekuję głębi czy filozoficznych przesłanek, tylko kawałka pełnej humoru i efekciarskiej produkcji. I coś takiego otrzymałam.
Do tego warto nadmienić, że ścieżka dźwiękowa obrazu to prawdziwa uczta dla ucha. Klimatyczna, uderzająca w odpowiednie struny i pasująca do arturiańskich czasów.
Ocena 4/6
Szewczu: Do wybrania się na przedpremierowy seans w kinie namówiła mnie redakcyjna koleżanka, Katriona. Pomyślałem: czemu nie. Zrobiłem szybki przegląd zagranicznych ocen w internecie – krytycy ocenili film bardzo słabo, lecz sami użytkownicy portalu IMDb wywindowali obraz do oceny 7.3. Stwierdziłem, że owi „znawcy”, jak zwykle, pomylili się i poszedłem na film z pewną nadzieją, szczególnie, że wcześniej sprzeczałem się z wspomnianą koleżanką na temat gry aktorskiej Charliego Hunnama.
Pierwszym, co mi się spodobało i przypadło bardzo do gustu, to muzyka. Świetna! Rytmiczna, budująca napięcie towarzyszące widzowi prawie przez cały seans. Nie wiem, co mieli na myśli ludzie piszący, że film jest nudny, ale uwierzcie mi – mylili się. Film jest przesiąknięty akcją przedstawioną w bardzo fajny sposób. Ujęcia, slow motion, a do tego ta wspaniała muzyka tworzą bardzo fajne widowisko, nie wybitne, ale BARDZO FAJNE. W produkcji uświadczymy sporo zabawnych momentów. Nie jest to jakiś absurdalny czy głupi humor, lecz taki lekki i zwinnie wpleciony w całość.
Sceneria filmu prezentuje się bardzo ładnie. Świetnie udało się ludziom od efektów przedstawić średniowieczny Londyn (Londinium), jego obrzeża i wioski. Jedno, do czego czasami mógłbym się przyczepić, to wygląd niektórych strojów, w których latał sam Artur – często przypominały mi nowoczesne ubrania sprzedawane w jakiejś sieciówce. Wracając do efektów wizualnych, wszelakie monstra, gigantyczne zwierzęta i magia prezentuje się bardzo fajnie. Podobała mi się scena, w której to Vortigern (Jude Law) posiadł możliwość władania ogniem – pomyślałem wtedy, że tak mogłaby się ta umiejętność prezentować u serialowej Triss Merigold z Wiedźmina.
Co do samej gry aktorskiej, jest dobrze, nie mam jakichś większych zastrzeżeń. Najlepiej w całym filmie według mnie wypadł Jude Law i jego prezencja rozpaczy. Świetne. Nawet Davidowi Beckhamowi jakoś się udało dosyć fajnie zagrać swoją krótką scenkę.
No i na koniec jeszcze raz – muzyka, MUZYKA! Lecę kupić płytkę z soundtrackiem.
Ocena 4/6
Radosiewka: Król Artur: Legenda miecza to jeden z tych filmów, na które specjalnie nikt nie czekał, a jednak pojawił się w kinach i… jak na razie ich nie podbił, stając się jedną z największych klap finansowych 2017 roku. Wiedząc, jak wiele problemów produkcyjnych musiał przezwyciężyć Guy Ritchie szłam na ten film z dużymi obawami. O dziwo – nie było aż tak źle. Co prawda podczas oglądania ani razu się nie zaśmiałam, ale oglądało się to nawet przyjemnie, głównie dzięki świetnej roli Jude Law wcielającego się w głównego złego – Vortigerna. Szkoda, że utalentowany Charlie Hunnam w roli Artura wypada tak bezbarwnie. Przez cały film nie byłam w stanie zainteresować się jego postacią na tyle, żeby kibicować mu w pojedynku z Vortigernem. Generalnie film nie wzbudza w widzu żadnych emocji, ale z zalet tego przeciętnego obrazu można wymienić ładne walijskie i szkockie krajobrazy. No i bardzo fajnie pokazane Londinium z elementami architektury Rzymian, którzy podbili kiedyś również część Wielkiej Brytanii. Król Artur: Legenda miecza to film jakich wiele, ale jeśli lubicie legendy arturiańskie i szukacie tytułu w rycerskich klimatach – może to być wasz wybór.
Ocena: 3/6
Jak widać, nasi redaktorzy nie uważają tej produkcji za tak złą jak amerykańscy krytycy. Ma swoje gorsze i lepsze momenty, ścieżka dźwiękowa i zdjęcia okazały się najmocniejszą stroną obrazu. Do tego rewelacyjna rola Jude’a Law, który doskonale odnalazł się w roli przesiąkniętego złem i zdeprawowanego antagonisty. Czy warto więc wybrać się na nowego Króla Artura d kina? O dziwo tak.