O tym, że niektóre lektury szkolne mocno się już zestarzały – co przekłada się na to, iż dzieci niechętnie je czytają – mówi się w Polsce od wielu lat. Akademia Pana Kleksa to zaraz po Przygodach Pchły Szachrajki najsłynniejszy tekst Jana Brzechwy. Czy w oczach młodego czytelnika wypada tak dobrze, jak wśród starszych pokoleń? W założeniu, dzięki Serii z niezapominajką wydawnictwa Wilga, rodzice i dziadkowie mają przypomnieć sobie piękne czasy dzieciństwa, a milusińscy poznać nowych bohaterów, którzy zostaną ich przyjaciółmi na całe życie.
Polski Harry Potter?!
Jak doskonale wiecie, Ambroży Kleks to nietypowy nauczyciel, który potrafi latać i żywi się kolorowymi szkiełkami. Jest mężczyzną – jak to się dziś zwykło mawiać – pozytywnie zakręconym. Jego akademię, w której uczyli się chłopcy o imionach zaczynających się wyłącznie na literę „A” – w przeciwnym razie pan Kleks miałby kłopoty ze spamiętaniem wszystkich nazw własnych – często przyrównuje się do Hogwartu. Jest to zestawienie absurdalne, ponieważ te szkoły nie mają ze sobą nic wspólnego. W końcu w Akademii Pana Kleksa najważniejsze są bajki, baśnie i opowieści, zaś w świecie Harry’ego Pottera magia i czarodziejstwo.
Nie odbierajmy dzieciom magii dzieciństwa!
Niniejszy akapit zawiera spoilery – zostaliście ostrzeżeni.
Akademia Pana Kleksa była za czasów mojej podstawówki – i jest nadal – obowiązkową lekturą szkolną. Dokładnie pamiętam moment, w którym brutalnie odarto mnie z niewinnych dziecięcych złudzeń. Kiedy okazało się, że opowieść Mateusza to zwykła granda, czułam wielkie rozczarowanie. Liczyłam na wspaniałą opowieść o księciu, który w jakiś sposób odzyska ludzką postać i wróci, by sprawować rządy w swoim królestwie. Brzechwa złamał mi serce nie rozwijając tego wątku, który niezwykle pobudził moją wyobraźnię. A nauczyciele się dziwią, że dzieci nie chcą czytać książek…
Życiowe lekcje Pana Kleksa
Niedawno miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu autorskim z debiutującym pisarzem fantasy. W trakcie dyskusji od jednej z uczestniczek padło stwierdzenie, że ona zawsze będzie bronić Pana Kleksa rękoma i nogami, ponieważ wyciągnęła z tej lektury uniwersalne wartości, które do dziś wyznaje w życiu. Oczywiście zgadzam się, że Akademia Pana Kleksa wypełniona jest wszelakimi mądrościami. Jednak forma, w jakiej zostały one przedstawione, jest już nieaktualna. Nie oszukujmy się – dla współczesnego dziecka prysznice, z których płynie oranżada, wyjmowanie sobie oka i wysyłanie go w koszu balonem na Księżyc czy doczepianie sobie piegów to wizje absurdalne, a nie magia i fantazja.
Podsumowanie
Akademia Pana Kleksa nie podobała mi się dziesięć lat temu, gdy po raz pierwszy czytałam ją w szkole podstawowej. Teraz – z perspektywy dorosłego odbiorcy – niestety, nie wypada lepiej. Aczkolwiek jest to polska klasyka literatury dziecięcej, zatem trzeba ją znać! Na szczęście podstarzałą treść rekompensuje przepiękne ilustrowane wydanie w twardej oprawie, z którego ponad wszelką wątpliwość ucieszy się każdy mały czytelnik!