Trochę Rudyarda Kiplinga i Juliusza Verne’a
Tym razem twórca świetnej trylogii o Musashim Miyamoto pod tytułem Droga Miecza postawił na zupełnie inne klimaty. Zamiast w feudalnej Japonii akcja rozgrywa się w Indiach w 1899 roku. Głównym bohaterem jest Kimball O’Hara, agent pracujący dla Wielkiej Brytanii. Jak to zazwyczaj bywa, bohater znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie. Zostaje oskarżony o zdradę i nie pozostaje mu nic innego, jak tylko uciekać. Aby odzyskać dobre imię, musi zejść na samo dno morza, aby dostać się do wraku okrętu. Niemniej istnieje tylko jeden statek zdolny go tam zabrać – niestety, aby odnaleźć tytułowego Nautilusa, Kim musi najpierw odszukać jego właściciela, czyli samego Kapitana Nemo!
Historia wciąga od samego początku; mamy tu w końcu wątki szpiegowskie, a tym samym tajemnice, pościgi i eksplozje. Dodajmy do tego charyzmatycznego głównego bohatera, który już przez swoje pochodzenie fascynuje (jest przedstawicielem kilku narodów). Bohaterowie drugoplanowi również wypadają dobrze, na przykład Kapitan Nemo wyróżnia się silnym charakterem i bystrym umysłem, zaś uśmiech sadystycznego Ostrowa na długo pozostanie mi w pamięci!
Niesamowity okręt podwodny
Kreska Grabowskiego urzeka, bo wystarczy choćby spojrzeć na kadry przedstawiające eksplozję okrętu i całą masę wody zalewającą tonący statek. Wszystkie te sceny prezentują się niesamowicie, można wręcz na własnej skórze odczuć potęgę żywiołu. W ogóle nie sposób tu się do czegoś przyczepić, bo również bohaterowie prezentują się bardzo dobrze. Grabowski dba o każdy detal, a szczególnie umiejętnie oddaje rysy twarzy czy zmarszczki. Epicko wygląda również tytułowy statek podwodny. Jeśli chodzi o wydanie, to i tym razem wydawnictwo Lost in Time nie zawodzi. Solidny kawał komiksu w twardej oprawie uzupełniony pięknymi szkicami postaci i ciekawym posłowiem! Czego chcieć więcej? Chyba tylko większej ilości stron w jednym tomie.
Czy warto zaokrętować się na Nautilusie?
Nautilus to fascynująca i wciągająca pozycja, od której nie sposób się oderwać. Choć podobnie jak miało to miejsce z Drogą Miecza, pierwszy tom jedynie rozbudza apetyt. Czuję, że opowieść rozkręci się dopiero w następnej części i wtedy już z niecierpliwością będzie się czekało na zakończenie tej historii. Póki co Teatr Cieni zainteresował mnie tą trylogią, więc z wielką chęcią sięgnę po kontynuacje (spodziewam się po niej cudów!). Nic w tym dziwnego, wszak jakby nie patrzeć, Mathieu Mariolle to utalentowany scenarzysta!