A gdyby tak Wolverine stał się zły i stanął naprzeciw X-Men, Avengers i wszystkim innym superbohaterom? Mark Millar próbuje dać nam odpowiedź na to, co by się wówczas działo!
Pranie mózgu
W komiksie Wolverine: Wróg publiczny, wydanym w naszym kraju przez Mucha Comics, tytułowy bohater rusza do Japonii, aby pomóc odnaleźć pewnego małego chłopca. Rzekome porwanie okazuje się pułapką zastawioną na Logana – ten trafia w ręce Gorgona, mutanta pracującego dla Dłoni, Hydry oraz sekty znanej jako Świt Białego Światła. Zostaje poddany praniu mózgu i zaczyna pracować dla wspomnianych ugrupowań. Jego zadaniem jest polowanie na superbohaterów, którzy – perspektywicznie – także mają stanąć po stronie zła. Jako pierwsi jego moc mają poznać członkowie Fantastycznej Czwórki. I tak oto Rosomak staje się celem numer jeden dla S.H.I.E.L.D., a jego tropem rusza Elektra.
Bez pazura
Za scenariusz całej przygody odpowiada wielokrotnie nagradzany scenarzysta Mark Millar, który tworzył także takie komiksy jak Swamp Thing, The Flash czy event Civil War. Jednym z jego najważniejszych dzieł jest natomiast Staruszek Logan. Można więc było liczyć, że i Wróg publiczny będzie historią wciągającą i porywającą. I taką też jest, ale do miana arcydzieła sporo jej brakuje. Choć Logan jest bezsprzecznie moim ulubionym bohaterem Marvela, przez co często patrzę na niego mniej obiektywnie (wystarczy jedno „Snikt!” i już jestem skłonny podnieść ocenę), to w tym przypadku muszę trochę ponarzekać. Zacznijmy jednak od początku. Sam pomysł na wypranie Rosomakowi mózgu i zrobienie z niego maszynki do zabijania na zlecenie Dłoni i Hydry jest świetny i trzeba przyznać, że miał olbrzymi potencjał, niestety – zmarnowany. I to nawet nie z winy autora. Omawiany komiks należy do głównego kanonu Domu Pomysłów, a to oznacza, że Wolverine nie mógł ot tak uśmiercać superbohaterów. Jasne, wskrzeszenia to w komiksach codzienność, ale i tak trudno wyobrazić sobie, aby pozwolono na stos trupów złożonych z głównych postaci. Gdyby tytuł trafił do któregoś innego uniwersum lub też serii What if… Millar mógłby się pobawić (tak jak zrobił to w Staruszku Loganie), a tak – został ograniczony i nie wyszło tak dobrze, jak mogło. Logan walczy z Fantastyczną Czwórką, X-Men, Daredevilem czy Kapitanem Ameryką, pokazuje olbrzymi potencjał, ale walki praktycznie do niczego nie prowadzą. Padają jedynie bezimienni żołnierze S.H.I.E.L.D. i jeden z drugoplanowych mutantów. A mogłaby to być taka piękna jatka…
W dalszej części komiksu antagoniści przejmują stery nad licznymi złoczyńcami. Jest nawet scena, w której cała banda leci atakować transkopter Nicka Fury’ego. I znów byłoby to świetne, gdyby w owej grupie było choć kilku znanych bad guyów. Tymczasem… to nie są nawet postaci drugoplanowe. Gdzieś tam w tle przewija się Spot i Rhino i to tyle. Resztę być może znać będą jedynie najzagorzalsi fani Marvela.
Żeby jednak nie było tylko narzekania (bo przecież wspomniałem, że jest to tytuł wciągający), to trzeba Wroga publicznego także pochwalić. Przede wszystkim druga część komiksu wyszła świetnie. Wartka akcja i niezła jatka, czyli to, na co fani Logana mogli liczyć. Rosomak się nie zatrzymuje, tnie i kroi każdego, kto stanie mu na drodze. Wszystko ma jednak swoje uzasadnienie fabularne, przez co można mu kibicować i przeżywać przygodę wraz z nim. Szybkie tempo sprawia, że całość czyta się szybko, niemal jednym tchem. I to pomimo aż 352 stron! A Millar cały czas stara się bawić i daje bohaterowi do dyspozycji nawet Sentinele! Nie brakuje też zwrotów akcji. Może nie do końca zaskakujących, ale bardzo sprytnie wrzuconych do scenariusza.
Czegoś zabrakło…
Oprawę graficzną komiksu Wolverine: Wróg publiczny przygotował John Romita Jr., czyli artysta, którego fanom przedstawiać nie trzeba. I już od pierwszych stron widać, kto stoi za rysunkami. Momentami są one zbyt kwadratowe i niedopracowane. Przyglądając się dokładnie poszczególnym kadrom można nawet zauważyć różnice pomiędzy tymi samymi postaciami. Często brakuje też szczegółów w tle. Ale o dziwo to wcale nie przeszkadza w odbiorze. Jest to styl, do którego przez lata przywykliśmy i widząc nazwisko artysty wiemy, czego się spodziewać. Pochwalić można z pewnością fakt, że Romita Jr. Nadąża za szaleńczym tempem, jakie narzucił Millar i udaje mu się przekazać nawet najdziwniejsze z jego pomysłów. Wspomniana scena z atakiem złoczyńców czy wielkim Sentinelem potrafią wręcz zachwycić. Żałuję natomiast, iż sam komiks nie dostał kategorii wiekowej 18+. Z tego też powodu nie ma w nim krwi. Taka bezkrwista jatka w wykonaniu Logana czy Elektry tracą na jakości. Widzimy więc jedynie szpony, które przebijają innych, walki w ciemnościach oraz ninja Dłoni, którzy nie są ludźmi i zamiast krwawić wypuszczają z siebie jedynie zieloną ciecz. Nawet ich odcięte kończyny nie prezentują się odpowiednio bez dodatku czerwieni. I znów szkoda, że Marvel wprowadził do zeszytu ograniczenia…
Polski akcent
Pod względem wydania drugi tom Wolverine’a od Mucha Comics wypada świetnie. To opasłe tomiszcze w twardej oprawie dostępne w całkiem przyzwoitej cenie. Oprócz samej historii znajdziecie w nim także wstęp napisany przez Gartha Ennisa, zbiór alternatywnych okładek oraz szkice kilku kadrów autorstwa wspomnianego Romity Jra. Najciekawszym bonusem jest tu jednak krótka historia z Loganem, zatytułowana Więzień Numer Zero autorstwa Marka Millara, do którego grafiki przygotował Kaare Andrews. Jest to niezwykle mroczna opowieść z podłożem psychologicznym, a rozgrywa się ona w Polsce. Dokładniej w jednym z obozów koncentracyjnych, w czasie II wojny światowej. Wydawcom należy się podziękowanie, bo przy tak obszernej historii, jaką jest Wróg publiczny nic więcej zamieszczać nie musieli. Nic tylko się cieszyć!
Czy warto zapolować na Wroga publicznego?
Drugi tom opowiadający o przygodach Logana to zeszyt, który spodoba się przede wszystkim fanom tego mutanta. Jest tu wszystko to, czego oczekujemy od bohatera, a nawet więcej. Około pięćdziesiąt tysięcy trupów to niesamowity wynik, nawet jak na Rosomaka (nie wszystkie zgony zostają pokazane, ale liczbę podaje Nick Fury). Brakuje jedynie czerwieni w kadrach. Tytuł spodoba się także miłośnikom antybohaterów oraz osób oczekujących dużo akcji i scen walk. Tu nie czasu na dylematy moralne i konsekwencje. Szalona bestia zrywa się z łańcucha i mknie naprzód. Jeśli starczy Wam tchu, polecam pognać wraz z nim i po drodze przeskakiwać niedociągnięcia.