Roland zgodził się na stuletni rozejm, jednak wcale nie zrezygnował z uprzykrzania życia swojej córce. Budowniczy Wież zdecydował bowiem, że osiedli się w swojej nowej posiadłości tuż za granicą Atlanty, a jako pretekstu użył stwierdzenia, iż chce być blisko córki i jej rodziny. Sama Daniels mocno odczuwa obecność ojca, gdyż prowadzi on coś na kształt wojny podjazdowej, napinając jej magiczne struny do granic wytrzymałości. Dodatkowo Roman, który poproszony został o udzielenie ślubu młodej parze, stwierdził, że weźmie na siebie także całą zaniedbaną przez narzeczonych organizacje owego pięknego wydarzenia. Podsumowując: Kate nie ma lekko, bo z jednej strony balansuje na granicy wojny z ojcem, z drugiej zmuszana jest do przymiarek sukni czy też próbowania tortów. A najgorsze i tak dopiero ma nadejść…
Na dwoje babka wróżyła, albo nawet trzy babki
Dziewiąty tom przygód o byłej najemniczce, jej zmiennokształtnym narzeczonym i magicznej adoptowanej córce z jednej strony kręci się wokół nadchodzącej uroczystości, z drugiej opowiada o walce o zmianę przeznaczenia. Główna bohaterka otrzymuje od wyroczni informację, że nieważne, czy wyjdzie za Currana, czy nie, w najbliższym czasie czeka ją strata albo męża, albo potencjalnego syna, a przy okazji spłonie również cała Atlanta. Oczywiście Kate nie godzi się z żadną z tych możliwości i zaczyna szukać tej jednej, jedynej drogi, która nie zakończy się tragedią. Kluczowe okazują się być punkty zwrotne, czyli momenty, w których wszystko się posypie, jeśli nie zadzieje się konkretna rzecz; brak owego działania doprowadzi do okropnego końca. Daniels jednak nie odpuszcza. Dwoi się i troi, by tylko zrealizować swój szalony plan, a całość utrudniają jej buzujące emocje, magia i oczywiście nowa funkcja – władcy terytorium.
Stare twarze w nowym wydaniu
Po raz kolejny autorom serii udało się mnie mocno zaskoczyć (co po ośmiu tomach nie jest takie oczywiste). Tym razem postanowili oni, że wzbogacą nam historię Christophera, który to – jak się okazuje – od momentu pojawienia się w fabule wiele o sobie ukrywał. Kolejnym ciekawym wątkiem jest (i tu lekki spoiler) powrót postaci, która jakiś czas temu zginęła. Kate dochodzi do wniosku, że potrzebuje wsparcia kogoś z odpowiednią wiedzą i mimo iż wybór nauczyciela jest bardzo niebezpieczny, kobieta jak zawsze nie cofa się przed niczym, jeśli tylko może to pomóc jej ocalić najbliższych. Ponownie spotykamy też Rolanda i coraz lepiej poznajemy jego zachowania oraz motywacje. Gromada w tym tomie nie odgrywa aż tak istotnej roli, jednak fani Romana albo Teddy’ego Jo z pewnością ucieszą się, iż obaj mężczyźni również pojawiają się w historii. Barwni bohaterowie połączeni z różnymi mitologiami to jeden z moich ulubionych aspektów tej serii.
Dla takiej walki mogę zarwać nockę!
Na osobny akapit zasługują zdecydowanie walki przedstawione w tej książce. Chociaż są pełne drastycznych opisów, nie zaliczyłabym ich do stylu gore, a raczej doceniła ich plastyczność. Główne starcie zostało doskonale przemyślane i skonstruowane tak, że nie da się go śledzić bez buzujących emocji. Podobnie jak i we wcześniejszych częściach tej historii, nie sposób przewidzieć, którego z bohaterów stracimy tym razem, więc pozostaje nam wyłącznie przeżywanie i oczekiwanie na najgorsze z nadzieją, że jednak wszystkim uda się wyjść z tej afery cało.
Czy będzie noc poślubna?
Magia łączy jest częścią, w której towarzyszymy Kate w walkach fizycznych i emocjonalnych. Jak obronić najbliższych, pokonać ojca megalomana i nie zatracić w tym wszystkim siebie – to zdecydowanie trudne tematy, które skumulowane wywołują wiele zamętu w głowie głównej bohaterki. Dziewiąty tom zarówno doskonale rozwija znane nam już wątki i postacie, jak i wprowadza całkiem nowe. Przygotujcie się na jazdę bez trzymanki i zarwaną nockę!