Historie o superherosach przybierają różnego wydźwięku i mają różny format. Jednak, od niedawna popularne stało się opowiadanie o wychowaniu dzieci przez dwóch największych trykociarzy – Supermana i Batmana. Jak to się sprawdziło?
Mały restart
Nie od dzisiaj wiadomo, że animacje DC cieszą się ogromnym uznaniem wśród widzów. Tak jest i tym razem. Scenarzyści i animatorzy w Warner Bros. Animation mają zmysł do ożywiania przygód superherosów na małym ekranie. Recenzowany przeze mnie tytuł to 49. pełnometrażowa animacja, która dzieje się po pewnym restarcie, jaki nastąpił wraz z zakończeniem filmów na podstawie serii New 52. Jest to zarazem pierwszy tytuł w całości zrobiony przy użyciu CGI, co miejscami powoduje, że można porównać go do współczesnych anime, które są mocno przeładowane akcją. Film ten luźno bazuje na komiksie Superman: Trials of the Super Son, wydanym w Polsce w ramach serii DC Odrodzenie w 2018 roku. Opowiedziana historia, oczywiście została w pewien sposób zmieniona, tak by ukazać w sposób jak najbardziej zwięzły rozwój przyjaźni między młodym Robinem i synem Clarka Kenta, oraz na nowo ożywić świat DC w animowanym świecie.
Trudy wychowania
Po pierwsze jak wspomniałem jest to film pełnometrażowy, ale, cały film trwa niecałe półtorej godziny, co oczywiście jest zrozumiałe, ale wymusiło na twórcach zastosowanie pewnych skrótów myślowych, które odgadnie tylko czytelnik komiksowy lub wielki fan uniwersum Detective Comics. Drugą istotną kwestią jest wybór głównego przeciwnika – Starro. Wiadomo, że tylko z „zombie apokalipsą z kosmosu” Superman i Batman mogą nie dać sobie rady, jednakże postać Starro ostatnio zbyt dominuje w mainstreamie. Można było postawić na magię? Przecież zarówno Batman, jak i Ostatni syn Kryptona nie są odporni na zaklęcia. Jednak co najważniejsze animacja jest na tyle „pogodna” i nie epatuje dużą ilością krwi i agresji, że może być oglądana przez całą rodzinę. W końcu opowiada o trudach wychowania dwóch nieprzeciętnych nastolatków. Niemniej jednak, ze smutkiem muszę stwierdzić, że większą uwagę poświęca się Supermanowi niż Batmanowi. Uważny widz odniesie wrażenie, że wszystko zostało podporządkowane pod młodego Jonathana Kenta, w tym nawet epizodyczna Batkrowa.
Wszystko tkwi w szczegółach
Skonstruowana postać Jon jest pod wieloma względami zupełnie postacią innym bohaterem niż ten z komiksów, ale serdeczność i humor nadal są w nim obecne. Podobnie Damian odbiega nieco od swojego oryginału i zostaje ukazany jako rozpieszczony dzieciak miliardera, jednocześnie ukrywając swoje dobre intencje głęboko w sercu. Najgorsze, co można powiedzieć o obu kreacjach, to to, że postacie wydają się nieco starsze niż zwyczajni 12-latkowie, co dodatkowo potęguję fakt, że aktorzy dubbingujący te postacie – Grazer i Griffo nie są nastolatkami.
Wspominając o obsadzie głosowej, warto też zatrzymać się na chwilę przy dwóch drugoplanowych postaciach. Troy Baker stworzył świetną kreację Batmana, grając tę postać w wielu grach i projektach animowanych. Jedynie Superman Travisa Willinghama wypada nieco gorzej. Głęboki głos Willinghama nie odróżnia Supermana od Clarka Kenta, co sprawia, że postać wydaje się sztywna i zbyt formalna, gdy powinna być w roli taty.
I choć fabuła jest prosta i przewidywalna do granic możliwości, a przejście na animację generowaną komputerowo stwarza tyle samo problemów, co rozwiązuje, to mimo wszystko film ten odniósł sukces tam, gdzie ma to największe znaczenie, ponieważ uchwycił wspaniałą dynamikę relacji Jon Kent i Damian Wayne. Ta dwójka stanowi bardziej fascynujący nowy Dynamiczny Duet, niż kiedykolwiek stworzyli wcześniej ich ojcowie, co już samo w sobie stanowi mocny argument za serią filmów o Super Synach wychowanych w poszanowaniu do amerykańskich wartości – o czym wspomina sam Superman.