Po nostalgicznej przygodzie w świecie automatowych gier Ralph i Wandelopa ruszyli na podbój Internetu, a więc medium bliższego współczesnemu młodemu odbiorcy. Jak sympatyczny duet poradził sobie w nowym środowisku?
Strzeż się wyciągniętej wtyczki
Sequel Ralpha Demolki rozpoczyna się jakiś czas po pierwszej części, kiedy to nasz bohater dzięki sile przyjaźni odkrył, że tak naprawdę wcale nie jest zły i może czerpać przyjemność ze swojego życia. Radość jednak nie trwa długo, gdyż w wyniku wypadku automat z grą Sugar Rush ulega uszkodzeniu. Awaria grozi złowrogim wyciągnięciem wtyczki z gniazdka, co sprowadzi zagładę na wszystkich bohaterów zamieszkujących grę, w tym i przyjaciółkę Ralpha – Wandelopę.
Jedynym ratunkiem może być zdobycie brakującego elementu maszyny poprzez serwis internetowy Ebay. W tym celu nasza dwójka udaje się w podróż po meandrach wirtualnego świata, social mediów i technologii.
Przyznam, że miałem spore oczekiwania co do sposobu zaprezentowania Internetu w filmie. Animacje Disneya mają to do siebie, że często fikcyjne światy pokazywane są w bardzo fantazyjny sposób jako specyficzne miasta żyjące własnym życiem. Nie inaczej powinno być tutaj, jednak sieć wydaje się zaskakująco… zwyczajna. Jasne, świat prezentuje się pięknie, ale futurystyczne miasto to niezbyt oryginalny wybór. Chociaż nie znaczy to, że nie znalazło się miejsce na kilka ciekawych pomysłów. Spodobał mi się motyw przedstawienia interakcji między cyfrowymi postaciami, a ludźmi w formie awatarów przemierzających Internet.

Źródło: media.multikino.pl
O więziach międzyludzkich raz jeszcze
Sama opowieść nie zaskakuje. Film korzysta ze znanego szablonu historii z morałem, w której przyjaźń głównych bohaterów zostaje wystawiona na próbę. W nowym świecie Ralph próbujący zarobić na zapasową część do automatu, poświęca się karierze Youtubera (czy raczej Buzzztubera, gdyż licencji od Google zabrakło) i tworzy viralowe klipy. Tymczasem Wandelopa odkrywa zupełnie nową grę wyścigową pozwalającą zrealizować jej marzenia o odrobinie adrenaliny. Tym samym nasza dwójka skupia się na innych celach i nieświadomie zaczyna oddalać się od siebie. Jak już mówiłem, nie jest to nic odkrywczego, ale takich filmów nie ogląda się zwykle dla zawiłej fabuły, a sympatycznych postaci i dobrego humoru. Na tym polu natomiast Ralph Demolka w Internecie sprawdza się bardzo dobrze.
Podobnie jak w poprzednim filmie Ralpha i Wandelopy po prostu nie da się nie lubić i para kontrastujących bohaterów z miejsca zyskuje naszą uwagę. Nie są to jednak jedyne postacie wyróżniające się w animacji. Prawdziwą perełkę stanowi tak chętnie wykorzystywana w zwiastunach scena, w której spotykają się wszystkie kanoniczne księżniczki Disneya i Pixara. Żartów i nawiązań do znanych marek bądź stron internetowych jest tu zresztą dużo więcej. Twórcy przygotowali atrakcje także i dla fanów Gwiezdnych wojen czy nawet kinowego uniwersum Marvela. Co jednak najważniejsze, nie są to wyłącznie puste easter eggi polegające tylko na pokazaniu przez chwilę postaci z lubianej serii, co było bolączką Ready Player One.
Zastanawiam się tylko, czy w tej kwestii trochę nie przedobrzono, bardziej troszcząc się o poczucie humoru starszego odbiorcy, młodszemu zostawiając głównie slapstickowe żarty. Zabrakło mi również choćby lekkiej krytyki bolączek Internetu, jak „darmowe” gry czy właśnie pogoń za polubieniami i wyświetleniami, choć stworzono do tego idealną okazję.

Źródło: ocdn.eu
Wirtualne piękno
Złego słowa nie można za to powiedzieć o oprawie filmu. Disney przyzwyczaił nas przez lata, że może i ich animacje utrzymane są w bardzo podobnym stylu wizualnym, ale w kwestii jakości plasują się w absolutnej czołówce. Ralph Demolka w Internecie wprost zachwyca bogactwem detali. Często na ekranie znajduje się mnóstwo elementów, ale ani razu nie poczułem, by zabrakło w tym przejrzystości. Poświęcono również uwagę kilku wpadającym w ucho piosenkom, w tym promocyjnemu utworowi od kapeli Imagine Dragons.
Skoro już jesteśmy przy stronie audio-wideo, to wypadałoby poświęcić parę słów wydaniom na nośnikach optycznych, które ukazały się na polskim rynku dzięki firmie Galapagos. Pod względem zawartości najciekawiej prezentuje się edycja Blu-ray. Podstawowym atutem jest dla mnie obecność różnych wersji językowych (oczywiście w wersji DVD także znajdziemy te elementy). Choć ekipa odpowiedzialna za polski dubbing wykonała bardzo dobrą robotę, a Olaf Lubaszenko w tytułowej roli lśni, to oryginalna ścieżka prezentuje się jeszcze lepiej i po prostu zawsze doceniam możliwość wyboru. W kwestii technicznej warto wspomnieć, że angielska ścieżka została nagrana w standardzie DTS-HD Master Audio 7.1, a pozostałe opcje językowe zamieszczono w formacie Dolby Digital 5.1.
Jeśli zaś chodzi o treści dodatkowe, to najciekawiej prezentuje się materiał zza kulis, w którym to twórcy opowiadają o procesie powstawania filmu i tłumaczą się z pewnych decyzji kreatywnych. Ciekawie wypadają również usunięte sceny. Jednakże specyfika filmów animowanych jest taka, że większość niezrealizowanych fragmentów przedstawiono w bardzo surowej formie, nierzadko pod postacią szkiców koncepcyjnych. Nie znaczy to jednak, że nie ma co oglądać. W zamian otrzymujemy sporo komentarzy i objaśnień, dzięki czemu cały materiał trwa blisko pół godziny
Z mniejszych, ale nadal interesujących dodatków należy wspomnieć o krótkim przewodniku po easter eggach z filmu. Można zobaczyć w ten sposób kilka naprawdę dobrze ukrytych smaczków. Na płycie znalazło się również miejsce dla paczki teledysków oraz niezłego reportażu o tworzeniu ścieżki dźwiękowej z gościnnym udziałem wspomnianego wcześniej Imagine Dragons. Zupełnym nieporozumieniem jest dla mnie natomiast materiał Buzzztubowe koty. Wyobraźcie sobie kompilację zabawnych klipów z kotami, ale w wersji animowanej. Nie mam pojęcia, kto wpadł na stworzenie czegoś takiego i stwierdził, że kogoś jest to w stanie zainteresować.

Źródło: paradoks.net.pl
Podsumowanie
Ralph Demolka w Internecie to klasyczny, udany sequel. Historia może i nie grzeszy oryginalnością, ale jej bohaterom nie można odmówić uroku. Przyznam jednak, że w porównaniu z poprzednikiem zmarginalizowano trochę bohaterów drugoplanowych. Z chęcią w ramach rekompensaty za taki stan rzeczy obejrzałbym spin-off rozwijający ideę crossovera księżniczek. Pochwalić muszę również wydanie Blu-ray. Krążek zawiera wystarczającą liczbę ciekawych materiałów, by polecić jego zakup wszystkim, którzy wahają się nad poszerzeniem swojej biblioteki o ten tytuł. Niezadowoleni będą jedynie posiadacze telewizorów 4K, gdyż filmy ze stajni Disneya wciąż nie trafiają do Polski w tej wersji.
Za udostępnienie egzemplarza filmu do recenzji dziękujemy wydawcy, Galapagos Films.