Weird, weird fiction
Otworzyłam Pośród lasu późnym wieczorem, na zasadzie „poczytam coś krótkiego i zasnę”. Nie spodziewałam się trzęsienia ziemi; jakoś nie liczyłam na nic wielkiego w serii Hill House Comics, głównie przez niedawną recenzję Toni, ale też moje umiarkowane reakcje na twórczość samego Hilla. Skończyłam z oczyma wielkimi „jak wielka okrągła wieża w Kopenhadze”*, w totalnym zachwycie i generalnie zbyt wielkim natłoku emocji.
Machado i Dani opowiadają o dwóch dziewczynach, którym przydarza się nagłe, zupełne urwanie filmu podczas zwykłego wyjścia do kina. Z jakiegoś dziwnego powodu nie wpadają w totalną panikę, chociaż bardzo chcą zrozumieć, co się tak właściwie stało. Stopniowo dowiadujemy się, że mieszkają w miasteczku, które nie takie rzeczy widziało. Swego czasu wystąpiła w nim wręcz epidemia zapominania, co uznano za rodzaj choroby środowiskowej dopadającej zestresowane, przemęczone żony górników. Sami pracownicy kopalń cierpieli na inne, standardowe przypadłości, aż w końcu rozedmę płuc mogli złapać wszyscy — kopalnie zaczęły się palić i przez kolejne lata nie gasły. To wątek inspirowany prawdziwymi podziemnymi pożarami, które od dziesięcioleci tlą się w Ameryce, a mogliście o nich czytać także w Potworze z bagien.
Miasteczko jest tym dziwniejsze, im dalej podążamy za głównymi bohaterkami. Najpierw widzimy dymy snujące się z rozpadlin w ziemi, potem nadciągają potwory, wreszcie pojawia się czarownica, a wraz z nią motyw magicznego źródła. Te dwa ostatnie znacie doskonale z baśni, Machado ograła je jednak na swój własny sposób. Jak wyglądałoby życie przeciętnej osoby, gdyby te bajkowe zjawiska istniały w prawdziwym świecie, na równi z postępem technologicznym i obyczajowym konserwatyzmem? Kto by na nich skorzystał? I jak?
Zapadliska, szczeliny, wieczny ogień
Pośród lasu to kobiecy krzyk wznoszony ponad dachami świata. W samym upadającym miasteczku jest on zupełnie niemy – to właśnie on wyraża się przez elementy body horroru. Dani i Machado pokazały, w jaki sposób stres, wyparcie i przemoc odciskają się w ciele, jak przekształcają ofiary w stworzenia z pogranicza koszmaru i baśni. Nie chcę zdradzać zbyt dużo, ale wizualne metafory są tu trafne, uderzają, a jednocześnie nie brzydzą — to kolejne twórcze przekształcenie gatunku. Autorki słusznie stwierdziły, że ohyda już się zgrała, choć ból i emocje pozostają uniwersalne i bardzo żywe.
Cały ten komiks jest skupiony na ciele i przeżywaniu świata właśnie przez nie, poza racjonalnością. Pokazuje, jak ujawniają się w nim gniew, rozpacz, niezgoda na chorą codzienność. To modelowy przykład wykorzystania nowoczesnej interpretacji baśni, będącej metaforą dojrzewania, w tym także seksualnego. Modelowy, bo nie ogranicza się do psychoterapeutycznych analiz; te są tu jedynie punktem odbicia, powrotu do krainy magii. W ten sposób bajka nagle staje się nie tylko mroczna, ale zadziwiająco wiarygodna i szarpiąca emocje.
Pośród lasu bywa po dziewczyńsku prowokacyjne, w końcu nastolatki lubią brzydkie słówka i naturalistyczne żarty. Jest szalenie romantyczne. Ten wątek nie wydarza się między dwiema głównymi bohaterkami, a jednak także pozostaje czysto kobiecy. Komiks mówi też o przyjaźni, to coś w rodzaju Lumberjanes na poważnie. W posłowiu do Ćmy Jakuba Bielawskiego Wojciech Gunia napisał, że weird fiction skupia się na świecie przedstawionym i przez to często gubi głębię postaci. Powinien sięgnąć po historię Machado i Dani, znajdzie tu realistyczne dziewczyny w świecie pełnym zła. Ostatecznie bardzo podobnym do naszego.
* to mój ukochany cytat z pewnej baśni Andersena