Strach się bać
Rok 2019 można zdecydowanie uznać za udany, mając na uwadze premiery horrorów. Trafiło się rzecz jasna kilka bubli, z gwarantowanym miejscem w odmętach zapomnienia, lecz obok nich błyszczały także prawdziwe perełki, oparte na ciekawej fabule i zrealizowane w przyzwoity sposób. Do tych drugich zdecydowanie można zaliczyć To 2, które miało swoją premierę we wrześniu, a zatem nie tak znowu dawno. Ta produkcja raz na zawsze rozprawiła się ze złowieszczym klaunem, Pennywisem. Oczywiście, można by się w tym wypadku przyczepić do pewnych aspektów, gdyż – powiedzmy sobie szczerze – sequel trochę odstawał od pierwszej części, tym niemniej To 2 było udaną produkcją. Nim jednak zdążyliśmy się na dobre nacieszyć i zapomnieć o ostatecznej bitwie z klaunem Pennywisem, na ekranach kin pojawiła się kolejna ekranizacja prozy Stephena Kinga. Co więcej, tytuł ten także stanowił kontynuację hitu, który wcześniej święcił swoje triumfy zarówno na polu literackim, jak i filmowym. Mowa tu rzecz jasna o filmie Doktor Sen, czyli sequelu kultowego Lśnienia Stanleya Kubricka. Warto przy okazji dodać, iż wersja z 1980 roku nie jest jedyną ekranizacją Lśnienia, tym niemniej to do niego będę się odwoływał. Wydawałoby się, że nowej produkcji niełatwo będzie dotrzymać kroku tytułowi, obecnego po dziś dzień w popkulturze i odnoszę wrażenie, że była to obawa, towarzysząca wielu osobom. Istniało jednak kilka czynników, które chociaż w pewnym stopniu napawały spokojem odnośnie całokształtu. Wśród nich na pewno znajdowała się obsada i to zarówno od strony aktorów, jak i osób odpowiedzialnych za produkcję. Jak ostatecznie wypadł Doktor Sen i czy w jest godnym spadkobiercą Lśnienia? Sprawdźmy.

Źródło: ppe.pl
Demony przeszłości
Reżyserem, odpowiedzialnym za film Doktor Sen, był nikt inny, jak sam Mike Flanagan, czyli człowiek który ma na koncie takie produkcje, jak: Nawiedzony dom na wzgórzu, Gra Geralda i szereg innych horrorów, co nie pozostaje bez znaczenia. Warto przy tym dodać, iż w przypadku sequela Lśnienia filmowiec pełnił również rolę scenarzysty i w zasadzie to wywiązał się z obu tych obowiązków w co najmniej przyzwoity sposób. Odpowiednia osoba znalazła się na odpowiednim miejscu. Nakreślona przez niego historia opowiada o losach dorosłego już Dana Torrance’a, czyli syna Johna Torrance’a, granego w Lśnieniu przez Jacka Nicholsona. Choć wydawałoby się, że trudno będzie podołać temu zadaniu, to tak jak w przypadku stanowiska reżysera, główna rola również trafiła do odpowiedniej osoby, a mianowicie do Ewana McGregora. Wracając jednak do fabuły, Danny nie radzi sobie najlepiej po tym wszystkim, czego doświadczył. W dzieciństwie, jeszcze przez długi czas po wydarzeniach z hotelu Overlook, prześladowały go demony przeszłości. Mężczyzna ma poważne problemy z alkoholem, które jednak przezwycięża po przyjeździe do niewielkiego miasteczka Frazier, położonego w stanie New Hampshire. Tam też podejmuje się pracy w charakterze pielęgniarza i dzięki swojej mocy, pomaga umierającym spokojnie odejść z tego świata. Sytuacja komplikuje się, gdy kontaktuje się z nim dziewczynka o imieniu Abra (Kyliegh Curran), która również lśni, z tym że dużo, dużo mocniej. W międzyczasie dowiadujemy się o grupie ludzi, obdarzonych podobną mocą, którzy jednak wykorzystują ją do niecnych celów i żerują na bezbronnych. W zasadzie, poznajemy ich już na samym początku filmu, lecz dopiero potem zyskujemy obraz tego, kim naprawdę są. Niestety wpadają oni na trop Abry, która zaczyna toczyć z nimi niebezpieczną grę, wplątując w nią również Dana. Choć udaje im się częściowo pokonać “pijawki”, to aby rozprawić się z ich przywódczynią, graną przez Rebeccę Ferguson – Rose Kapelusz, potrzebują czegoś znacznie silniejszego niż oni sami. Dan i Abra chcą w tym celu wykorzystać mrok, ukryty w zniszczonym hotelu Overlook.

Źródło: wprost.pl
Here’s Danny!
Muszę przyznać, że Doktor Sen jest jedną z tych produkcji, które potrafią zjeżyć włos na głowie. Upiory, zarówno te dobrze znane z Lśnienia, jak i nowe, zdają się nieustannie czyhać na Dana, przez co niemalże przez cały seans zastanawiałem się, czy aby przypadkiem za chwilę coś się nie pojawi. To nieustanne, przerażające widmo zguby wisi nad bohaterami, podtrzymując tym samym uczucie napięcia widza od początku aż po koniec filmu. Sami adwersarze głównych bohaterów, pomimo polowania, jakie prowadzą, nie są aż tak niepokojący, jak nadnaturalne monstra, których w zasadzie nie wiadomo, kiedy możemy się spodziewać. Poczynania Dana i Abry w całym tym metafizycznym zgiełku ogląda się naprawdę przyjemnie. Gra aktorska bez wątpienia stanowi atut produkcji, co w szczególności widać po stronie postaci, odgrywanej przez Ewana McGregora. Mike Flanagan zadbał o to, aby postać Danny’ego miała coś z ojca, co z resztą jest bardzo sugestywnie ukazane w scenach z hotelu Overlook, kiedy w ręce młodego Torrance’a trafia siekiera, podobna do tej, przy pomocy której John próbował wykończyć swoją rodzinę. Moment, kiedy główny bohater atakuje Rose wygląda niemal identycznie do tego, w którym John wyrąbuje drzwi do łazienki, gdzie ukrywa się Wendy w Lśnieniu. Złego słowa nie można powiedzieć również o głównej antagonistce, przesyconej cynizmem i okrucieństwem. Zdecydowanie przyćmiewa ona swoich pobratymców, którzy także próbują dorwać dziewczynkę i odebrać jej życie, a tym samym lśnienie. Jeśli miałbym się do kogoś przyczepić, to właśnie do Abry. Momentami odnosiłem wrażenie, że jej postać została trochę przerysowana i tak naprawdę oglądam dorosłą osobę, zaklętą w ciele dziecka. Coś mi nie do końca gra w konstrukcji jej postaci. Z innej strony Mike Flanagan ponownie nawiązuje do filmu Kubricka, co widać także w scenie, kiedy Dan odwiedza bar, gdzie nawiedza go widmo ojca. Jest to niemalże bliźniaczy moment do tego, który przeżywa John Torrance w Lśnieniu. Tych kilka zapożyczeń zdecydowanie dodaje wyrazistości sequelowi.

Źródło: wp.pl
Świat to żarłoczne miejsce
Całokształt oprawy wizualnej stoi na bardzo dobrym poziomie. Zarówno zdjęcia, jak i efekty specjalne robią bardzo pozytywne wrażenie, choć przyznam, że obawiałem się trochę o jakość tego drugiego czynnika. Na szczęście okazało się, że moje wątpliwości były całkowicie nieuzasadnione. Na ogromny plus zasługuje też praca kamery, która również podbudowuje ogólną atmosferę mroku oraz bądź co bądź szaleństwa, zwłaszcza w hotelu Overlook. Pod tym względem, produkcja Mike’a Flanagana nie ma najmniejszych nawet problemów. Co jednak ważniejsze, to dopiero udźwiękowienie wznosi uczucie grozy w filmie na wyżyny. Klimat czerpie garściami z dorobku pierwszej części i robi to naprawdę dobrze. Ścieżka dźwiękowa pełna jest jeżących włosy na głowie utworów i dźwięków, które mogą wystraszyć nawet weteranów horroru.
Podsumowanie
Pomimo obaw, Doktor Sen potrafi wystraszyć, i może zostać uznany za pełnowartościowego następcę Lśnienia. Produkcja Mike’a Flanagana nie jest aż tak porażającym dziełem, jak film Kubricka i ma kilka drobnych problemów, lecz można go uznać za pozycję obowiązkową dla fanów horroru prozy Stephena Kinga. Akcja toczy się spójnie, aktorzy z małymi wyjątkami grają w porządku, natomiast sama oprawa dźwiękowa momentami zwala z nóg.
Na film Doktor Sen zapraszamy do sieci kin Cinema City.