Jestem prostym człowiekiem – widzę logo A24, poziom zainteresowania filmem rośnie. Nie inaczej było w przypadku najnowszego dzieła Kristoffera Borgliego, który z pomocą Ariego Astera na producenckim stołku zaprasza widza na spotkanie z najzwyczajniejszym człowiekiem na świecie.
Sen wyśniony, ale czy wymarzony?
Gdy mówimy o kimś, że jest „ze snów”, zwykle mamy na myśli kogoś wymarzonego, wytęsknionego, postać, która pozostawała dotychczas w obrębie naszej wyobraźni, była obiektem niezwykle intymnych pragnień.
Jest wysoce prawdopodobne, że Paul Matthews (Nicolas Cage) nie znalazłby się wysoko na liście kandydatów do takiego zaszczytu. To wręcz wzorcowy „szarak” – jest przeciętnym wizualnie żonatym mężczyzną w średnim wieku, pracującym na uczelni i zajmującym się zawodowo kwestiami, które u statystycznego słuchacza wytwarzają poczucie znudzenia. Jednak owa szarość wcale Paulowi nie pasuje – jego ambicje zostały wyprzedzone przez rzeczywistość. Ta jednak zmieni się diametralnie, gdy Matthews dowie się, że jest obiektem snów. Nie żony, nie dzieci, ale całego świata.
W historii kina motyw zacierania się snu i rzeczywistości spoczywa na półce zatytułowanej „jeden z najpopularniejszych”. Borgli obiera trochę inną drogę, niż mogłyby mu to wyznaczać ramy tematu. Już sam punkt wyjścia Dream Scenario jest surrealistyczny – śnienie o jednym człowieku przez ludzi mieszkających w każdej części globu to coś, co wydaje się niemożliwe nawet w dobie postępu technologicznego.
Wszystkie strony sławy
Szwedzki reżyser nie poświęca raczej sporej ilości czasu na zabawę w naukowca czy detektywa, próbującego zgłębić genezę tego niewątpliwie oryginalnego zjawiska. Nie wychodzi na tym wcale źle, bo niezależnie od faktu, jak bardzo odjechane stylistycznie są kolejne sny z udziałem Paula, to właśnie bohater jest w centrum całej opowieści. Borgli przede wszystkim pozwala widzowi skupić się na efektach nagłej obecności mężczyzny w świadomości ludzi z całego świata i udaje mu się przy tym niezwykle istotna rzecz – przy onirycznej, niejednokrotnie zahaczającej o horror oprawie wizualnej, pozostaje bardzo bliski ziemi i portretuje bez nachalnego komentarza społecznego to, jak zdarzenia wokół Paula oddziałują na jego otoczenie.
Bohater Cage’a jest wskutek tej sytuacji określany „najciekawszą osobą na świecie”, choć w tłumie nikt nie zwróciłby na niego uwagi. Liczba osób uczęszczających na jego wykłady rośnie, im częściej pojawia się w ich snach, od swoich córek otrzymuje nieformalny awans na „fajnego tatę”. Wszystkie te dobrodziejstwa naturalnie nakręcają głównego bohatera, są bodźcami pobudzającymi go do korzystania z sytuacji i podjęcia prób zrekompensowania lat, w których pełnił identyczną (początkowo) funkcję co w pojawiających się w ludzkich umysłach snach – przyglądał się, był biernym obserwatorem wydarzeń.
Kristoffer Borgli nie idzie jednak jednym prostym torem i serwuje widzowi interesujący (aczkolwiek możliwy do przewidzenia) twist, który postawi bohatera w odmiennym położeniu. Reżyser doskonale balansuje pomiędzy satyrycznym, silnie komediowym wymiarem Dream Scenario a poruszającą opowieścią o everymanie, którego konfrontacja z rzeczywistością przypomina dosłowną drogę z nieba do piekła, wypełnioną byciem społecznym fenomenem, obiektem kapitalistycznych zakusów korporacji, czy celem cancel culture. Zwłaszcza ten ostatni wątek jest zaskakująco zgrabnie wpleciony do całościowego absurdu historii.
Słodko-gorzka szarża Cage’a
Nie byłoby jednak tego wszystkiego, gdyby nie Nicolas Cage. Aktor przez długi czas łapał się różnych projektów i wygląda na to, że ten rok jest najbardziej płodny w jego znakomite kreacje. Po przezabawnym Drakuli w Renfieldzie przyszła pora na Paula Matthewsa – postać, która nosi w sobie ogromne pokłady emocji. Mężczyzna nie jest biednym, pokrzywdzonym starszym panem, który niechcący został ofiarą zakusów krwiożerczych korporacji i nie umie się w tym odnaleźć. Jego zagubienie znakomicie przeplata się z chowanymi w sobie ambicjami. Sposoby, których próbuje Paul, by je zrealizować, stanowią najlepszy element filmu i jednocześnie są wstępem do gorzkich konsekwencji, z którymi przyjdzie mu się – zarówno z jego winy, jak i bez – zmierzyć.
Dream Scenario to gatunkowy pakiet dobroci, opakowana surrealistycznym klimatem opowieść o tym, co przyziemne. Brawurowo przedstawia mechanizmy rządzące dzisiejszym światem, jednak robi to z fantazją i ze zrozumieniem, bez oskarżycielskiego, jednostronnego podejścia do którejkolwiek stron tej abstrakcyjnej sytuacji. I w tym tkwi jego największa siła.
Szukacie innych fantastycznych filmów? Sprawdźcie repertuar Cinema City!