Muszę przyznać, że już na samo brzmienie nazwiska Aaronovitch dostaję gęsiej skórki. Autor ma tak niesamowite pióro, że poznawanie jego tekstów – to jakaś magia. Nic zatem dziwnego, że z zapałem zasiadłem do czytania trzeciego tomu przygód detektywa Petera Granta. Na wstępie mogę napisać, iż książka ta dotrzymuje kroku poprzedniczkom, ale nie uprzedzajmy faktów. Zapraszam Was do lektury.
Hu, Hu, Ha! Londyńska zima jest bardzo zła!
Fabuła najnowszej części przygód Petera Granta rozgrywa się w okresie poprzedzającym Święta Bożego Narodzenia. W Londynie spadł śnieg, mała dziewczynka widzi ducha na torach metra, a na jednej ze stacji dochodzi do morderstwa syna znanego amerykańskiego senatora. Czyli dzień jak co dzień dla mieszkańców Szaleństwa – siedziby wydziału londyńskiej policji do spraw nadnaturalnych. Mieszkańców, gdyż do naszych znajomych (posterunkowego Granta i inspektora Nightingale’a dołączyła Lesley (koleżanka Petera ze szkoły policyjnej), u której odkryto talent magiczny. Teraz wespół z Grantem i inspektorem Nightingalem zwalcza paranormalne dziwa na terenie całego Londynu. Kiedy na jaw wychodzi, iż zabójstwo w metrze może wiązać się z osobą niejakiego Anonima, nasze trio wkracza do akcji. Co z tego wyjdzie? I czy Nightingale mylił się w kwestii zamierania magii? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź wewnątrz książki. Wierzcie mi, niektórych odpowiedzi lepiej nie poznawać wcale.
Spokojnie, to tylko czary.
Podobnie jak w poprzednich tomach, tak i tutaj autor serwuje nam wycieczkę po Londynie. Jednak tym razem jest to podróż metrem. Zwiedzamy stacje Londynu i poznajemy ich tajemnice (pachnie nieco jak Nigdziebądź Gaimana). Wraz z niesamowicie sprawnie napisanymi bohaterami dane nam będzie odbyć wyprawę, o jakiej nam się nie śniło. Wartka akcja i świetnie dopracowane dialogi sprawiają, iż będzie to niezapomniana wycieczka. Ba, wrócimy z niej całkiem odmienieni. W trakcie lektury trudno mi było zrobić choć krótką przerwę w czytaniu, tak mnie pochłonęła fabuła książki. A emocje towarzyszące czytaniu można by wymieniać i wymieniać. Autor sprawił, że niemal jednocześnie chce nam się śmiać i płakać, dodatkowo roztrząsamy tajemnice bytu i zadajemy sobie pytanie: czy czary mogą istnieć? Książka ta jest naprawdę genialna. Pochłonie Cię i nie odda rzeczywistości tak łatwo. A jeśli wypuści ze szczelnych ramion, to tylko w objęcia dalszej części.
Kilka kropel magicznej farby
Za samo polskie wydanie należą się wydawnictwu najwyższe zaszczyty. Raz: że okładkę zrobił fenomenalny Dark Crayon, dwa: tłumaczenie oddaje perfekcyjnie język, jakim posługuje się pisarz i trzy: korekta spisała się na medal. Czytanie tak wydanej pozycji stanowiło istną uczę dla oczu.
Podsumowując moje rozważania, mogę stwierdzić, że drugiego tak dobrego urban fantasty nie znajdzie się na rynku. Aaronovitch przebił pod tym względem Gaimana. Polecam z całego serca, a tymczasem czekam na kontynuację serii.