Jun Abe postanowił wydobyć grozę z gier komputerowych w mandze pod tytułem Portus. Czy faktycznie granie na komputerze może być... straszne?
Przerażająca gra?
Tytułowy Portus jest nazwą gry komputerowej. Miejska legenda głosi, że twórcy ukryli w jej kodzie tajemniczy poziom i każdy, kto go odkryje, od razu umrze. Przyjaciółka głównej bohaterki Asami popełnia samobójstwo, co jest początkiem śledztwa prowadzonego przez protagonistkę i jej nauczyciela plastyki. Asami w pokoju koleżanki odkrywa właśnie Portusa i decyduje się w niego zagrać. Natomiast Keigo próbuje odnaleźć twórców gry, co jednak wcale nie jest takie proste, tym bardziej że jeden z nich zginał. Tak pokrótce prezentuje się fabuła tego japońskiego komiksu grozy. Nie jest to może specjalnie oryginalny i zaskakujący horror, aczkolwiek podoba mi się tutaj motyw nienawiści. Albowiem właśnie ta emocja jest niejako siłą napędową całej tej opowieści. Poza tym doceniam tych kilkanaście scen grozy, jakie się tu przewinęły. Odczułem drobny dreszczyk emocji, widząc na niektórych kadrach czające się zagrożenie… Z bohaterami sprawa wygląda trochę gorzej, bo tak naprawdę niczym szczególnym się nie wyróżniają. Ani nie ma kiedy ich polubić, ani tym bardziej znienawidzić. Ot typowe postacie z horroru, które mają drugorzędne znaczenie wobec samej opowieści.
Groza kryjąca się w ekranie
Jun Abe jest przyzwoitym rysownikiem, w sumie nie wyróżnia się szczególnie na tle innych mangaków. W Portusie największe wrażenie zrobiły na mnie twarze postaci. Zwłaszcza te wykrzywione przez gniew i nienawiść. Te kadry mogą zapaść w pamięć na dłużej. Spodobała mi się także scena ukazująca strzał śrutem. Na tych kilku kadrach widać po prostu moc strzelby! I to w sumie wszystko, co mogę powiedzieć na temat strony graficznej tego komiksu. Do wydania nie mam większych zastrzeżeń. Doceniam za to, że pod obwolutą znajduje się inna okładka, a jest to po prostu powiększony kadr wyjęty z tego komiksu.
Czy warto odpalić Portusa?
Trochę ciężko mi się pisze o Portusie, bo to doskonały przykład przeciętniactwa w komiksie grozy. Nie ma tu ani oryginalnych pomysłów, ani błyskotliwej fabuły, postacie również nie zapadają w pamięć. Jednocześnie jednak nie da się ukryć, że ta tajemnicza opowieść jest całkiem intrygująca, choć im bliżej końca tym trochę urok historii słabnie. Niemniej, gdy już zaczniemy czytać tę mangę, to po prostu chce się poznać jej zakończenie. Choćby dlatego, że narracja wcale nie jest tak łatwo poprowadzona. Przez połowę komiksu zastanawiałem się w sumie, o co tak do końca tu chodzi, a także dokąd to wszystko zmierza. Jeśli ktoś chciałby sprawdzić, jak wygląda komiks grozy w wykonaniu twórcy z Kraju Kwitnącej Wiśni, to śmiało może sięgnąć po tę pozycję, choć prędzej poleciłbym twórczość Junjiego Ito.