Narodziny Lady Frankenstein
Bellę Baxter (Emma Stone) poznajemy w chwili, gdy jej słownictwo i zachowanie są do złudzenia podobne do dziecięcego. Jednak to zjawisko nie pozostaje dla nas tajemnicą zbyt długo. Oto Godwin Baxter (Willem Dafoe), wybitny i poważany chirurg, wykorzystał – oczywiście w celach naukowych i badawczych – ciało zmarłej, ciężarnej kobiety, przeszczepiając mózg dziecka do jej czaszki. Eksperyment iście przerażający, ale jednocześnie powołujący na nowo na świat Bellę – dosłownie i w przenośni.
Główna bohaterka, niezależnie od tego, czyj mózg zmuszona jest w sobie nosić, „skazana” jest na proces dojrzewania, pragnienie poznawania. Początkowo więc akceptuje ustalony porządek, wiernie słucha troskliwego ojca, który stara się ją chronić przed toksycznym wpływem świata zewnętrznego. Z czasem jednak zacznie zadawać pytania, buntować się, planować, poznawać ludzi, a co za tym idzie – oczekiwać czegoś więcej niż tkwienie w domu niczym w klatce.
Paleta barw i orgazmów
Lanthimos nadaje całej historii bardzo egzystencjalny, ale daleki od pompatycznego, ton. Prowadzi Bellę przez świat, który staje się dla niej coraz ciekawszy, bogatszy o kolorowe postacie i przeżycia z nimi związane. Przekonuje się o brutalności świata, do końca zachowując wiarę w jego poprawę. Podróżując, zyskuje nowe perspektywy, poznaje nowych ludzi, wyznających różne życiowe filozofie. Grecki reżyser poza ubieraniem bohaterki w coraz to piękniejsze kreacje (a świata w powalające scenografie) osadza ją w okolicznościach weryfikujących jej nieskażone złem, proste, aczkolwiek ewoluujące, spojrzenie na to, co ją spotyka.
No właśnie: skoro o ludziach i człowieczeństwie mowa, Lanthimos raczej nie zadaje „Wielkiego Pytania”: czym ono jest. Odpowiedź brzmi: wszystkim. Apetytem na życie, seksualnymi uniesieniami, odczuwaniem więzi rodzinnych, umiejętnością wyrażenia samego siebie, ma równocześnie swój mroczniejszy obraz poczucia dominacji, pragnienia kontroli czy zanurzenia się we własnym, ponurym sosie. Nie ma co ukrywać, że te ciemniejsze wartości są mocniej reprezentowane głównie przez samczą stronę sceny w lanthimosowskim teatrze.
Miłość (?) niejedno ma imię
Drugi plan gra tutaj na pełnych obrotach, zaczynając od głupawego, ekscentrycznego i komicznie zadurzonego w Belli Duncana (świetny Mark Ruffalo), przez nieśmiale (i zaborczo jednocześnie) pragnącego jej względów Maxa (Ramy Youssef), po tajemniczego Alfiego (Christopher Abbott) czy noszącego najciemniejsze okulary na świecie Harry’ego (Jerrod Carmichael), na samym „Bogu” kończąc. Willem Dafoe do wielu dotychczasowych swoich ról zdaje się być urodzony, ale w Biednych istotach doskonale sprawia, że widz zastanawia się, które z uczuć jest w nim silniejsze: szalona chęć przesuwania kolejnych granic czy ludzkie przywiązanie do tworu, który otoczył ojcowską miłością? Reżyser nie jest jednak zwolennikiem drogi na skróty i wraz z ukazywaniem złej i władczej natury mężczyzn otaczających Bellę z każdego z nich czyni kolejny klucz, którym bohaterka otwiera drzwi do poznania życia w całej złożoności, przy okazji serwując kilka ciekawych zwrotów, zwłaszcza w finałowej części filmu.
Skoro jest ojciec, to musi być i dziecko. Jest też matka, ale jej tożsamość nie jest żadną tajemnicą dla widza – dla Belli za to jest to kwestia, która sprawi, że z biegiem czasu połączy kropki. Emma Stone mimo bogatej filmowej kartoteki chyba nigdy nie miała w niej tak wymagającej postaci – zagranie kobiety o umyśle małego dziecka raczej nie należy do najłatwiejszych wyzwań. Stone hipnotyzuje całą sobą od pierwszej do ostatniej minuty filmu, fascynuje w swoim niestandardowym, brutalnie szczerym zachowaniu i wyzwoleniu (w pełnym znaczeniu tego słowa). Pomimo formalnego spełniania definicji wynaturzenia, bohaterka Stone z każdym kolejnym krokiem okazuje się mieć więcej człowieczeństwa w sobie niż ci, którzy stają na jej drodze. Mimo iż aktorzy drugoplanowi stają na wysokości zadania, talent aktorki grającej Bellę Baxter objawia się z dużo większą siłą.
Biedne istoty to pokaz wielopoziomowej maestrii: reżyserskiej, aktorskiej, scenariuszowej. Lanthimos ze stylowym rozmachem odpala przysłowiowe wrotki i powraca na salony, serwując fenomenalny, pozbawiony (zupełnie jak Bella) ograniczeń i zahamowań film, który śmiało może walczyć o Oscary w wielu kategoriach. Proszę państwa, kino.
Na film Biedne istoty zapraszamy do sieci kin Cinema City!