Terroryzowane miasteczko
Wydarzenia przedstawione na ekranie rozgrywają się tuż po zakończeniu poprzedniej części. Michael uwięziony jest w płonącym domu, a Laurie Strode wraz z córką i wnuczką zmierzają do szpitala. Na ich nieszczęście okazuje się, że morderca wydostaje się z pułapki i ponownie rusza mordować mieszkańców Haddonfield. Zmęczeni strachem i terrorem obywatele postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i raz na zawsze pozbyć się prześladowcy.

Źródło: polygon.com
Bohaterska zbiorowość
Mówiąc o najnowszej części Halloween trzeba koniecznie wspomnieć o radykalnej zmianie sposobu narracji i samej bohaterki. Green zdecydował się odstawić na boczny tor wątek Laurie (granej tradycyjnie przez Jamie Lee Curtis), a skupił się na wszystkich mieszkańcach miasteczka. To pierwszy film z serii, w którym przypadkowe osoby nie są jedynie mięsem armatnim – terroryzowani od ponad 40 lat ludzie chcą w końcu wziąć sprawy w swoje ręce i pozbyć się zła, nawiedzającego Haddonfield. Zabieg ten pozwolił widzowi zapoznać się nie tylko z osobistym dramatem Laurie i jej bliskich, ale też każdej innej rodziny skrzywdzonej przez Myersa. Dał również możliwość wprowadzenia wielu nawiązań do pierwszego filmu z 1978 roku – doskonałym przykładem jest tutaj postać Tommy’ego Doyle’a: chłopiec, którym zajmowała się Laurie w latach 70. staje teraz na czele grupy polującej na Michaela, a sam mężczyzna uzasadnia swoje postępowanie chęcią odwdzięczenia się za uratowanie życia w młodości. Reżyser puszcza oczko do widzów praktycznie cały czas, więc starsi fani serii mogą czuć się usatysfakcjonowani.

Źródło: digitalspy.com
Szpitalny horror
Green doskonale rozumie, jak wielkim złem jest Michael Myers i jak wielką szkodę wyrządził mieszkańcom Haddonfield. Jego legenda zakorzeniła się w społecznej świadomości. Kiedy na jaw wychodzi informacja, że morderca powrócił, a trup znowu ściele się gęsto, lokalny szpital zapełnia się zapłakanymi i zmartwionymi ludźmi. Segment rozgrywający się w szpitalu jest jednym z najważniejszych, a zarazem najmocniejszych w całym filmie. To właśnie tam eskaluje nienawiść, złość i przeogromny strach, a cały tłum postanawia zabić Michaela. Wystarczy jeden mały impuls, a rozgoryczeni mieszkańcy są w stanie zabić każdego, kto wydaje się być Myersem. Scena jest mocna, bo doskonale pokazuje jak reaguje przerażony i wściekły tłum. Okazuje się, że Michael nie musi mordować osobiście – terror, który wywołał sprawia, że ludzie są w stanie nawzajem się zabijać.

Źródło: pittsburghmagazine.com
Nieśmiertelny kształt
David Green doskonale też kreuje samą postać zamaskowanego mordercy. Myers to niepowstrzymane zło, demoniczna siła, której nie da się zabić. Widz praktycznie od początku zdaje sobie sprawę, że Michael nie jest jak każdy inny człowiek – wychodzi żywy z pożaru, żeby chwilę później rozprawić się z całym oddziałem uzbrojonych w toporki strażaków. Podczas swojej nocnej przechadzki Michael nie oszczędza nikogo, a każda z zamordowanych przez niego osób ginie w całkowicie inny sposób. Oczywiście w filmie nie brakuje głupich śmierci, podczas których na całej sali kinowej dało się słyszeć westchnięcie politowania, jednak myślę, że jest to celowy zabieg reżysera. Green uświadamia widzowi, że Myers będzie zabijać niezależnie od okoliczności, nawet całkowicie przypadkowo. Sama jego obecność może prowadzić do tragedii. Minusem dla niektórych mogą być też głupie decyzje bohaterów, jednak osobiście kompletnie mi one nie przeszkadzały. Podobnie jak i wytykany przez krytyków fakt, że poruszający się cały czas wolnym krokiem Michael skutecznie dogania uciekające ofiary. Kluczem do dobrej zabawy podczas seansu jest zrozumienie fundamentalnego faktu odnośnie głównego antagonisty – Michael Myers nie jest zwykłym człowiekiem, a czystym złem w zmaterializowanej, ludzkiej formie, a przed złem nie ma ucieczki. Myślę, że to właśnie próbuje przekazać David Green.

Źródło: cnbc.com
Przedsmak finału
Halloween zabija to naprawdę godny polecenia film. Na pewno nie można liczyć tu na genialne aktorstwo, ale jest ono jak najbardziej poprawnie; aktorzy nie wyróżniają się niczym szczególnym, za to ich gra nie przeszkadza w odbiorze produkcji. Muzyka stworzona przez Johna Carpentera (reżysera oryginalnego Halloween) i jego syna Cody’ego dobrze wpasowuje się w całość, a fani serii na pewno wyłapią parę muzycznych nawiązań do ścieżki dźwiękowej z 1978 roku. Najważniejsza jest jednak dobra rozrywka, a muszę przyznać, że bawiłem się na tym filmie całkiem nieźle. Zakończenie idealnie podsumowuje kreację Michaela Myersa i zdecydowanie może zaskoczyć niektórych widzów. David Green doskonale poradził sobie z drugą częścią trylogii i jestem bardzo ciekaw co zaserwuje w ostatnim, finałowym już epizodzie – Halloween Ends.
Za możliwość obejrzenia filmu Halloween zabija dziękujemy sieci kin Cinema City!