Wracamy do świata Akwilonu i żyjących w nim elfów. W drugim tomie poznajemy te strzegące lasów. Czy ich przygody będą równie ciekawe co losy ich wodnych pobratymców?
Jak trwoga, to do elfa
W drugim tomie serii Świat Akwilonu. Elfy poznajemy leśną odmianę tej fantastycznej rasy. W przeciwieństwie do swych wodnych kuzynów, ci „spiczastousi” niespecjalnie przepadają za ludźmi. Istniejące niegdyś sojusze rozpadły się po tym, jak wymarli druidzi, a człowiek w pogoni za pieniądzem zaczął wycinać lasy i niszczyć przyrodę. I choć nasz gatunek boi się „duchów lasu”, to kiedy jedno z miast-państw, Eysine, jest atakowane przez armię orków, zdesperowana księżniczka Llalli rusza do pradawnej puszczy, by błagać elfy o pomoc. Zostaje jednak po drodze napadnięta i niemal zabita. Z opresji wybawia ją jednak bogini elfów. Obserwujący całe zdarzenie leśny strażnik Yfass uważa to za znak i postanawia zaprowadzić ją do swoich przywódców. Obecność kobiety w leśnym królestwie nie wszystkim jednak odpowiada, a duet musi przejść długą drogą, by spróbować połączyć zwaśnione rasy.
Z oceanu do lasu
Kryształ Niebieskich Elfów był komiksem świetnym zarówno pod względem fabularnym jak i graficznym, dlatego też nie mogłem się doczekać powrotu do Akwilonu. Oczywiście miałem pewne obawy, że twórcom nie uda się przeskoczyć wysoko postawionej przez nich samych poprzeczki. Do tego z pozycji miłośnika elfów, a już szczególnie tych leśnych, moje oczekiwania były jeszcze większe. Francuski scenarzysta, Nicolas Jarry, nie zawiódł. Czytelnik dostaje w swoje ręce epicką historię z przesłaniem. Z jednej strony otrzymujemy wielkie bitwy, mniejsze pojedynki, wędrówki po lasach, a także zaskakujące zwroty akcji (i to jakie!), z drugiej – twórca punktuje ludzkość, która sama zgotowała sobie marny los niszcząc przyrodę, goniąc za pieniądzem i zdradzając swych sojuszników. Same elfy przypominają nieco te znane ze Śródziemia, Wiedźmina czy nawet Dungeons & Dragons – dumne, wyniosłe, potrafiące pomóc i współczuć, ale też dbające o siebie samych i stawiające naturę ponad życie ludzi. To także znakomici łowcy, tropiciele, łucznicy i szermierze, wiecznie młodzi, piękni i żyjący setki lat. Jeśli taki obraz spiczastouchych przypadł komuś do gustu i chciałby zobaczyć w komiksie odpowiednik Legolasa czy Franceski Findabair, to Honor Leśnych Elfów jest tytułem dla Was.
Wszyscy na mury!
Na okładce drugiego tomu serii o elfach możemy przeczytać, że „rysunki są dziełem Włocha Gianluci Maconiego”. I muszę przyznać, że nie są to słowa na wyrost. Kadry komiksu to w większości prawdziwe dzieła wprowadzający nas w niesamowity klimat fantasy i świat Akwilonu. Dbałość o wszelkie szczegóły, piękne kolory, dynamiczne kadry – wszystko zachwyca i sprawia, że trudno oderwać wzrok czy to od samych bohaterów, lasów, czy też ludzkich miast. Ciekawie zaakcentowano także retrospekcje. Przy wspomnieniach bohaterki zmienia się paleta barw, przez co od razu wiemy, że aktualnie mamy do czynia z retrospekcją. Wreszcie dostajemy także epicką scenę bitwy wyglądającej niczym ta pod Helmowym Jarem. Odbiorcy naprawdę mogą poczuć się, jakby sami stali właśnie pod murami Eysine.
Co w puszczy piszczy?
Elfy. Honor Leśnych Elfów to komiks, który nie zawodzi. Jedyną jego wadą jest niewielka objętość. Wprawdzie historia zostaje tu zgrabnie rozwinięta i odpowiednio zakończona, mamy czas poznać bohaterów i nawet poczuć chemię między nimi, to po prostu szkoda, że cała przygoda tak szybko się kończy. Chciałoby się spędzić trochę więcej czasu w tym niezwykłym świecie. Okazja ku temu już niebawem, bowiem trzeci tom już wkrótce trafi do sklepów. Szkoda też, że tym razem nie dodano mapy świata, która pomogłaby nam lepiej poznać Akwilon i sprawdzić, gdzie dokładnie rozgrywa się cała historia – zawsze można jednak w tym celu sięgnąć po pierwszy tom. Warto też dodać, że obie części nie są ze sobą powiązane i można je czytać niezależnie. A z pewnością warto! Piękne rysunki, wciągająca fabuła, twisty fabularne i niezwykli bohaterowie sprawią, że fani fantasy i „spiczastouchych” będą zachwyceni.