Nagle Comics tym razem wydało komiks autorki nieznanej w Polsce, Florence Dupré la Tour, pod tytułem Kapucyn. Czy warto poświęcić uwagę jej komiksowemu debiutowi?
Przygoda w groteskowym świecie
Florence Dupré la Tour postanowiła wykpić legendy arturiańskie oraz rycerski etos w swoim debiutanckim komiksie. Opowieść zaczyna się od najważniejszego momentu w życiu tytułowego bohatera, czyli pojedynku jego ojca ze Złotoustym. W wyniku tego starcia jego tata traci rękę, a mając wielu wrogów na dworze króla Artura, nie pozostaje protagoniście i jego rodzinie nic innego jak uciec na wieś. I tak rozpieszczony Kapucyn zostaje nagle żywicielem całej rodziny. Czym może się parać syn szlachetnego, honorowego rycerza? No przecież wiadomo, że nie pójdzie pracować w polu, a zatem wybiera los zbójnika! Oczywiście bez talentu w szermierce musi polegać na potężnym zadzie wyjątkowo zadziornego rumaka Rostermonda. Dokładnie w taki sposób załatwili pierwszego bogatego kupca, którym jednakowoż okazał się zbir Ojczenaszek. To właśnie przez niego Kapucyn po raz pierwszy przelał krew i odebrał życie człowiekowi, w wyniku czego dostał się w niewolę nie kogo innego a… Złotoustego. Co ciekawe, to jest raptem fragment całkiem ciekawej, intrygującej i zaskakującej opowieści z pierwszego rozdziału. Całość, albowiem składa się z aż trzech części. W drugiej akcja koncentruje się na magicznej różdżce Merlina, a trzecia to już jazda bez trzymanki. W końcu skoro ten rozkapryszony dzieciak dorósł i wyhodował sobie spore mięśnie, którymi lubi się popisywać, to można spodziewać się tylko sporej dawki humoru.
Wypaczeni bohaterowie z legend arturiańskich
Fabuła pełna jest niespodziewanych, a wręcz dziwacznych rozwiązań. Wystarczy nadmienić, że w drugim rozdziale pojawia się sobowtór Kapucyna. Jednakże, według mnie, najważniejsze w tym komiksie są jednak postacie. Wyróżniają się nawet drugoplanowi bohaterowie, na przykład rumak Rostermond jest zadziorny, pyskaty, a jednocześnie pod względem moralnym przewyższa protagonistę. I potem w trzecim rozdziale jest już starą szkapą. Ta przemiana robi niesamowite wrażenie. Choć najlepiej wypada transformacja, jaką przechodzi Kapucyn. Ten umięśniony byczek z finałowej części wzbudza sympatię, a do tego potrafi rozbawić. Nie jest już rozkapryszonym, momentami irytującym bachorem. I tych interesujących bohaterów przewija się trochę na kartach tego komiksu. Pojawia się nawet biskup o niezbyt czystych myślach i zarazem przerażającym, dominującym głosie. Właśnie tę groteskową, absurdalną fabułę tak przyjemnie się pochłania dzięki równie groteskowym, karykaturalnym postaciom.
Abominacja przypominająca konia
Oprawa graficzna jest specyficzna i od razu przykuwa wzrok. Głównie ze względu na swoją groteskowość, karykaturalność czy brak proporcji. Szczególnie widać to przy rysunkach koni. Są one niebywale spasione, nie mają w sobie za grosz gracji. W pierwszej chwili nie dowierzałem, że Rostermond jest rumakiem. Niemniej nie da się ukryć, że ma on swój urok, szczególnie gdy przybiera dziwne pozy, np. podnosi kopyta do pyska. Zresztą ogólnie bohaterowie dziwacznie wyglądają i równie specyficznie się zachowują. Kreska Florence Dupré la Tour po prostu mnie zauroczyła. Jest to styl wyjątkowy, oryginalny. Chętnie zobaczyłbym też inne jej prace. Aż szkoda, że na końcu tego solidnego tomu nie zamieszczono żadnych dodatków.
Czy warto dołączyć do Kapucyna i Ojczenaszka?
Kapucyn jest pozycją zdumiewającą, dziwaczną i niepojętą. Spodziewałem się, że dostanę pełną humoru, groteskową opowieść, a tymczasem pierwsza część zajęła się dekonstrukcją mitów arturiańskich, a jak by tego było mało, autorka z lubością na kadrach umieszczała krwawe sceny (np. tratowanie dzieci). Ten świat wydawał się brutalny i brudny, a trzeci rozdział natomiast to genialna, śmieszna parodia, wystarczy tu wspomnieć o komicznej scenie z deklamowaniem wierszy (tak, Kapucyn stworzył wiersz!). Koniec końców, Kapucyn jest oryginalnym komiksem, który jeszcze przez długi czas będę pamiętał. Choć drugi rozdział trochę mnie zmęczył, to jednak pierwsza część, a szczególnie trzecia to majstersztyk. No i dodajmy do tego genialny epilog. Chętnie wrócę do Kapucyna, bo bawiłem się przy nim świetnie, a niektóre sceny mnie zszokowały, a jeszcze inne rozbawiły. Nie da się ukryć, że Florence Dupré la Tour ma bujną wyobraźnię, więc mam nadzieje, że Nagle Comics pójdzie za ciosem i opublikuje też jej inne dzieła.