Przy czym manga Hiroakiego Samury, w przeciwieństwie do klasyków Kazuo Koikego i Gosekiego Kojimy, nie jest utworem realistycznym (idzie się domyślić po tytule, wiem). Oprócz samego motywu nieśmiertelnych (którzy swoje moce zawdzięczają czerwiom, mniam), fantastyczni są również przeciwnicy, m.in. pojawia się tutaj samuraj z ciągotami à la doktor Frankenstein. Same pojedynki są natomiast mocno stylizowane – wystarczy powiedzieć, że niby w tytule pojawia się jeden miecz, ale główny bohater nosi zawsze ze sobą dwanaście różnych ostrzy, z czego tradycyjne są jedynie katany, a reszta została wymyślona przez mangakę. Takie rozrywkowe podejście bardzo mnie cieszy, bo tego rodzaju opowieści samurajskich wciąż jak na lekarstwo.
Łowca dusz
Historia w Mieczu nieśmiertelnego jest stosunkowo prosta. Główny bohater, Manji, to łachudra. Splamił swój honor niejednokrotnie, służąc najpierw nikczemnemu daimyō, a następnie zabijając setkę oficerów służb porządkowych. Wśród nich był mąż jego siostry, co doprowadziło ją do szaleństwa, a później śmierci. By odkupić swoje winy, Manji postanawia wykorzystać nieśmiertelność oraz niezwykłą wprawność w sztukach walki i zabić tysiąc złoczyńców. W tym celu zgadza się zostać ochroniarzem Rin Asano, chcącej pomścić rodzinę zamordowaną przez wyrzutków nazywających siebie „Szkołą zaprzańczego miecza”.
Samuraj tygodnia
Fabuła toczy się od spotkania z jednym mistrzem miecza z wyklętej szkoły do spotkania z innym mistrzem miecza z wyklętej szkoły. Zazwyczaj poznajemy motywację przeciwników, dla której dołączyli do zaprzańczego miecza, po czym następuje efektowny pojedynek. Walki napisane są bardzo dobrze – przeciwnicy posługują się różnym orężem, przez co ich pojedynki z Manjim są unikalne. Intrygujące jest to, że protagonista, choć umiejętności w walce odmówić mu nie można, nie jest tutaj wszechpotężny. Wiele z potyczek mogłoby skończyć się jego przegraną, gdyby nie dar (czy może klątwa) nieśmiertelności.
I choć pierwszy tom czytało mi się szybko i z zaciekawieniem, to bardzo mnie intryguje, jak doszło do tego, że takich powiększonych tomów ma być aż piętnaście. Początek bazuje na schemacie „samurai of the week”, który bardzo szybko może popaść w rutynę. Na chwilę obecną komiks Samury w niewielkim stopniu daje podpowiedź, jak to wszystko może się rozwinąć.
Czerń kontra szarość
Widziałem w Internecie porównanie z poprzednim wydaniem i oryginalne wyróżniało się znacznie głębszymi czerniami. Nowy Miecz nieśmiertelnego operuje nie tyle kolorem czarnego tuszu, co szarościami. Nie dotarłem do informacji, czym jest podyktowana ta zmiana, ale sprawia ona, że kadry są odrobinę mniej czytelne. Jednocześnie nie jest to wielki problem, bo Samura posługuje się w wielu miejscach szkicowym stylem. Jestem przyzwyczajony do mang z precyzyjnym konturowaniem nawet najdrobniejszych szczegółów, a tu pełno jest surowych, nie w pełni dokończonych rysunków. I wypadają one świetnie. Jeszcze większe wrażenie robią rozkładówki – każde zakończenie pojedynku posiada własną dwustronną ilustrację ukazującą w najdrobniejszych szczegółach wszystkie cięcia. Makabryczny majstersztyk.
I jeszcze dygresja na temat wydania, które ogółem wypada bardzo dobrze (powiększony format, kilkaset stron – najlepiej). Tak jak nie mam problemu z tłumaczeniami imion (np. Piwus w Dragon Ball Super <3) czy onomatopej, tak zupełnie nie rozumiem, dlaczego tłumacz Tomasz Molski zdecydował się na słowo „zaprzańczy”, które według mnie jest przekombinowane i któremu brak odpowiedniej melodyki.
Who wants to live forever?
Pierwsze wydanie Miecza nieśmiertelnego nie ukazało się w Polsce w całości. Dużo więcej wytrwałości i szczęścia (m.in. w dostępie do papieru) życzę Kotori. Manga Hiroakiego Samury po pierwszym tomie nie wypada może szczególnie oryginalnie, lecz dostarcza świetnej rozrywki.