Robert Kirkman, twórca komiksu The Walking Dead, powiedział kiedyś, że jego zdaniem serial może być wyświetlany przez 20 lat (rzekomo ma tak dużo pomysłów fabularnych). Dziś wiemy, że Trupy doczekały się już 10 sezonów oraz dwóch spin-offów, a w planach są również filmy związane z Rickiem, jednak czy tytułowe żywe trupy mają jeszcze coś do zaoferowania widzowi, czy padły już z przeżarcia? Właśnie o tym postanowili porozmawiać Agnieszka, Krzysiek i Mateusz.
W pierwszej części naszej rozmowy rozpatrujemy powody wciąż spadającej oglądalności, naszych oczekiwań wobec serialu, a także oceniamy postawy protagonistów względem kanibali, drabów Negana czy Szeptaczy.
Mateusz: Zacznijmy jak w grupie wsparcia. Jak wygląda Wasza przygoda z serialem? Czytaliście komiksy Kirkmana, oglądaliście Fear The Walking Dead? A może właśnie rozpoczynacie przygodę z World Beyond?
Nie czytałem komiksów Kirkmana, ale mam za sobą książkę z Gubernatorem. The Walking Dead oglądam od premiery, jednak w ostatnich sezonach robię to nieregularnie i raczej w formie guilty pleasure, a także z poczucia obowiązku (pasowałoby dokończyć). Widziałem również dwa sezony Fear…, ale druga seria okropnie mnie znudziła i traktuje ją jako popłuczyny po The Walking Dead.
Aga: Komiksy na razie przeglądałam tylko pobieżnie. Nie przypadła mi do gustu stylistyka graficzna, ale na pewno kiedyś je przeczytam z ciekawości oryginalnej fabuły. Po serial TWD sięgnęłam bardzo późno, bo zaledwie jakieś 2-3 lata temu, kiedy był już dostępny 8. sezon. Z moim chłopakiem oglądaliśmy go praktycznie codziennie do obiadu (nieraz po 2 odcinki), więc szybko nadrobiliśmy zaległości. Dogoniliśmy twórców przy finale 10. sezonu i w oczekiwaniu na niego sięgnęliśmy po FTWD, który według mnie okazał się naprawdę dobry i w pierwszych dwóch sezonach momentami zdecydowanie lepszy od niektórych dłużyzn w TWD. Bardzo przyjemnie było mi powrócić do samych początków apokalipsy zombie, gdzie zjawisko jest czymś nowym i wzbudza strach. Rzeczywiście odniosłam wrażenie, że od TWD odróżnia go ten dodatkowy tytułowy “fear”. Na plus jest też to, że znacznie szybciej rozwija się fabuła, tworzą się małe społeczności, pojawiają się pierwsi groźni psychopaci (gość sprawdzający, ile czasu potrzeba zabitym ludziom do przemiany w zombie), idealnie wpasowuje się tutaj też meksykańska mafia handlująca pożywieniem. Nick, jeden z głównych bohaterów, bardzo szybko (bodajże już w drugim sezonie) odkrywa, że przed zombiakami może ukryć się smarując się ich wnętrznościami i podąża z ich grupą niczym Szeptacze w 9. sezonie TWD.
Krzysiek: Nie czytałem komiksów, ale są na mojej długiej liście rzeczy do nadrobienia. Na serial natknąłem się przypadkiem tuż przed tym, jak osiągnął szczyt mainstreamowej popularności, jakoś w okolicach 3. sezonu. Zostawiłem włączony telewizor późnym wieczorem i nie zwracałem na niego większej uwagi, póki niespodziewanie nie przykuły jej widziane kątem oka zombie. Obejrzałem odcinek do końca, potem następny i dalej samo poszło. Po żadne spin-offy jeszcze nie sięgałem, bo słyszałem opinie, jakoby były znacznie gorsze jakościowo od głównej serii, która i tak już od jakiegoś czasu pozostawia sporo do życzenia. Może jeszcze najdzie mnie na to ochota po zamknięciu pierwotnego serialu, czas pokaże.
Mateusz: Jakiś czas temu pojawił się nowy odcinek The Walking Dead. Wielu fanów serialu już dawno odpuściło Trupy, zarzucając producentom błędne decyzje fabularne, niekonsekwencje w odchodzeniu głównych bohaterów oraz brak nowych, dobrze napisanych postaci, które na nowo pomogłyby nadać produkcji rozpędu. Zgodzicie się z argumentami zniechęconych widzów, czy może sądzicie, że po prostu nie dostrzegają ewolucji TWD, ukazującej postapokaliptyczny świat pogrążony w walce o władzę, zasoby oraz przetrwanie?
Dla mnie punktem przełomowym było pojawienie się w serialu Negana oraz późniejsza egzekucja Abrahama i Glenna. Po raz pierwszy musieliśmy obejrzeć bohaterów w mocno odmiennej niż dotychczas, defensywnej sytuacji. Kolejne dwa sezony, poza zaledwie kilkoma odcinkami, były szalenie nudne i przegadane. Fabularnie serial nigdy nie zachwycał nowatorskimi pomysłami, ale bronił się fantastycznymi, wielowymiarowymi postaciami połączonymi ze sobą niezwykłą chemią w celu przetrwania, co w obliczu walki z Neganem niemal całkowicie wyparowało. Jedynym pozytywem okazało się natomiast pojawienie się wspominanego schwarccharakteru. Moim zdaniem to zdecydowanie najlepsze w historii telewizji serialowe wejście nowej postaci do trwającej już produkcji.
Z drugiej strony, zdecydowanie lepiej oceniany jest ostatni sezon i spotkanie z Szeptaczami, metamorfoza Negana i zderzenie bohaterów z bezwzględną grupą, niemal faktycznie przypominającą żywe trupy – Szeptaczami. Jednak to wszystko stało się dla mnie nieco za późno, dlatego nie wierzę, że widzowie na nowo pokochają świat Roberta Kirkmana.
Krzysiek: W takim razie ja mam nieco odmienne podejście. Dla mnie cały wątek Negana i Zbawców, nie tylko jego wejście, był powiewem świeżości i dużą frajdą. Co prawda ciągnął się nieco zbyt długo, ale pierwszy raz od czasu potyczek z Gubernatorem w więzieniu serial przykuł moją pełną uwagę. Rozczarowali mnie natomiast Szeptacze – po pierwszym “efekcie wow” spowodowanym ich tajemniczością i zdolnością kontrolowania zombie zaczęli mnie po prostu nudzić i irytować. Banda obdartych, niedożywionych nożowników nie wydaje się tak groźna, jak zastępy drabów Negana, a ich przywódczyni kompletnie nie posiada charyzmy poprzednich antagonistów, jest pełna słabości, sprzeczności i oczywistych wad.
W kontekście ewolucji doceniam przeskok czasowy i zmianę realiów na “pseudośredniowieczne”, problem jednak w tym, że fabuła zmierza donikąd, a postaci pozostałe na placu boju zupełnie nie angażują, co jest po prostu niedopuszczalne w serialu, który, jak wspomniałeś, zawsze stał przede wszystkim złożonymi bohaterami i dynamiką wizji społecznych i relacji międzyludzkich.
Aga: “Późniejszej egzekucji Abrahama i Glenna”? To było, z tego, co pamiętam, w dokładnie tej samej scenie, w której pojawił się Negan (co prawda w kolejnym odcinku, ale scena wciąż ta sama). Bardzo mocne, wręcz szokujące wejście i pobudka dla znudzonych widzów! Przemowy i wyliczanki Negana idealnie zbudowały napięcie, które w moim odczuciu ciągnęło się również przez kolejne odcinki, kiedy grupa Ricka żyła w ciągłym strachu przez Zbawcami. Jest tutaj także sporo przezabawnych sytuacji z niekiedy czarnym humorem np. towarzysząca Darylowi w celi piosenka Easy Street, opieka Negana nad Carlem, dość śmieszne i zarazem bardzo irytujące wprowadzenie postaci Jezusa czy rozprawienie się Negana ze Spencerem (nie wiem, jak to wygląda z polskim tłumaczeniem, ale angielskie “You got no guts” wyszło mistrzowsko).
W tym sezonie (7) rozczarowała mnie decyzja Ricka o szybkim oddaniu broni bez próby walki czy choćby ucieczki. Uważam, że to mocno osłabiło wizerunek głównego bohatera, zwłaszcza jako dowódcy grupy. Być może konsekwencją tego był późniejszy brak skrupułów twórców przed pożegnaniem się z tą postacią.
Kompletnie nie rozumiem natomiast samej koncepcji noszenia masek przez Szeptaczy. Co to w ogóle miało na celu? Zombiaki chyba z założenia jednak bardziej zwracały uwagę na zapach i zachowanie niż wygląd postaci, które brali za “swoich”. A image przypominający żywe trupy mógł stanowić jedynie dodatkowe zagrożenie dla zamaskowanych, np. ryzyko zostania przypadkowo zastrzelonym przez ludzi.
Mateusz: Aga, pierwsze pojawienie się Negana miało miejsce w finale sezonu szóstego sezonu (16. odcinek) i przez kilka miesięcy czekaliśmy na wyjaśnienie cliffhangera. Internet szalał, w sieci pojawiły się różne wersje sceny egzekucji, a aktorzy sami nie wiedzieli, na kogo wypadło w wyliczance Negana. Domyślaliśmy się, że okrutny los czekał kogoś z ekipy Ricka, jednak wszyscy pytali: kogo? Oglądałem serial w klasycznym, cotygodniowym trybie, dlatego trochę inaczej patrzę na wejście antagonisty.
Nie zgadzam się również z Twoją opinią na temat odejścia Ricka z powodu wydarzeń z okresu panowania Zbawców. Decyzja podjęta była przede wszystkim przez Andrew Lincolna, który już dwa sezony wcześniej wspominał o trudach kręcenia produkcji i rozłące z rodziną.
Z drugiej strony, czy zauważyłaś, że ich “charakteryzacja” dawała im również większe możliwości taktyczne w walce? Ludzie zaczęli deprecjonować zagrożenie ze strony zombiaków, dzięki czemu Szeptacze zyskiwali przewagę.
Aga: Tak, to prawda. Zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu zaskoczyli głównych bohaterów.
Mateusz: Krzyśku, a nie czujesz pewnego efektu wtórności walki z kolejną grupą? Może po prostu wyglądają bardzo niemrawo nie tylko na tle Zbawców, ale i ekipy Gubernatora? Może dostali za dużo czasu antenowego?
Krzysiek: Och, maski z jednej strony mają na celu ukrycie żywych między trupami również przed oczami ocalałych, jak już wspomniał Mateusz, z drugiej zaś, jak sądzę, pełnią też funkcję inicjacji. Założenie skóry przegniłego już nieźle zombie musi być doświadczeniem ogromnie makabrycznym, co stanowi dowód na skłonność takiej osoby do poświęceń na rzecz grupy, a także jest symbolicznym odejściem od dawnego człowieczeństwa, co zdaje się być sednem prywatnej filozofii Alfy, beznamiętnie dostosowującej się do realiów nowej rzeczywistości.
A co do wtórności walk ze zorganizowanymi grupami – owszem, to zaczyna nieco nużyć, ale jednocześnie jest chyba nieuniknione. Same trupy, jak już wielu zauważyło, wraz z postępem fabuły są coraz mniejszym zagrożeniem, a seria konsekwentnie trzyma się “klasycznego” wizerunku ożywieńców jako powolnych, gnijących, nieumarłych kanibali, próżno więc tu szukać np. wątku postępującej mutacji, która obdarzy potwory jakimiś supermocami czy czymś podobnym. Antagonistami muszą więc być ludzie. Z kolei im większa i lepiej zorganizowana jest grupa głównych bohaterów, tym mniejsze zagrożenie mogą dla niej stanowić pojedynczy szaleńcy czy zdrajcy, więc znów, siłą rzeczy, pozostaje jedna możliwa opcja – rywalizująca grupa.
Ekipy Gubernatora nie pamiętam już zbyt dobrze (wszak był to chyba czwarty sezon?), ale wydaje mi się, że nawet w porównaniu do niej Szeptacze wypadają blado. Gdy teraz o tym myślę, sprawdziliby się oni pewnie lepiej jako poboczny wątek. Tajemnicza grupa o niewiadomych celach i przekonaniach, której samego istnienia nie jesteśmy do końca pewni z powodu trupiego kamuflażu i życia w odosobnieniu. Wtedy może by to działało, bo niestety jako główny wróg po prostu nie zdają egzaminu. Protagoniści – zaprawieni w bojach weterani, porządnie uzbrojeni i mieszkający w ufortyfikowanych osadach – pozwalają się terroryzować bandzie nożowników z lasu, serio?
Mateusz: W sumie przypomniałeś mi grupę kanibali, której wątek nie został w pełni wykorzystany. Wydaje mi się, że Sanktuarium mogło nadać serialowi dodatkowy koloryt, a poza tym pozostawiło po sobie mnóstwo pytań, w jaki sposób doszło do zmiany w menu tych postaci. Pojawiła się wówczas szalenie ciekawa scena, w której kanibale częściowo zjadają jednego z członków grupy Ricka (wcześniej zainfekowanego). Czy doprowadziłoby to do ich przemiany? A tak, jak przyszło do potyczki, to protagoniści bardzo szybko ich “wyjaśnili”.
Krzysiek, a może właśnie to świetnie pokazuje, że może nieco “zardzewieli” przez lata? Nie walczyli zazwyczaj z takimi grupami, dlatego trudno było im przewidzieć posunięcia i decyzje Szeptaczy. Zauważ, że dotychczas grupa potrafiła reagować na wydarzenia albo stosować uderzenia wyprzedzające. Może to również kwestia słabszego niż dotychczas dowodzenia oraz braku sprawnego lidera?
Krzysiek: Tak, ja o Sanktuarium cały czas pamiętam! Chociaż raczej mi się podobało, że ten wątek został zamknięty dość szybko – z pozostałymi grupami antagonistów spędzamy w serialu mnóstwo czasu, rozwodząc się nad ich przekonaniami i istotą konfliktu między nimi a główną bandą. Przyjemnie było choć raz to pominąć i sprowadzić wszystko do kwestii “chcieli nas zabić i zjeść, wybijamy ich i uciekamy bez zbędnych pytań”. Ostatecznie nie wszystko wymaga głębszych rozważań.
Tak, z pewnością Szeptacze na początku byli niezrozumiali i przerażali swoim brataniem się z trupami. Lecz mimo wszystko ciapowatość protagonistów w radzeniu sobie z nimi mocno zastanawia. Jeśli miało to ukazać ich osłabienie i wyjście z wprawy, to narracja kiepsko to sygnalizuje. Wręcz przeciwnie, widzimy szkolenia niejako zmilitaryzowanych oddziałów straży, a gdy przychodzi co do czego, idzie im gorzej niż na etapie trzeciego czy czwartego sezonu. Czyli, ogólnie rzecz biorąc, mógłbym przyjąć takie wyjaśnienie, ale twórcy chyba nam tego nie sugerują.
Dołącz do dyskusji