Wybrałam opcję z japońskim dubbingiem i polskimi napisami. Niespecjalnie lubię tę opcję i mogłam chwilę poczekać na polską wersję językową, jednak ciekawość wygrała. Podobało mi się, że napisy nie gnały, a font nie męczył oczu, czyli dla mnie idealnie. Mogłam słuchać oryginalnych głosów i ogarniać, co mówią.
Kreska
Jako wieloletnia fanka serii o Smoczych Kulach mam ogromny sentyment do kreski z lat młodości. Miała swoją magię i, według mnie, dalej ma, jednak tak jak wszystko, tak i Dragon Ball poszedł do przodu, więc nic dziwnego, że zmienił się sposób przekazu obrazu. Myślę, że nie ma co tkwić w latach młodości i zaakceptować fakty… Przygody Goku i reszty nie mają zachęcić starszych widzów do obejrzenia, bo oni i tak wrócą. Głównie powinny przygarnąć młodsze osoby i myślę, że cel został osiągnięty. Oglądało się przyjemnie, nie zauważyłam jakiś wielkich błędów w animacji. Możliwe, że serial Dragon Ball Super przygotował mnie stopniowo do zmian w przekazie, możliwe też, że to magia wielkiego ekranu w kinie. Nie wiem, ale jestem pewna, że nie przeklinałam twórców pod nosem za wykonanie. Szczególnie podobały mi się graficzne wstawki przywołujące początki Dragon Balla.
Postacie są w moim odczuciu bardzo ładnie stworzone, szczególnie córka Gohana – Pan. I oczywiście ogromny plusem jest to, że Goten i Trunks wreszcie przestali być mali, dopasowano ich do wieku nastoletniego.

Kadr ze zwiastunu filmu „Dragon Ball Super: Superhero”
Powrót do przeszłości
Powrót Armii Czerwonej Wstęgi i Cella nie był dla mnie wielkim zaskoczeniem. Oglądając anime, chciałam, żeby twórcy wrócili nie tylko do najpotężniejszych antagonistów, ale właśnie tych ziemskich. Już oglądając trailer, cieszyłam się, że nastąpi taki powrót, z dodatkowymi elementami.
Każdy, kto oglądał Dragon Balla podczas emisji na RTL 7 musi pamiętać Armię Czerwonej Wstęgi, jeśli nie to zapewne widział anime raz i czas zrobił swoje. Chociaż, czy da się zapomnieć spektakularne pojedynki dziecka w Dragon Ballu?
Warto przypomnieć, że podczas sagi oglądanej na ekranach telewizora, nikt nie wiedział, że Goku nie pochodzi z Ziemi.
Pomysł
Po kolejnym wykorzystaniu Freezy, a również odnowieniu Broly’ego (w niesamowity sposób) nadszedł czas na Armię, której znaczna część początkowych przygód Goku została poświęcona. Gdyby doktor Gero wrócił tak po prostu, byłoby to naciągane i to zdecydowanie każdy wie. Dlatego motyw jego wnuka jest dobrany idealnie.
Możliwe, że przemawia przeze mnie własny pomysły na pisanie, w końcu wpadłam na pomysł genialnego potomka Doktora Gero kilka lat temu. Może też oglądając film, utwierdziłam się w przekonaniu, że taka fabuła jest zwyczajnie dobra.
Cieszę się też, że twórcy nie skupili się tylko na Goku i Vegecie. Właściwie na plus było to, że całość kręci się wokół Gohana, Piccolo i Pan. Mogliśmy spokojnie odpocząć od głównych postaci, poznając inne.

Kadr ze zwiastunu filmu „Dragon Ball Super: Superhero”
Superbohaterowie
Głównym motywem są superbohaterowie. Gamma 1 i 2 właśnie nimi mieli być, tylko manipulacja spowodowała, że oni i ich twórca zaatakowali naszych bohaterów. Tutaj trochę brakowało mi rozbudowania, może jakiś dodatkowych scen, kiedy dochodzi do nich, jaka jest prawda.
Mimo wszystko polubiłam Gammy, a zakończenie walki z Cellem było niesamowicie smutne.
Nowe formy
Pojawiły się nowe formy i to nie dla Goku czy Vegety, tylko dla Gohana i Piccolo. Ciekawie wykorzystany został motyw Smoka, który wydobył moc z Nameczanina, chociaż nasi bohaterowie mogliby się bardziej postarać. W przypadku Piccolo wyglądało to mniej więcej tak: muszę być silniejszy, ale po co mi dalsze trenowanie?
I oczywiście następuje wezwanie smoka i wszystko idzie gładko, jest wydobyta moc. Później pojawiają się też absurdalne życzenia Bulmy, które zdecydowanie mogłyby być pominięte.
Forma Gohana zrobiła na mnie wrażenie, może nie jakieś wielkie, ale miała w sobie coś. Tylko szkoda, że nasz bohater musi widzieć krzywdę kogoś bliskiego, aby coś osiągnąć; gdyby jeszcze za tym kryły się namiastki treningu, a nie siedzenie przed komputerem…
Uwiera mnie tylko Cell, który został pokazany zupełnie inaczej niż lata temu; twórcy nie wykorzystali możliwości tak ważnego antagonisty ze świata smoczych kul.
Podsumowanie
Dragon Ball Super: Superhero dla mnie to miłe zaskoczenie. Byłam nastawiona sceptycznie, a z kina wyszłam zdecydowanie zadowolona. Jest kilka rzeczy, które można by rozwinąć, ale są i takie, które w ogóle nie powinny się pojawić. Film jest miłą odskocznią, ale jeśli ktoś chce poczuć te same emocje towarzyszące podczas oglądania Dragon Balla kilka lat temu, to nie znajdzie ich w filmie na zadowalającym poziomie.
Serdecznie dziękujemy Cinema City za możliwość obejrzenia Dragon Ball Super: Superhero!
Jako 35 latek oglądający wszystko co było możliwe z Dragon Ball-a można obejrzeć choć Ceel troszkę nad wyraz i nie odrastają mu kończyny 😜
Artykuł pełny spoilerów, pisany przez jakąś nieogarnięta typiarke. Naaaaaapewno więcej na tę stronę nie wejdę xd