Chaos!
Bez Charlesa Xaviera i Cyclopsa na czele drużyny X-Men staje Kitty Pryde. To właśnie na jej barkach spoczywa kierowanie starymi członkami grupy i nauczanie nowych. Kiedy jednak i ona znika, w szeregi drużyny wkrada się chaos. Zapanować nad nim próbuje Jean Grey, jednak zadanie utrudnia jej fakt, że na całej Ziemi zaczynają dziać się nadnaturalne zjawiska – pojawiają się gigantyczne owady oraz członkowie grupy Dark X-Men, a do życia powracają dinozaury! W tej sytuacji homo superior mają pełne ręce roboty. Na domiar złego Angel traci rozum i jednoczy się z Magneto i Omegą Redem. Kraj zalewany jest również przed kolejne wersje Multiple Mana, a we wszystko miesza się Legion. Bohaterowie muszą czym prędzej odnaleźć źródło tych anomalii.
Nie jest dobrze
Uncanny X-Men. Upadek X-Men to komiks należący do serii Marvel Fresh. Za jego scenariusz odpowiadają Ed Brisson, Matthew Rosenberg i Kelly Thompson. Tak duża liczba autorów niestety nie wpłynęła zbyt dobrze na fabułę. O ile jej główny wątek jest ciekawy, to niestety w wielu miejscach trafiają się dziury. W jednej chwili pojawia się alternatywna, zła wersja Bestii, a już za chwilę postać ta jest zupełnie zapomniana. Wspominani są także Avengersi, którzy ponoć pomagają X-Menom walczyć ze wspomnianymi anomaliami, jednak ich wkładu w tę nierówną walkę nie widać. To tylko dwa z kilku przykładów, kiedy to wygląda, jakby ktoś poruszał wątek, z którego po chwili rezygnujemy, ale wcześniejszych przygód już nie cofamy i zostawiamy czytelnika w pewnej konsternacji. Poza tym mamy tu także mnóstwo nawiązań do przeszłości grupy i są one znaczące dla wydarzeń. Dlatego jeśli ktoś nie śledzi na bieżąco historii mutantów, może mieć problem ze zrozumieniem wszystkich wątków, a przez to zniechęcić się do dalszej lektury. A to jeszcze nie koniec minusów tego albumu. Uznano, że w tak ważnym dla X-Menów evencie powinno wziąć udział jak najwięcej dostępnych postaci. Tym samym większość z nich pojawia się praktycznie na chwilę, nie wnosi zbyt wiele do akcji i znika na kolejnych kilka stron, a my praktycznie o nich zapominamy. W tych krótkich scenach błyszczy jedynie X-23. Patrząc na osoby, które dostają więcej czasu, to praktycznie tylko Jean, Psylocke, Legion i główny rywal drużyny (oraz kilku nowych mutantów, o których zaraz powiem) pokazują tu charakter i są wystarczająco wyraziści. Dodajmy jeszcze, że cała historia jest bardzo rozwleczona i zdarzają się w niej powtórzenia niektórych akcji. Myślę, że gdyby tak skompresować ten komiks i zmniejszyć go o połowę, to byłby o wiele lepszy.
Na osłodę
Historia przedstawiona w Upadek X-Men nie jest najlepsza, ale na szczęścia nie można powiedzieć, że jest beznadziejna. Jak już wspomniałem, kilkoro uczestników tej przygody daje radę i ciągnie historię do przodu, pozostawiając dobre wrażenie. Scenarzyści postanowili także przedstawić nam paru nieco mniej znanych X-Menów, i to im się udało. Kwartet Armor, Pixie, Glob i Rockslide wypada świetnie. Od razu widać, o co walczą i jakie są ich plany. Przenosząc się do alternatywnej rzeczywistości, jeszcze bardziej nabierają charakteru i wyrastają nam na pierwszoplanowych homo superior. Jeśli twórcy dalej pójdą tym torem, to znajdą oni wielu fanów, a Marvel będzie miał z nich pożytek. Do plusów należy dodać także samo zakończenie, które pewnie niejednego czytelnika zaskoczy i mimo wszystko skusi do sięgnięcia po drugi tom. W pewien sposób miłośnicy X-Menów będą zadowoleni także ze wspominanych już odwołań do przeszłości drużyny. Scenarzyści nie zapomnieli bowiem o żadnym istotnym momencie i zachowali ciągłość komiksową.
Lepiej obejrzeć
O ile fabuła komiksu pozostawia sporo do życzenia, o tyle pod kątem wizualnym nie można mieć uwag. Za rysunki do albumu w głównej odpowiada trio R.B.Silva, Pere Pérez i Yildiray Cinar. Panowie stanęli na wysokości zadania i dali nam niezłą przygodę. Sceny walki prezentują się świetnie, a popisy Storm i Archangela oraz walka X-23 z tyranozaurem wypadają wręcz epicko! Dodatkowo w takim natłoku najróżniejszych superbohaterów udało im się nie tylko nie pogubić, ale zaprezentować każdego w taki sposób, żeby czytelnik nie miał wątpliwości, z kim mamy właśnie do czynienia. Można nawet rzec, że dali im więcej wyrazistości niż scenarzyści. Artyści zadbali także o liczne detale w tle, dzięki czemu możemy nawet na jednym z telewizorów dostrzec Red Guardiana walczącego z mamutem czy Kapitana Amerykę zmagającego się z olbrzymią ważką. Na koniec dodam jeszcze, że rysunki całej trójki nie różnią się za bardzo między sobą, przez co nie doświadczymy tu przeskoków i różnych stylów. Czy to dobrze? Myślę, że tu już każdy odbiorca musi ocenić sam.
Nowa forma
W przypadku Uncanny X-Men. Upadku X-Men warto poświęcić także kilka słów samemu wydaniu. Egmont znowu nas nie zawodzi. Przede wszystkim już na początku dostajemy krótkie wprowadzenie do historii i przypomnienie wcześniejszych wydarzeń. Znajdziemy tu także przedstawienie najważniejszych postaci, co znacznie ułatwi nam czytanie, a być może także uzupełni wiedzę na temat X-Menów osób mniej interesujących się poczynaniami tego teamu. Mamy tu także pewną nowość. Dotychczas alternatywne okładki dostawaliśmy zawsze na końcu albumu. Tym razem znajdują się one pomiędzy poszczególnymi rozdziałami. To dobre rozwiązanie, ponieważ przez to łatwiej dopasować nam rysunki do konkretnych wydarzeń.
Szału nie ma
Uncanny X-Men. Upadek X-Men to komiks nierówny, który pod wieloma względami rozczarowuje. Ma zbyt wiele dziur fabularnych, powtórzeń i jest zbytnio rozwleczony. Tylko kilkoro bohaterów trzyma w nim całkiem niezły poziom, reszta niestety nie zapadnie nam w pamięć. Dużo lepiej wypada pod względem wizualnym, a i samo wydanie można pochwalić. To, co z kolei udało się scenarzystom, to zakończenie. Jeśli już dobrniemy do ostatnich stron, to okaże się, że dzieje się tam coś, co powinno nas skusić do sięgnięcia po drugi tom.