Fabuła z perspektywy laika
Seiya, młody osierocony chłopak, bierze udział w walkach w klatce, z bliżej nieokreślonego powodu. Tam właśnie niechcący ujawnia swoje cosmo, kosmiczną energię Rycerzy Zodiaku, dzięki czemu znajdują go chcąca wyssać z niego moc Guraad i Alman, który zamierza go trenować. Oczywiście okazują się oni byłym małżeństwem. Przybrana córka Almana i Guraad jest ludzkim wcieleniem bogini Ateny, i to ją właśnie mają chronić tytułowi Rycerze Zodiaku. Tak, jest to równie niejasne i konfundujące w filmie. Niby mamy na początku jakiś animowany wstęp mający widzowi nakreślić tło akcji, ale niestety pozostawia on dalej wiele luk, które nie zostają wypełnione w tej części potencjalnej serii filmowej. Jak działają Rycerze? Czy inni bogowie też mają własnych? Jak Rycerz Feniksa zdobył zbroję, skoro Seiya musiał w pełni oddać się Atenie, by dostać swoją? Czy Złoty i Srebrny Rycerz to osobne kategorie Rycerzy, czy może jakieś poziomy? Cóż, miejmy nadzieję, że powstaną kolejne części, które odpowiedzą na te pytania.

Kadr ze zwiastuna filmu „Rycerze Zodiaku”
Wierność to miecz obusieczny
Wiemy, jak to jest z adaptacjami anime do filmów live-action, pamiętamy takie perełki, jak Dragon Ball: Ewolucja, Death Note czy Avatar: Ostatni Władca Wiatru. Czy Rycerze Zodiaku zaliczają się do tej samej kategorii? I tak, i nie. Z jednej strony mamy prawie wyłącznie amerykańską obsadę, gdzie najjaśniej świecą gwiazdy Seana Beana i Famke Janssen. Jedynie główny bohater zachowuje swoje oryginalne japońskie imię, Seiya, nawet jego siostra została przechrzczona na Patricię. Jeśli wierzyć fanom oryginalnej serii, film nie idzie tym samym torem co ich ukochane anime z dzieciństwa. Ciężko powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. Z drugiej strony odczuciem film przypomina anime. Sam fakt, że Seiya przez prawie cały film jest w tej samej koszulce, jest bardzo kreskówkowy. Efekty, sceny walki, zbroje – wszystko to przywodzi na myśl rysunkowe bajki z dzieciństwa, więc ten czynnik nostalgii uprzyjemnia oglądanie.
Obsada gwoździem do trumny
Niestety, ale nawet Sean Bean nie był w stanie uratować tego filmu. Główne postacie, czyli Rycerz Pegaza Seiya oraz Sienna, wcielenie Ateny, są co najmniej nietrafione. Chłopak jest ładny, może odrobinę zbyt mocno pomalowany, ale jego gra jest co najwyżej do przeżycia. Chemii między nim a Sienną się nie uświadczy, odbywają między sobą dokładnie trzy rozmowy, zanim Seiya postanawia jej bezgranicznie ufać. Grająca Siennę Madison Iseman wygląda w filmie zdecydowanie zbyt dojrzale jak na 18-latkę, widać to zwłaszcza w przybliżeniu na jej makijaż. Do tego jako Atena chyba podkradła perukę Mal z drugiej części Disneyowskich Następców, a to o czymś świadczy. Postać Guraad, przybranej matki Sienny i głównego czarnego charakteru w Rycerzach Zodiaku, jest bardzo płaska, a jej motywacja do zniszczenia Ateny wydaje się wręcz małostkowa. Jedna z ostatnich scen, gdy Sienna przemienia się w Atenę i niszczy wszystko, bo „jest boginią wojny”, komicznie wręcz przypomina moment z X-Men: Ostatni Bastion, kiedy to tylko Wolverine mógł się dostać do Jean, która jako Feniks niszczyła wszystko wokół. Tutaj zamiast Wolverine’a niestety mamy Seiyę, który prawie nie cierpi, przedzierając się do Sienny, i nie zabija jej jak w X-Menach, tylko strzela mowę motywującą, jaka to Sienna nie jest silna i dobra. Najwyraźniej tyle wystarczyło, by Sienna wróciła do siebie i wszyscy byli szczęśliwi
Za możliwość obejrzenia filmu Rycerze Zodiaku dziękujemy sieci kin Cinema City!