Znikąd nie wziął się mem, gdzie hardkorowy gracz po zdobyciu ultra wypasionego sprzętu, zdolnego uciągnąć najnowsze i najbardziej wymagające produkcje, zostaje zapytany o to, czy będzie teraz grał w najświeższe gry. On odpowiada, że nie, że będzie grał w starsze, ale szybciej. Coś w tym musi być, bowiem wielu osób, których głównym hobby jest granie w gry komputerowe, mało interesuje śledzenie dat premier i granie w najnowsze tytuły. Szereg spośród nich, gdyby takich ludzi zapytać, w co aktualnie grają lub najbardziej lubią grać, odpowie, że w gry mające premierę wiele lat temu. Dlaczego? Dlaczego hardkorowi gracze wciąż wracają do starszych gier? Czy gry były kiedyś lepsze?
Aby obiektywnie ocenić i poszukać odpowiedzi na powyższe pytanie, trzeba rozpatrzyć kilka aspektów. Najbardziej rzuca się w oczy rzecz oczywista i najłatwiejsza do ocenienia – postęp technologiczny. Z całą pewnością na tej płaszczyźnie bezkonkurencyjnie zwyciężają tytuły nowe, deklasując starszą konkurencję. Grafika, fizyka, wykrywanie kolizji, animacje, szczegóły oprawy, efekty pogodowe, cykle dnia i nocy, destrukcja otoczenia i wiele innych oraz ich wpływ na postaci, przeciwników i tak dalej. W tym segmencie nie ma co porównywać gier nowych i starych, ponieważ nawet nowsze odsłony danych serii pozostawiają starsze daleko w tyle. Technologia oraz sprzęt do jej przedstawiania zmysłom odbiorców stale idzie do przodu, aktualnie szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Sprzęt oraz same gry technologicznie starzeją się właściwie z miesiąca na miesiąc. To dowodzi tylko tego, jak wielki dokonuje się postęp i to na naszych oczach. Gry są coraz ładniejsze, coraz płynniej działają, mają coraz więcej szczegółów. Sprawia to, że nawet nie tyle po zagraniu, co zobaczeniu gry nowej, nie mamy ochoty wracać do starszych, ponieważ grafika kole w oczy, bo postacie nie poruszają się tak płynnie i tym podobne.
Pomimo to wracamy do starszych tytułów. Wiemy już, że nie dzieje się to za sprawą technologicznej strony gier. Mówi się, że starsze gry mają innego ducha niż te nowe. Niosą ze sobą inne uczucia, nie tylko nostalgii za minionymi czasami, bo kiedyś było lepiej. Całokształt tego, co oferowały, miał inny wydźwięk niż teraz. Wiele gier z segmentu AAA, które dzisiaj powstają, są co prawda dziełami sztuki, ale takimi, które pozwalają się ukończyć bez wysiłku ze strony gracza. Stanowią świetne rozwiązanie dla zmęczonych po całym dniu pracy dorosłych, chcących zrelaksować się przy komputerze lub konsoli, albo dla fantastów, którzy wolą chłonąć historię i przygody bez pocenia się przy ubijaniu bossów. W związku z tym, że starsze gry oferowały zdecydowanie mniej pomocy w postaci mapy, HUD-a, możliwości zmiany poziomu trudności rozgrywki na bieżąco czy jasnych wskazówek od NPC-ów, były dla graczy większym wyzwaniem. Internet nie został jeszcze tak rozpowszechniony, przez co ciężko było znaleźć pokaz, jak coś przejść, bądź przeczytać w solucji. Niektóre dzisiejsze studia kontynuują ten trend, jak choćby seria Dark Souls, Sekiro czy im podobne. Przez to, że gry były bardziej wymagające, wywoływały więcej emocji z samego faktu ich przechodzenia. Dawały więcej satysfakcji, sprawiały, że ukończenie niektórych etapów stawało się tryumfem i powodem do świętowania. Wszystko to sprawiało, że kult przechodzenia gier był czymś więcej, niż zdarza się to dziś, gdy przejście gry równoważy się z przeczytaniem książki lub obejrzeniem filmu, zwłaszcza w kulturze youtuberów – zagrajmerów, gdzie w serwisie można obejrzeć przejście całej gry.
Nie można jednak stwierdzić, że powyższe sytuacje miały miejsce w stu procentach przypadków. Taki był ogólny schemat. Wiadomo, że nie wszystkie produkcje powstające dawniej i dzisiaj się w niego wpisują. Faktem jest jednak, że gry powstające dawniej poprzez ograniczenia technologiczne były trudniejsze w opanowaniu, bardziej toporne i bardziej wymagające. Czy to znaczy, że były lepsze? Niekoniecznie, ponieważ niejednokrotnie były trudne niesprawiedliwie i złośliwie. W tym drugim przypadku jednak, to znaczy gdy gry były trudne w sposób satysfakcjonujący, można odnosić wrażenie, że przygotowywano je wkładając w nie więcej serca niż dzisiaj. Aktualnie stworzenie gry nie jest niczym trudnym. W sieci można znaleźć setki poradników, na Steamie czekają gotowe assety do produkcji. Dzięki temu wiele powstających dzisiaj tytułów jest tworzonych na przysłowiowe ,,odwal się”. Twórca, którego nie sposób nazwać artystą, umieszcza przygotowanego na kolanie w godzinę gniota za dwa złote i czeka, aż znajdzie się jakiś naiwniak skuszony barwnym opisem czy okładką. Dawniej nie było takich możliwości ani produkcji gier, ani ich dystrybucji. W związku z tym, twórcy dbali nie tylko o to, by ich gry były jak najlepiej przygotowane i zoptymalizowane, ale także o całą otoczkę skupioną wokół ich dzieła. Dzisiaj dla wielu kolekcja gier to zbiór obrazków w wirtualnej bibliotece. Jeszcze kilka lat temu deweloperzy przygotowywali piękne, tekturowe pudełka, a oprócz samej gry na płycie, lub nawet kilku, w zestawie umieszczano szereg gadżetów. Każde pudełko z grą było czymś wyjątkowym, funkcjonowało jak dzisiejsze nieco uboższe edycje kolekcjonerskie. Co więcej, gry jako produkty w tych pudełkach były kompletne. Nie było mowy o aktualizacjach, gigabajtach do pobrania po instalacji, omijało się tym samym wiele problemów na starcie zabawy.
Zdarza się też, że nowe odsłony różnych serii podążają zupełnie innymi torami, niż te starsze, które odnosiły sukcesy. Twórcy zmieniają gatunek gier, sposób rozgrywki, odchodząc od schematów, za które docenili je gracze. Wiąże się to z pogardą dla nowszych odsłon, gdyż odbiorcy chcieli więcej tego, co im się spodobało, bez zmieniania formuły. W ten sposób nowe odsłony wyraźnie tracą w odniesieniu do starszych.
Wróćmy jednak do samych gier. Dodając do powyższego, dość wyśrubowanego z różnych powodów poziomu trudności, klimat w postaci muzyki, ręcznie malowanych grafik do ekranów ładowania, przygody i historie z prawdziwego zdarzenia, dostajemy dzieło mocno zapadające w pamięć pod wieloma względami. Wielu z graczy często nie jest w stanie sobie przypomnieć imion bohaterów czy nazw miejsc, które odwiedzają w nowych grach. Lecz obudzeni o pierwszej w nocy i zapytani, jak nazywał się łucznik – łowca dinozaurów czy ile można zbudować poziomów Gildii Magów w Inferno albo w jaki sposób można dostać się do Khorinis, odpowiedzą bez zastanowienia. Według niektórych graczy dawniej gry były bardziej miodne, ciekawsze. Niosły ze sobą więcej treści w swojej fabule. Pozwalały na więcej możliwości jej zakończenia, a także trzymały fason do samego końca. Mam tutaj na myśli budowanie napięcia przez całość rozgrywki w poszczególnych odsłonach, nie wywalając się i nie rozwalając sobie głupiego ryja u finału (tak, Mass Effect, patrzę na ciebie).
Nowe gry są zazwyczaj świetnymi produkcjami, lecz pod względem zapadania w pamięć na długie lata i ryciu swoich detali w zwojach mózgowych odbiorców oraz ilości serca i artyzmu włożonego w tytuł, mogą ustępować tym starszym. Dowodzi tego także szereg porównań internetowych, gdzie gracze wymieniają spostrzeżenia, czego nowej części danej serii brakuje, a co występowało w starszej. Znaczna ilość graczy twierdzi wprost, że dawne odsłony nie tylko mogą być, ale po prostu są lepsze niż nowe. Moim osobistym zdaniem, pod pewnymi względami gry starsze mogą być lepsze, pod pewnymi nie mają na to cienia szansy. Jednakże ilu graczy, tyle opinii. Pomijam w tym wywodzie oczywiste crapy, bowiem wtedy niczemu by on nie służył. A Wy jak sądzicie? Gry starsze były lepsze?
I oczywiście Kapitan Pazur, jak mogłem zapomnieć!
Nie mam pojęcia, czy gry były kiedyś lepsze, ale teraz w ogóle w nic nie gram, dlatego naturalnie mam ogromny sentyment do tych z dzieciństwa – Heroes 3, 4, Robin Hood Legemda Sherwood, Crock – długo by wymieniać.