Jak już wspomniałem, Czarny Pryzmat to pierwsza część sagi Powiernik Światła, opiewającej perypetie potężnej rodziny Guile. Jej czołowym przedstawicielem jest Gavin – tytułowy Czarny Pryzmat, czyli osoba potrafiąca krzesać kolory z całego spektrum światła bez uszczerbku na zdrowiu dopóki nie zacznie tracić kolorów. Tutaj muszę pokrótce wprowadzić was w meandry magii świata Weeksa. Stworzył on system, gdzie podstawową cegiełką czarów jest kolor (od nadfioletu po podczerwień). Wytwarza się z niego luksyn, czyli budulec, który w zależności od zabarwienia różni się właściwościami. Osoby mogące tworzyć ten materiał nazywa się krzesicielami lub chromatami. Występują też dichromaci i polichromaci, czyli magowie mogący wykorzystywać więcej niż jedną barwę. Skutkiem ubocznym tej magii jest rozrost kolorowego halo, które po pęknięciu sprawia, że czarodziej wariuje i staje się niestabilnym kolorakiem. Wyjątek od tej reguły to właśnie Pryzmat, gdyż w jego oczach nie odkłada się kolorowe halo i może on krzesać, ile chce.
Gavina Guile uznaje się za jednego z najpotężniejszych Pryzmatów jacy urodzili się w świecie stworzonym przez Weeksa. Panuje już od szesnastu lat i wie, że zostało mu co najwyżej pięć. Do tego protagonista dowiaduje się, że ma nieślubnego syna – Kipa, spłodzonego w trakcie wojny, którą toczył przeciw młodszemu bratu (także Pryzmatowi). Od tego momentu zaczyna się istna jazda bez trzymanki. Jesteśmy świadkami rzucania potężnych zaklęć, jednej wielkiej bitwy i rozterek wewnętrznych głównych bohaterów, czyli Gavina, Kipa i Karris (ukochanej Pryzmata). Gdzieś tam pojawia się twist fabularny, który sporo zmienia i nie pozwala spojrzeć tak samo na postacie .
Moje odczucia po przeczytaniu książki są pozytywne. Jednakże mam kilka zastrzeżeń, z czego głównym jest właśnie wspomniany wyżej twist. Pojawia się zbyt szybko, co uniemożliwia nam zżycie się z bohaterami do tego stopnia, by jego wprowadzenie zniszczyło nasz światopogląd. Innym dość istotnym problemem okazuje się sam Gavin Guile. Jest po prostu za potężny. Owszem, można przewidywać, że straci swoją pozycję, ale to i tak nie zmienia faktu, iż to prawdopodobnie najpotężniejszy protagonista pojawiający się w powieściach fantastycznych.
Od strony graficznej właściwie nie mam książce nic do zarzucenia. Pozycja została wydana w miękkiej oprawie ze skrzydełkami. Na przedniej okładce pokazano zakapturzonego wojownika z mieczem, którym może być Gavin, a na tylnej poza reklamą innych pozycji Brenta Weeksa odnajdujemy krótkie wprowadzenie w fabułę. W środku mamy dość szczegółową mapę świata, co uważam za bardzo duży plus. Jedynym, do czego muszę się doczepić, jest korekta. Wydawnictwo, moim zdaniem, winno zatrudnić lepszego edytora. W tekście roi się od literówek i chochlików drukarskich. Mierzi to strasznie, ale nie przeszkadza odczuwać frajdy z czytania.
Podsumowując, Czarny Pryzmat to kawał dobrego fantasy. Książka ta ma wszystko to, co powinna mieć powieść tego gatunku. Fabuła, bohaterowie, magia i dynamika – to razem wpływa na mój końcowy werdykt. Z czystym sercem zapraszam was do lektury.