Początkowo film Yattaman miał zagościć w cyklu Filmy tak złe, że aż dobre, ale po obejrzeniu go raczej należałoby go określić jako film dziwny. Czy warto więc usiąść do filmowej adaptacji japońskiego anime? Przekonajcie się sami.
O Yattamanie słów kilka
Yattaman to film produkcji japońskiej, który swoją premierę miał w marcu 2009 roku. Jest to adaptacja anime o takim samym tytule. Polscy widzowie wersję animowaną znają doskonale. Niemal każdy, kto żył w latach 90 i posiadał kanał Polonia 1, musiał słyszeć o Gan-Chanie, Janet, Bandzie Drombo i Yatta-robotach. W samej Japonii bohaterowie znani są od 1977 roku a ich popularność jest na tyle duża, że po 31 latach powstał także remake tego klasycznego już serialu.
Japończycy byli zachwyceni
Pierwsza próba nakręcenia filmowej wersji przygód Yattamana miała miejsce na przełomie XX i XXI wieku. Jednak szybko okazało się, że próba odwzorowania robotów występujących w filmie, była na tyle nieudolna, że szybko z pomysłu zrezygnowano. Szybki rozwój kina i efektów specjalnych, sprawił, że kilka lat później spróbowano raz jeszcze. Tym razem Nikkatsu dało zielone światło i zaczęto kręcić. Zdjęcia trwały ponad rok. Reżyserem filmu został Takashi Mikke, który miał na swoim koncie takie filmy jak Gra wstępna, Miasto zagubionych dusz, Żywi lub martwi, Nieodebrane połączenie czy Sukiyaki Western Django. Do głównych ról wybrano natomiast Sho Sukaraia, Saki Fukude, Kendo Kobayashiego i Katsuhise Namase. Największą gwiazdą była jednak słynna aktorka, piosenkarka i modelka, zwyciężczyni nagrody dla najlepszej aktorki podczas Yokohama Film Festival, znana z filmów Ring 2, Lalki czy Kamikaze Girls, Kyōko Fukada. W filmie mogliśmy także usłyszeć znanego japońskiego lektora, Kōichi Yamadere, który swego głosu użyczał w takich anime, jak Pokemon, Dragon Ball Z, Cowboy Bebop czy Ghost in the Shell. Yattaman czy też oryginalnie Yatterman przyjął się w Kraju Kwitnącej Wiśni doskonale. Jeszcze kilka tygodni po premierze znajdował się na szczycie list najlepszych wyników kasowych. Zdobył także nagrodę Błękitnej Wstęgi przyznawaną przez Stowarzyszenie Krytyków Filmowych w Tokio dla najlepszej aktorki drugoplanowej.
I znów zaczyna się elektroniczna wojna!
Jeśli ktoś oglądał kiedykolwiek Yattamana to fabułę mogę opisać tak: film to trzy sklejone ze sobą odcinki z kilkoma dodatkami. Jest kilka różnic, ale niezbyt wiele. I już wiecie o czym mówię. Jednak dla mniej wtajemniczonych opiszę, o co w tym wszystkim chodzi. Zaczynamy mocno i z przytupem, bo od razu wchodzimy na pole bitwy, gdzie Yatta-pies walczy z jednym z robotów Bandy Drombo. Szybko przedstawione nam zostają także postaci. Jest więc strona dobra, drużyna Yattamana czyli Gan-chan znany jako Yatta 1, Ai-chan (z Polonii 1 znacie ją jako Janet), zwana Yatta 2 i ich robot-kostka do gry Omocchamy (Polskim fanom bardziej znany jako Robbie Robbie). Po stronie zła stoją natomiast Boyakki, Tonzler i oczywiście przepiękna Miss Dronio. Walka kończy się zwycięstwem dobrych i charakterystyczną czaszką na tle nieba. Dowiadujemy się, że obie strony pragną kamienia Dokuro, który to ma dać… cóż, są różne wersje. Jest mapą do skarbów, spełnia życzenia, daje władzę nad światem – można sobie wybrać. Jest on podzielony na cztery fragmenty i trzeba je odnaleźć i połączyć. Oczywiście Yatta-team ma zamiar wykorzystać artefakt do dobrych celów. Ich przeciwnicy pragną go zdobyć dla swojego szefa, samozwańczego króla złodziei Dokurobeia. To właśnie on wie, gdzie znajdują się kolejne kawałki Dokuro-stone. W międzyczasie poznajemy postać nie pokazywaną nigdy w anime. Jest to archeolog dr Keiada, który także tropi magiczny kamień. Na jego drodze staje sam Dokurobei i… najwyraźniej wciąga tyłkiem w samego siebie? To dziwna scena, trudno stwierdzić co tam się stało, wybaczcie. Jego córka, także nieznana nam z animacji, Shoko, prosi o pomoc w odnalezieniu ojca Yattamana.
Kolejny sceny są żywcem wycięte z serialu. Banda Drombo zakłada sklep, w którym naciąga klientów (w tym trzy osoby, które w rzeczywistości podkładały w wersji z 1977 roku głos pod Dronio i Tonzlera oraz reżyser wersji animowanej) i buduje nowego robota, którym wyrusza na poszukiwania kamienia, dostaje łupnia od Yattamana, tyle, że tym razem w walce ginie Yatta-pies, którego podniecił widok robota-przeciwnika i mało co a doszłoby do mecho-porno… Po tej stracie, Gan-chan buduje Yatta-Króla. Przeżywamy jeszcze raz to samo, czyli sklep, wskazówki na temat kamienia, wyprawa i walka złych z dobrymi. W międzyczasie dostajemy wątek doskonale znany fanom serii, czyli zauroczenia Miss Dronio i Yatta 1. Przy okazji odnajduje się także pan archeolog (to kolejna bardzo dziwna scena). Ciekawe jest natomiast ostateczne starcie, gdzie Dokurobei okazuje się oszustem, który zdradził nawet swoją drużynę. Mocno zirytowane tym faktem Trio-Drombo wspiera Yatta-team w walce z nim i ostatecznie go pokonuje. Później drogi wszystkich rozchodzą się. Banda Drombo idzie w różnych kierunkach, choć ich drogi i tak się łączą, archeolog z córką podążają …gdzieś, nie wiemy jednak gdzie. Sam Yattaman natomiast wraca do domu na Yatta-królu, a lektor mówi nam, że będzie on zawsze strzegł sprawiedliwości i bronił słabszych. I to koniec.
To nie jest mój Yatta 1!
Porównując film i animację widać bardzo wiele podobieństw. Reżyser i scenarzysta zadbali o mnóstwo szczegółów znanych z anime. Oprócz wspomnianych już kar dla Bandy Drombo, wątku miłosnego między Dronio i Gan-chanem, karami czy mini-robocikami, mamy tu też komentatora walk robotów, mały szkielecik tłumaczący nam jak działa kość wzmacniająca, piosenki z pierwotnej wersji, rozbieranie Miss Dronio, a nawet „świnkę wchodzącą na drzewo kiedy jest chwalona”. Jak już wspomniałem, kilka ze 108 odcinków serii animowanej połączone w film. Niestety, są też te dziwne i niepokojące wręcz sceny wchodzenia do tyłka czy seksu robotów. Najgorszy jest jednak sam Yatta 1. Był to bohater, który zawsze stał na straży prawa i porządku. Zabawny, mądry, sprawiedliwy. Taki Zorro z robotami czy częściej żartujący Kapitan Ameryka. Tymczasem film robi z niego kretyna. Potrafi budować wspaniałe roboty, ale niektóre rzeczy trzeba mu tłumaczyć po kilka razy. Brak mu charakteru. Potyka się niemal o własne nogi. Jego głupotę widać gdy próbuje rzucić zbyt duży i ciężki wzmacniacz Yatta-królowi. Jest wybuchowy. Potrafi uderzyć Ai-chan. Przy transformacji jest jak dzieciak, który chce założyć kostium Yattamana i pobiec do kolegów się pochwalić. To nie jest ten bohater, którego znamy z Polonii 1. To jakaś dziwna parodia, która do mnie nie przemawia i drażni. Również postać Dokurobeia różni się od tej z serialu. Króla złodziei wprawdzie zazwyczaj nie widzieliśmy lub pokazane były tylko jego plecy, jednak miał dość ludzki kształt. Fakt, na końcu okazało się, że było tylko przebranie, a sam szef Bandy Drombo był właśnie czaszką i kosmitą. W filmie widzimy go bardzo wcześnie i wygląda… właściwie nie wiem go opisać. To postać z wielką czachą zamiast głowy. Dopiero na końcu jest jak ten z kreskówki. Wcześniej to znów jakaś parodia.
Yatta! Yatta! Yattaman!
Mamy dziwne sceny, a nasz główny bohater odbiega mocno od oryginału. Na szczęście pozostałe postaci zostały wiernie odwzorowane. Cieszą sceny z anime, fajne roboty i przeniesione na ekran detale, znane z animacji. Osoby nie znające Yattamana mogą nie być zainteresowane filmem lub wyda im się on głupi, a może nawet nudny. Wszak dostajemy trzy razy niemal te same sceny tylko w innych sceneriach. Ale fani serii dobrze wiedzą, że tak to wyglądało. 108 odcinków i każdy taki sam. Tylko sklep, roboty i kara były inne. Ale pewnie za to kochaliśmy tą bajkę z Polonii 1. Jeśli więc i wy lubiliście przygody Yattamana to obejrzyjcie jego wersję kinową. Powrócą wspomnienia, a wy będziecie się dobrze bawić. I tylko kilka scen was zniesmaczy. I zignorujcie Yatta 1, to tylko jakaś podróbka naszego odważnego wojownika Yattamana, dzięki któremu zło nigdy nie zatriumfuje. Przekonajcie się sami. Yatta! Yatta! Yattaman!
Niedawno powróciłem do filmu, ale dla mnie to niestety filmowe nierozumienie, które zestarzało się tak mocno, że nawet sam zwiastun odstrasza mnie jako widza. Fanem tego anime nie jestem wiec zapewne też dlatego trudno mi się doszukiwać żadnych plusów.