Wszyscy doskonale znamy origin Batmana. Rodzice Bruce’a zostali zastrzeleni w Crime Alley na jego oczach. Gdyby nie ta tragedia, życie chłopca z pewnością wyglądałoby zupełnie inaczej. Na zawsze zmieniony przeżytą traumą poświęca swoje życie, by walczyć z przestępczością w Gotham. Choć to obecnie ikoniczna postać superbohatera, w końcu nadano mu przydomek Mrocznego Rycerza, nie jest on człowiekiem wolnym od wad.
Tęsknię za mamą i tatą!
Zgorzknienie i problemy z komunikacją widać szczególnie w kontaktach Bruce’a z Alfredem. Lokaj wychowywał panicza, jak zwykł nazywać chłopca, od śmierci Thomasa i Marthy Wayne’ów, całkowicie poświęcając się temu zadaniu. Pennyworth asystował Batmanowi wielokrotnie, zszywał jego rany, naprawiał kostium, a nawet pilnował, by obrońca Gotham pamiętał o posiłkach (aż się prosi przywołanie sceny z Lego Batman: Film). Niestety niejednokrotnie Bruce, pomimo pozytywnych uczuć do Alfreda i poczucia więzi z nim, traktuje swojego tak naprawdę przybranego ojca przedmiotowo. Właściwie nigdy nie chce słuchać jego rozsądnych rad, za każdym razem uważając, że sam wie lepiej. Taki trochę z niego uparty nastolatek. A pamiętajmy, że przy swoim opiekunie Mroczny Rycerz nie musi udawać zepsutego milionera, którego nie interesuje nic poza dobrą zabawą i kobietami…
Bruce nigdy nie pogodził się ze śmiercią rodziców. Bardzo lubię komiks, w którym złoczyńcy z Azylu Arkham próbują zmusić mężczyznę do odbycia terapii. Ponadto dręczące Batmana mommy issues zgrabnie wykorzystali twórcy filmu Batman v Superman: Świt sprawiedliwości. W końcu wielu złośliwców nazywa Człowieka Nietoperza Emo z DC.
Te sierotki są takie smutne, wezmę je do drużyny, żeby noc w noc narażały swoje życie dla dobra Gotham!
Przyjmowanie młodych adeptów do batrodziny to temat rzeka! Zaczęło się niewinnie od Dicka Graysona, który stracił rodziców w tragicznych okolicznościach. Choć w jego przypadku przygarnięcie chłopca przez Batmana jeszcze miało sens. W końcu po pierwsze czuł się winny temu, co spotkało akrobatów, a po drugie Dick był już świetnie przygotowany pod względem fizycznym, wystarczyło go jedynie wyszkolić w walce wręcz i pracy detektywa. Jak zapewne wiecie, nastoletni Grayson pełnił najpierw funkcję Robina, a później stał się Nightwingiem. Oczywiście zdarzało się, że musiał zastąpić swojego mentora w jego obowiązkach, jednakże nigdy nie udało mu się przerosnąć mistrza.
Pamiętacie może, że w komiksach Bane złamał Batmanowi kręgosłup? Akcja nie potoczyła się jednak tak jak w filmie Nolana. Miejsce Bruce’a czasowo zajął Azrael (Jean Paul Valley), o którym mam wrażenie, że obecnie się już nie pamięta. Ten superbohater co prawda jedynie współpracował z Mrocznym Rycerzem i nigdy oficjalnie nie należał do batzespołu, jednak moim zdaniem zasługuje na honorowe wyróżnienie.
Jak już wspomniałam, w przypadku Dicka Graysona motywy Batmana są zrozumiałe. Sposób, w jaki wprowadzono do komiksów Jasona Todda, Robina numer dwa, też w miarę odpowiada schematowi (czyli biedna bezbronna sierotka zostaje przygarnięta pod skrzydła Bruce’a). Jednak za diabła nie potrafię pojąć, dlaczego po śmierci Todda, która niemalże zniszczyła Batmana, mściciel nie dotrzymał obietnicy danej samemu sobie, by nigdy więcej nie angażować wspólników. Ten motyw zresztą wielokrotnie przewija się w komiksach.
Batman kilka razy odpycha od siebie swoich przyjaciół, by ich chronić. Woli nieść cały ciężar walki z przestępcami na własnych plecach, niż pozwolić na wyrządzenie krzywdy jego najbliższym. Świat jednak nie jest idealny, Barbara zostaje postrzelona przez Jokera, przez co musi poruszać się na wózku inwalidzkim, Alfred traci rękę… Krzywdy doznane przez członków batrodziny piętrzą się. Mimo to jej członkowie wciąż chcą pomagać swemu mentorowi, a on co jakiś czas, wręcz cyklicznie, odpycha ich od siebie. Tę grupę społeczną zdecydowanie wiążą bardzo skomplikowane relacje. W kontraście do superzespołu (Superman, Supergirl i reszta) wypadają wręcz mrocznie.
Batman chce pomóc tym niewinnym sierotkom, które zgarnął z ulicy (a lista takich dzieciaków wbrew pozorom jest bardzo długa). Nie do końca bierze za nich odpowiedzialność. Zamiast wypracowywać pewne kwestie, jak choćby agresję Jasona czy Damiana, bohater ucieka w „pracę”. A historia już pokazała, że to się może źle skończyć.
To JA jestem najlepszy!
Batman nie potrafi otrząsnąć się z szoku związanego ze śmiercią rodziców, nie uczy się na swoich błędach i wciąż przyjmuje (choć w różnych okolicznościach) nowych członków do batrodziny. Jednak czy zauważyliście, że żaden z jego współpracowników nie staje z nim na równi? To zawsze Batman musi być najsilniejszy, najlepszy i najmądrzejszy. Nightwing bez niego wydaje się zachowywać jak ślepiec we mgle. Niby próbuje swoich sił w pojedynkę w Bludhaven, jednak nie zyskuje tam takiego statusu, jak Mroczny Rycerz w Gotham.
Zresztą jeśli widzieliście wspomniany Lego Batman: Film, wiecie już wszystko o kompleksach i niedociągnięciach superbohatera. Zostały one tam wręcz po mistrzowsku wytknięte, za co twórcom należą się ogromne brawa! Zatem jak widzicie mściciel nie jest osobą wolną od wad. Ale to dobrze! Dzięki temu możemy się z nim identyfikować. Choć ja myślę, że Batman jest raczej symbolem, swoistym drogowskazem. Pokazał nam, że warto walczyć o to, w co wierzymy, i nie poddawać się złu tego świata. Nieważne czy ma ono twarz konkretnego złoczyńcy.