Nadszedł wreszcie czas, kiedy do rąk wpadła mi druga część przygód Franka Castle’a wydanych pod szyldem MAX Comics. Nie powiem, czekałem na kontynuację losów mściciela w czarnej koszulce z czaszką, a moje emocje z tym związane sięgały zenitu. Już na wstępie mogę stwierdzić, że komiks nie zawodzi. Ale jaki jest naprawdę? Zapraszam do recenzji.
Krew, bluzgi i seks
Seria MAX Comics została z założenia przeznaczona dla dorosłych, więc takie rzeczy jak nagość, krew i bluzgi nie powinny nikogo dziwić. Mimo to zetknięcie się z tym albumem może być szokiem nawet dla najbardziej nieczułego osobnika. Cała historia opowiedziana w tym tomie wręcz kipi przemocą. Niemal na każdej karcie ktoś komuś wyłupuje oczy, podrzyna gardło czy przestrzeliwuje czaszkę. Niby drastyczne, ale ma swój urok i bardzo dobrze obrazuje fabułę, a jest ona krwawa.
W pierwszej części obserwujemy Punishera, jak ten na zlecenie Nicka Fury’ego usiłuje odnaleźć córkę zabitego naukowca będącą nosicielką pewnego bardzo niebezpiecznego wirusa. Z kim przyjdzie mu się zmierzyć? Z Mateczką Rosją rzecz jasna. Praktycznie pośrodku Syberii, w bazie z pociskami atomowymi, rozgrywa się jedna z najbardziej krwawych opowieści, jakie dane mi było czytać. Frank Castle nie morduje tutaj kilku osób, tylko wyrzyna całe bataliony wrogiego żołdactwa. Trupy można liczyć w dziesiątkach zabitych na naprawdę różne sposoby.
Druga historia zabiera nas do Nowego Jorku. Okazuje się, że niejaki Nick Cavella zbezcześcił groby rodziny Punishera. Ten owładnięty żądzą zemsty rozpoczyna swą krwawą wendettę niepomny, że naraża się przez to na poważne niebezpieczeństwo. Czy zatem będzie to koniec mściciela? Nie mogę wam tego napisać, ale powiem, że na horyzoncie widać byłą więzień i agentkę CIA, którą coś łączy z Punisherem. Jaki będzie jej wpływ na losy Franka Castle’a? Przeczytajcie sami.
Miażdżące odczucia
Nie spodziewałem się, że komiks ten wzbudzi we mnie tyle emocji. Ilość przemocy i brutalności, którymi ten album wręcz emanuje, sprawiła, że naprawdę zacząłem się zastanawiać, czy potrzebne jest aż tyle sadyzmu (nie bójmy się tego słowa). Pod kątem mnogości krwi i flaków bije na głowę pierwszą część. Ba, okazuje się on najkrwawszym komiksem, jaki dane mi było czytać. Czy to dobrze? Zależy jak patrzeć. Jako narzędzie do obrazowania fabuły sprawdza się wyśmienicie, ale nic poza tym. Odnoszę wrażenie, że scenarzystom nieco zabrakło pomysłu i puste miejsca zapełnili czystą brutalnością. O ile pierwszy tom można by dać do przeczytania młodszym osobom, tak ten trzeba przed nimi trzymać w zamknięciu. Nie wiem, jaka będzie trzecia część, ale mam nadzieję, że lepsza od tej i z mniejszą ilością przemocy.
Graficzny majstersztyk
Jakkolwiek ilość przemocy osiągnęła poziomy absurdu, to została ubrana w tak nieziemskie grafiki, że nie mogę o nich napisać złego słowa. Rysownicy znowu stanęli na wysokości zadania. Dali nam obrazy swym mrokiem odpowiednio pasujące do brzmienia całej historii. Każda plansza to po prostu graficzn majstersztyk. Nic tylko oglądać. No i oczywiście okładki utrzymane w klimatach noir. Za grafiki, za ilustracje po prostu warto zapoznać się z Punisherem. Mrok emanujący z tego tomu mogę porównać do klimatu Wiecznych. To bodaj jedyne dzieło ze stajni Marvela, które spokojnie stanęłoby w szranki z najmroczniejszymi opowieściami od DC. Rysownikom należy się naprawdę ogromny szacunek.
Podsumowując, Punisher Max tom drugi to kawał świetnego komiksu. Niestety widać niedoskonałości. Scenarzystom najwidoczniej zabrakło pomysłu i wypełnili luki w fabule niepotrzebną przemocą. Owszem, powinna ona być, ale nie w takich ilościach. Pomimo naprawdę wciągającej fabuły i nieziemskich plansz, nie mogę uznać tego za komiksowe arcydzieło. Nawet obecność Nicka Fury’ego nie ratuje tej części. Przemoc zabiła ducha Punishera. Pomimo to polecam, gdyż warto się zapoznać z tą opowieścią, by zrozumieć, dlaczego nadmiar przemocy szkodzi.