Praktycznym słowem wstępu
Arkhamer odbył się w dniach 16-18 czerwca, to znaczy od razu po Bożym Ciele, co oczywiście miało wpływ na imprezę. Po pierwsze, w mieście nie brakowało atrakcji, więc powstawał dylemat, gdzie się wybrać (choć moim zdaniem wybór mógł być tylko jeden). Po drugie, ludzie przy długich weekendach często wyjeżdżają z miasta, ale medal ma dwie strony i nie patrzmy na to pod kątem „kaliszanie wyjechali”, lecz „osoby z różnych części Polski przyjechały”! Poznań jest stosunkowo blisko, dobre połączenia, dlatego nikogo nie dziwią wędrowcy z tych stron. Ale jakież było moje zaskoczenie, gdy na tak stosunkowo niewielkiej imprezie spotkałam podróżników nawet z Mazur czy Podlasia.
Pozostając w temacie przyjezdnych, nocleg nie stanowił najmniejszego problemu. Nie trzeba było szukać i wykosztowywać się na hotele – organizatorzy za 35 złotych zapewnili trzydniową zabawę, nocleg oraz prysznice w Zespole Szkół nr 10 przy ul. Podmiejskiej 9a, w którym to miejscu został zorganizowany cały konwent.
Mieszkańcy Kalisza i okolic mogli doświadczyć w pełni atrakcji w sumie za 30 złotych: w piątek bilet kosztował 10 złotych, w sobotę 20 złotych, a w niedzielę wejście było darmowe. Wszyscy dostawali identyfikatory z okienkiem na wpisanie imienia/przezwiska. Przecież nikt nie będzie mówił do was per Pan/Pani. Jeśli ktoś miał problem ze zdecydowaniem się, o której godzinie gdzie się wybrać i gdzie w ogóle znaleźć swoją salę, z pomocą przychodził program na kartce A3. Z jednej strony znajdowała się mapka, w tym roku pięknie zdobiona, z drugiej rozkład godzinowy prelekcji i innych atrakcji towarzyszących. Gdy tytuły wykładów nie zdradzały zbyt wiele, z pomocą przychodził informator, w którym wszystko zostało wyjaśnione – choć niekiedy na tyle tajemniczo, że jeszcze bardziej mąciło w głowie.
Baśnie, legendy, magia i… lata dziewięćdziesiąte
W tym roku tematem przewodnim Arkhamera były baśnie i legendy. Choć z początku w programie brakowało mi tematów związanych z horrorem, którego w zeszłej edycji było sporo, organizatorzy wypełnili tę pustkę licznymi ciekawostkami i dobrą zabawą pełną śmiechu.
Jako przykładny uczestnik pierwszego dnia, w pierwszej godzinie udałam się na otwarcie konwentu. Okazało się, że prócz mnie tych „przykładnych” osób było dwoje? Może troje? To zawsze lepiej niż na zakończeniu, gdzie pożegnałam się z pustą salą. Ale co tam, przecież nie o to chodzi, by się witać i żegnać oficjalnie, ale by poznawać się w trakcie imprezy i być może te kontakty utrzymywać przez kolejne miesiące. A okazji do zaznajamiania się z uczestnikami było wiele, gdyż Arkhamer zapewnił nam aż osiem bloków tematycznych.
Baśnie i Legendy, czyli to, co tygryski lubią najbardziej w edycji 2017. Chwalić można różnorodność, jaka pojawiła się już w tym jednym bloku – od mitologii afrykańskiej i polinezyjskiej, poprzez jednorożce, czarownice, Tolkiena, Słowian i bursztyn będący pocztówką miasta Kalisza ze względu na szlak bursztynowy, który niegdyś przez niego przebiegał po Disneya i skontrastowanie bajek tej wytwórni z oryginalnymi baśniami. Czyż to nie brzmi dobrze?
Popkultura i Fantastyka, to znaczy… no właśnie. To znaczy wszystko! Książki, filmy, komiksy, gry – czego tylko dusza człowieka XXI wieku atakowana z każdej strony reklamami różnej maści zapragnie. Było trochę powrotów do korzeni pod postacią czarnych charakterów mitologii różnych kultur, trochę potworów kryjących się w odmętach wód oraz co nieco kultowych tytułów i nazwisk, bo jak inaczej nazwać „Star Treka”, serię o „Obcym”, wielbionego przez wielu Lovecrafta, czy, a jakże, Arnolda Schwarzennegera?
Arkhamer Talks, czyli nie przyszliśmy tylko słuchać! Trafiło tu kilka prelekcji, na które widać nie było już miejsca w innych blokach, ale, jak sama nazwa wskazuje dział został stworzony dla paneli dyskusyjnych, gdzie prowadzący nawet nie musieli zachęcać uczestników do wzięcia udziału w rozmowach. Tu też zauważyłam, jak szybko można dostosować się do sytuacji – temat „Czy warto oglądać stare seriale w dobie Netflixa?” nie był nazbyt oblegany, a że wszyscy obecni pamiętali lata dziewięćdziesiąte, zapadła szybko decyzja o zmienieniu programu na konkurs „Gimby nie znajo”. I nie, nie potrzeba było motywacji w postaci punktacji i nagród, to była czysta gra dla przyjemności, gdzie panowało prawo dżungli: kto pierwszy ten lepszy. Jeszcze więcej radości dostarczyła pewna nieoczywistość. Wyobraźcie sobie, słyszycie muzykę z serialu, krzyczycie „MacGyver!” i wtedy dopiera wyświetla się pytanie właściwe, jak miał na imię główny bohater? Wiecie?
Oczywiście punktowane konkursy także były: fantastyka, gry, Disney, muzyka lat dziewięćdziesiątych… wybierajcie co chcecie. Ja wybrałam. Jako poboczny słuchacz to ostatnie, jako uczestnik przedostatnie. Bo w końcu na bajkach Walta się wychowałam, bo choć trzydzieści lat żywota nieubłagalnie się zbliża, to nadal je oglądam, bo przecież to będzie łatwe i zabawne. Och, jakże się myliłam. Zabawne było, łatwe już niezbyt.
Nie zabrakło też atrakcji dla anime- i mangomaniaków w bloku Popkultura Azjatycka oraz Warsztaty – Mangaka. Można więc było nauczyć się rysować mangowe postacie, odpocząć trochę oglądając AMV oraz openingi, a także wziąć udział w bardzo bogatym w różnorodne tytuły przeglądzie mang wydanych na rynku polskim.
Oczywiście był też Larp i inne towarzyszące konwentowi atrakcje. Można było zrobić drobne zakupy koszulek, kubków, książek, gier różnego rodzaju i tym podobnych, malować figurki, grać w RPGi, przypomnieć sobie – lub dopiero odkryć – stare pikselowe gry komputerowe, zabawić się w Twistera, wejść do przenośnego planetarium (polecam!) i odkrywać tajemnice kosmosu leżąc na podłodze. Osobiście jednak najbardziej czekałam na cosplay i to był jedyny punkt programu, na którym co nieco się zawiodłam. W zeszłym roku zaprezentowało się więcej uczestników, z ciekawymi scenkami. W tym prowadząca wysilała się jak mogła – i to był chyba najlepszy i najzabawniejszy punkt – by przeciągnąć choć o kilka minut konkurs, z nadzieją, że może ktoś jeszcze zdecydował się zawalczyć o tytuł najlepszego Cosplayera Arkhamer 2017.
Jeszcze tylko dwanaście miesięcy
Tegoroczny kaliski konwent fantastyki dobiegł końca zdecydowanie za szybko. Aż smutno się robiło, gdy wychodząc mówiłam „do zobaczenia za rok”, a ten rok, te dwanaście miesięcy echem odbijało się w umyśle pragnącym więcej i więcej. O nie, nie z niedosytu spowodowanego brakiem zajęć przez te trzy dni, bo na to narzekać nie można, ale z niemożności bycia w każdym miejscu na raz, chcąc jak najwięcej zobaczyć.
Choć większe imprezy mają oczywiście i większy rozmach, więcej wystawców, cosplayerów, znanych nazwisk, ja bardzo dobrze czuję się na, w porównaniu do nich, kameralnym Arkhamerze. Nie można mu ująć pomysłowości oraz programu zapewniającego mnóstwo świetnych rozrywek dla osób w każdym wieku. Mam więc nieukrywaną nadzieję, że rzeczywiście za rok ponownie się spotkamy, starsi o te parę miesięcy, bogatsi o przeczytane książki i komiksy, obejrzane filmy i seriale, rozegrane gry komputerowe, karciane i planszowe.
Nie pozostaje mi nic więcej, jak jeszcze raz powiedzieć:
do zobaczenia!
Już wkrótce.