Przyszłość nie będzie jasna…
Odłóżcie okulary przeciwsłoneczne, wielbiciele Davida Lyncha. W Selkis wpadniecie w środek jakiegoś ogromnego konfliktu, który wytłukł Układ, galaktyczny organizm państwowy rządzony przez ludzi. Nie wiadomo, kto to właściwie zrobił, wiadomo, że na tyle skutecznie, że sama rasa ludzka staje się nagle mniejszością. A przecież udało jej się podbić, podporządkować i uczłowieczyć tyle niższych humanoidów!
To pierwszy ciekawy zabieg Grzegorzewskiej – ludzie nie będą pozytywnymi bohaterami, nie będą nawet głównymi postaciami dramatu, który przyjdzie nam śledzić. Osobą czy, jak pisze autorka, istotą numer jeden będzie tu obca, której naturę będzie nam trudno zrozumieć. Nie jest to łatwe nawet dla niej samej, tytułowej Selkis.
Małżeństwo jako podstawowa jednostka towarowa
Układ nakazuje przedstawicielom nieludzkich ras przystosowanie się do wyglądu przeciętnego człowieka – żadnych kłów, pazurów, dziwnych uszu, futra, łusek, dziwnej skóry, dziwnych… No niczego. A ogon to już wcale i lepiej nie wymawiaj tego słowa. Niecywilizowane, niedostosowane jednostki zostają wysłane do obozów pracy przymusowej. Na przykład kopalni gdzieś na pozbawionych wszystkiego asteroidach. Tam, jeśli nie umrą po prostu z niedożywienia i przemęczenia, mogą jeszcze trafić pod lufy wojsk piechoty pacyfikujących bunty, na jakie czasem ośmielają się mieszkańcy górniczych kolonii. A że Układ stać na takie pokazówy, po buncie zostają jedynie napromieniowane zgliszcza.
Na szczęście jest przeciwwaga w postaci KaHa, Kompanii Handlowej. Jej obywatel może takiego skazańca wykupić i poślubić, dzięki czemu zwróci mu status osoby prawnej. A przy okazji przyuczy do prac potrzebnych na jego statku – napraw, zbierania kosmicznego złomu… A skoro o małżeństwie mowa, to nie może ono zostać nieskonsumowane i nieproduktywne! Wolność nigdy nie jest za darmo i na pewno nie jest niczyim prawem.
I co myślicie? Star Trek – Najgorszy Koszmar? A może to jakby znaleźć się w świecie Zaginionej floty Campbella, ale po stronie tych złych, Syndyków? To dodajcie jeszcze stare dobre niewolnictwo i już jesteście mniej więcej w domu. Ale oczywiście na tym się nie skończy!
Prawo morskie – rozbitkom trzeba pomóc
Trochę się pospieszyłam, bo historię Selkis i jej wyzwolicieli poznacie stopniowo, przez całą książkę będzie się pogłębiać i was zaskakiwać – bo już myśleliście, że rozumiecie, a to nagle nie wszystko. Na początek będzie po prostu trójka rozbitków, ludzka kobieta, ktoś w rodzaju Terminatora i nieuczłowieczona obca, ktoś jakby Reptilianka. I to już dla szlachetnej, znającej zasady Marynarki Wojennej za dużo, w końcu „oni” mają prawo wyglądać i zachowywać się jedynie jak drugi oficer na ich statku – uczłowieczony, sztywny, łysy i pozbawiony ogona.
Wątek ogona wprowadza troszkę lekkości w naprawdę mroczny i nieprzyjemny świat powieści Grzegorzewskiej. Marynarze zachowują się tu często jak skończone palanty, za każdy błąd karze się nieproporcjonalnie do skutków, nie ma miejsca na swobodę. Jest klaustrofobicznie, rasistowsko, a na domiar złego rządzi dulszczyzna. I na żadnym z ocaleńców wrażenia nie robi to, że być może są jedynym ocalałym okruszkiem Układu, a przeżyli dzięki pomocy rozbitków.
Romans z obcym
Gdzieś w połowie książki zaczyna się romans (była, jak się okazało dużo później, mniej więcej pierwsza w nocy). Tak, są scenki. Tak, chodzi o Selkis, która wcześniej doświadcza przemocy seksualnej. Relacja rozwija się bardzo naturalnie, jako czytelnicy szybko zaczniecie trzymać kciuki za kochanków i ich nowe uczucie, po czym okaże się… że i ta historia została pokazana od środka i wcale nie jest oczywista. Grzegorzewska elegancko gra z czytelnikiem czy czytelniczką, w pewnym momencie możecie mieć wrażenie, że czytacie po prostu romans w przebraniu space opery, coś jak jedną z tych osławionych powieści D. Oswalda Heista z Sagi Vaughana i Staples. I jakoś ten trop jest mi naprawdę drogi, bo także tu autorce nie chodzi po prostu o erotykę, ale powiedzenie czegoś o emancypacji, wolności i prawie każdej istoty do doświadczania, do wybierania radości i dobra. Mamy swojego Heista, moi drodzy.
Selkis to mroczna, ale też wzruszająca, a czasem nawet zabawna powieść. Jest tu wszystko, co powinno znaleźć się w science fiction, a zwłaszcza niezbadany, groźny kosmos pełen niespodzianek. Są istoty złe, dobre, złamane i powoli leczące rany. Oraz idiotyczne decyzje motywowane rozlicznymi kompleksami, które może przyniosą skutek w postaci kolejnego tomu.
Gaja Grzegorzewska odważnie weszła na nieznane wody i, jako wierna wyznawczyni eklektyzmu i postmodernizmu, napisała eksperymentalny mix science-fiction, space opera, kryminału, psychologicznego thrillera i opowieści o dojrzewaniu. A to wszystko zdecydowanie dla dorosłej publiczności, ze względu na niejedną rozbudowaną scenę erotyczną.
Książka została nominowana do GRAND PRIX Festiwalu Kryminalna Warszawa.
Przeczytajcie, jeśli nie boicie się czegoś nowego! 🙂