Każdy na każdego
W Wielkiej Wojnie Zodiaku dochodzi do licznych starć, w końcu zwycięzca może być tylko jeden i tylko on spełni swoje życzenie. Jednakże sytuacja się zmienia po ujawnieniu specjalnej mocy Królika w pierwszym tomie. Otóż okazał się on nekromantą i tym samym śmierć danej postaci niekoniecznie oznacza wykluczenie jej z wojny. Choć zombie nie może zostać zwycięzcą, to jak przystało marionetce, zrobi wszystko, aby pomóc swojemu panu. Tym samym w kolejnych trzech tomach dochodzi do nietypowych zwrotów akcji. Ponadto ponownie zawiązany zostaje tymczasowy sojusz, a także jeden z wojowników umiera bezsensowną śmiercią – z jednej strony było to zaskakujące, a z drugiej żałuję, że nie ujrzałem go w walce. Pojedynki również wypadają rozmaicie. Czasem różnica poziomu jest tak gigantyczna, że starcie kończy się, zanim faktycznie się zacznie, a innym razem to ignorancja i pycha doprowadza do klęski. Oczywiście trafiło się też kilka spektakularnych starć, w tym pojedynek dwóch wojowników przeciwko czterem przeciwnikom… Nie będę ukrywał, że wsiąkłem ponownie w Wielką Wojnę Zodiaku.
Przebiegły i szalony królik
Po przeczytaniu całości stwierdzam, że każdy z wojowników miał w sobie jakiś urok. Każdemu dało się kibicować i prawie każdy miał coś na sumieniu. Bardzo spodobało mi się, także, że na końcu poznaliśmy ich życzenia. Na przykład jeden z bohaterów w pierwszym tomie wydawał się nikczemny, a po przeczytaniu czwartego woluminu okazało się, że miał też w sobie dobroć. Niemniej niewątpliwie najciekawszą postacią był Królik. Nie tylko za sprawą nekromancji, ale za sprawą genialnych taktycznych posunięć. Doprawdy wszystkie jego starcia były niebywale ekscytujące. Zaskoczyła mnie także motywacja wojowniczki Tygrysa – pijanej, utalentowanej zabójczyni, która nienawidziła Byka. Prawdę powiedziawszy, najbardziej żałuję, że uczestnicy Wielkiej Wojny Zodiaku tak szybko ginęli. Szkoda, że częściej jakiś bohater nie wycofał się z walki, aby potem znienacka powrócić do gry. Pozostaje też kwestia unikalnych mocy i talentów poszczególnych postaci. Jeśli mam być szczery, zasadniczo żadna nie była równie spektakularna, jak moc nekromancji Królika. Spodziewałem się większej ilości niespodzianek, a zaskoczyła mnie jedynie zdolność Szczura.
Obraz zagłady
O kresce wiele się nie wypowiem. Jest przyzwoita, trzyma poziom, bohaterowie świetnie się prezentują, a i sceny walki również wypadają dobrze. Jest krwawo, spektakularnie, trup ścieli się gęsto, czego więcej chcieć od historii typu battle royal? Przyczepiłbym się jedynie do okładek, które przedstawiają konkretnych wojowników Zodiaku. Przez to przed czytaniem można zorientować się, kto już odpadł, a kto będzie się bił w danym tomie. Nieznacznie odbiera to frajdę z czytania. Wspomnę jeszcze, że na końcu czwartego tomu dodano tekst opisujący alternatywną wersję tej historii. Mianowicie, co by było, gdyby doszło do starcia bohaterów z tej mangi z przedstawicielami naszego rodzinnego zodiaku. Jest to niestety jedynie prolog, ale gdyby ukazał się taki komiks, to wziąłbym go w ciemno.
Czy było warto wziąć udział w Wielkiej Wojnie Zodiaku?
Wielka Wojna Zodiaku wzięła mnie z zaskoczenia. Nie miałem wielkich oczekiwań po fabule w stylu battle royale, a jednak mocno wciągnąłem się w ten brutalny świat. Co prawda czuć, że pewne rzeczy nie zostały wyjaśnione, podobnie wygląda sprawa z całym uniwersum, o którym w sumie nic nie wiadomo. Zasadniczo nawet po przeczytaniu czterech tomów nie dowiemy się choćby skąd wzięła się Wielka Wojna Zodiaku. Z drugiej strony czy to ważne? Mamy tu masę epickich, spektakularnych pojedynków, a do tego kilka przebiegłych, zaskakujących i podstępnych zagrywek. Najbardziej żałuję, że nie każdemu wojownikowi dane było się wykazać, co nie zmienia faktu, że i tak jestem zachwycony tą serią. Dla mnie jest to mocna ósemka. Bardzo miło spędziłem czas przy tej mandze, historia mnie wciągnęła, z wielką przyjemnością obserwowałem poczynania wszystkich bohaterów. Na koniec mogę tylko powiedzieć, że chciałbym więcej!