W kinach Thor. Ragnarok hula już w najlepsze, a rzesze fanów (no dobra, fanek) wzdychają do boskiego Thora. Ja postanowiłam zwrócić uwagę na innego superbohatera, który często jest pomijany i poza żarcikami sytuacyjnymi niemalże nie ma szans na własne pięć minut. Mowa oczywiście o Niesamowitym Hulku!
Bruce Banner i jego alter ego
Dramatyczny życiorys bohatera stworzonego przez legendy komiksu, czyli Stana Lee i Jacka Kirby’ego może wzbudzać współczucie. Inspiracja książką Roberta Louisa Stevensona (Doktor Jekyll i pan Hyde) jest w tym przypadku oczywista. Zarówno Bruce Banner, jak i Henry Jekyll są naukowcami, którzy padają ofiarą własnej inteligencji i ambicji. Ponadto za materiał źródłowy, podczas tworzenia komiksowej postaci, posłużyły twórcom książka Mary Shelley (Frankenstein) oraz film Zdumiewająco kolosalny człowiek (The Amazing Colossal Man, 1957). Hulk miał być odzwierciedleniem ludzkiej wściekłości i dążenia do samozniszczenia.
Hulk po raz pierwszy pojawia się w komiksie w 1962 roku we własnej serii zatytułowanej Niesamowity Hulk (swoją drogą bardzo żałuję, że ten komiks nie został wydany w ramach serii Superbohaterowie Marvela). Błyskotliwy, aczkolwiek porywczy, naukowiec Robert Bruce Banner ulega wypadkowi podczas eksperymentu nad bronią jądrową (co odzwierciedla ówczesną zimnowojenną paranoję nuklearną). Niezwykle ciekawym jest fakt, że podczas swojego komiksowego debiutu Hulk miał szary kolor. Na charakterystyczną znaną nam dzisiaj zieleń wydawca zdecydował się przy druku drugiego numeru (było to spowodowane problemami technicznymi).
Jak zapewne wszyscy wiecie, Bruce Banner zmienia się w Hulka wtedy, gdy się zdenerwuje (w tym momencie przypomina mi się dość naciągany dialog z filmu The Avengers, podczas którego naukowiec mówi Kapitanowi Ameryce, że bywa nieustannie wściekły). Mężczyzna traci wówczas panowanie nad sobą i nie jest świadomy swoich czynów. Jego miejsce zajmuje zielona bestia. Co ciekawe, w komiksach jaźń Bruce’a podzielono na więcej niż dwie, jednak nie jest to istotne dla niniejszego tekstu.
Eric Bana, Edward Norton czy Mark Ruffalo?
Ponad wszelką wątpliwość Hulk z 2003 roku jest najlepszym solowym filmem o tym superbohaterze i bardzo żałuję, że Marvel nie postawił w swoim kinowym uniwersum na rozszerzenie tej właśnie historii. Oczywiście wliczający się do Marvel Cinematic Universe Niesamowity Hulk z 2008 też przedstawia przyzwoity poziom, jednak jest o wiele mniej poważny i bardziej infantylny. Widać zatem, że wytwórnia w początkowej fazie stawiała głównie na młodszego widza, który będzie dorastał wraz z serią filmów o superbohaterach. Jeśli już o MCU mowa, wielu fanów nie spodobała się zmiana aktora wcielającego się w Bruce’a Bannera w The Avengers. Znakomitego Edwarda Nortona zastąpił wówczas Mark Ruffalo, który moim zdaniem przypomina raczej doktora z serialu animowanego (Niesamowity Hulk, 1996-1997) niż komiksowego człowieka przygniecionego ciężarem życia doczesnego.
Dlaczego Hulk wypada lepiej w komiksie i animacji niż w filmie?
Komiks to bardzo specyficzne medium, w którym dialogi nie odgrywają głównej roli. Większość przekazu przedstawiana jest przez obraz, kolory i ich odcienie. W związku z tym takie postaci jak Hulk czy Stwór z Fantastycznej Czwórki świetnie się w ten schemat wpasowują. W końcu wyrażają się głównie przez ruch, a nie słowa. Właśnie dlatego zielony stwór w wersji komiksowej jest o wiele bardziej popularny niż w filmie. Nie oszukujmy się, dla współczesnego widza każde widowisko kinowe ze słabymi dialogami będzie po prostu nudne.
Hulk jest postacią bardzo wdzięczną przy tworzeniu animacji. Przyciąga uwagę zarówno w swojej ludzkiej postaci, jak i jako wielki zielony stwór. Serial Niesamowity Hulk wspominam dziś z wielkim sentymentem, choć ma już jedenaście lat. Wydaje się zatem, że to właśnie krótsza forma, jaką jest animacja, pozwala przedstawić superbohatera w sposób interesujący.
Pełnometrażowe produkcje animowane takie jak na przykład Hulk na obcej planecie (ekranizacja rewelacyjnego komiksu Planeta Hulka) pokazują niestety, że nie da się uniknąć dłużyzn, gdy Hulk jest głównym bohaterem. No bo ileż można patrzeć, jak protagoniści kopią tyłki antagonistom? Właśnie dlatego Stan Lee zdecydował, by zielony stwór był jedynie alter ego doktora Bruce’a Bannera, a nie pełnoprawną postacią.
Dlatego myślę, że właśnie tu został pogrzebany przysłowiowy pies. Hulk, choć medialny z wyglądu, nie stanowi materiału dla solowego filmu superbohaterskiego. Jasne, protagonista wypada rewelacyjnie w scenach akcji i jako obiekt żartów sytuacyjnych, jest to jednak w mojej ocenie zbyt mało, by mógł występować całkowicie autonomicznie. Stanowi za to świetne wypełnienie dla takich postaci, jak Iron Man, Thor czy Czarna Wdowa. Pewnie dlatego twórcy Thora. Ragnarok zdecydowali się na umieszczenie Zielonego Avengersa w najnowszym filmie. Swoją drogą inspiracja komiksem Planeta Hulka widoczna jest na pierwszy rzut oka, choć to jedynie zapożyczenie motywu i stylistyki.
Bardzo fajny tekst, ze wszystkim się zgadzam jednakże apropos zamiany aktorów z Edwarda na Marka to Marvel tutaj nie za bardzo jest winny, bo nie było ich intencją zmieniać człowieka grającego Hulka – po internecie krąży mnóstwo plotek o wymaganiach Nortona. Współpraca z nim była ciężka i chciał mieć bardzo duży wpływ na kreatywny aspekt filmów o zielonym potworze na co Kevin Faige nie chciał się zgodzić. I to nie jest też tak, że Marvel nie chce dawać wolności twórcom co widoczne jest w produkcjach takich jak Guardiansi czy właśnie Thor: Ragnarok. Widocznie pomysły Nortona były nie do zaakceptowania.